Od wczoraj grzejemy (zapisać: początek sezonu grzewczego – 29 września – i teraz tak do połowy maja!… Widać, jak mi zęby rosną?). Jesteśmy z piecem na etapie wzajemnego obwąchiwania się i ostrożnej wymiany uprzejmości – na razie ugrzał, co miał ugrzać, bez zbędnej dyskusji; kaloryfery były ciepłe, podłoga ciepła – co oczywiście o niczym nie świadczy, bo jego poprzednik też się przyczajał i robił nam PARTY NIESPODZIANKĘ i NOCLEG W LODOWYM HOTELU znienacka przy minus 30 stopniach. Więc nie chwalę dnia przed zachodem słońca i przed zobaczeniem, w co wskoczyłam.
Jedno, co mnie zachwyca – mam gorąca wodę CAŁĄ DOBĘ. Nie letnią, tylko gorącą, i nie okienko rano i wieczorem, tylko CAŁY CZAS. Jak w jakimś hotelu (i to nie w każdym)! I mogę brać prysznic dowolnie długo, bez przerażającej wizji opadającego poziomu paliwa w zbiorniku i kalkulacji, czy jak nam się olej skończy w środę, to pan Janusz z panem Zenkiem będą mieli wolną cysternę, żeby podjechać i zatankować, bo im się nie opłaca wozić takiej drobnicy i tera wożą palywo, pan zadzwoni jakoś za tydzień (no dobra, w GazGrodzie nie było takich akcji, kierowcy byli super mili i podjeżdżali nawet po godzinach swojej pracy, ale u innego dostawcy – lokalnego biznesmena – to nawet pani żona właściciela potrafiła człowieka opierdolić OSOBIŚCIE, jak miała zły dzień, a klient akurat jej dupę zawracał jakimś zamówieniem).
Zbadałam rynek kocyków z rękawami i tak – ten oryginalny, snuggie, po pierwsze ma dość DZIWNY niebieski kolor (ale kolor bym przebolała – tym bardziej, że taki właśnie snuggie ma Tina Fey w „30 Rock”), tylko że jest z takiego cienkiego, gładkiego polaru, do którego NATYCHMIAST przyczepią się wszystkie kłaki moje i Szczypawki. Ja bym wolała taki gruby, kudłaty polar. No i ten kocyk okrywa PRZÓD, a co z plecami?… To już chyba zostanę przy genialnej polarowej bluzie od teściowej (tak! Od teściowej – co roku na Gwiazdkę proszę ja o flanelową piżamkę i daje mi te piżamki PRZEŚLICZNE, z mięciutkiej flanelki, a w tym roku dostałam trzyczęściowa – z polarową bluzą w komplecie), na flanelowej podszewce. Zmarźluny czują temat?… Ciepełko polaru PLUS flanela od spodu – czyli dotykamy bawełny. Po prostu RAJ.
Do koców elektrycznych nie jestem do końca przekonana. Może mam uraz z dzieciństwa po radzieckiej poduszce elektrycznej, a jak herbatka się rozleje i mnie skopie? Nie, dzięki – jakoś opękamy ze Szczypawką sezon na kanapie unplugged.
Nic to, jak mawiał Mały Rycerz – jeszcze tydzień z ogonkiem i będzie kilka dni na doładowanie akumulatorów słonecznych (z tym, że wziął i wyleciał w powietrze) (Mały Rycerz).