Pogoda bardzo dobra (niech pada, co chce – żaby, jaszczurki, krowy z Kansas – byle nie śnieg; niech pada z góry na dół, z dołu do góry i w bok – byle nie śnieg). Śpiączka nadal trzyma. Chyba po prostu trzeba wziąć na przeczekanie, tak do połowy lutego.
Mam problem – jakie środki represji zastosować, żeby N. przestał palić te ohydne, śmierdzące cygara i cygaretki. Bo już przesadza. Wrzeszczenie i tupanie przynosi rezultaty niezadowalające. Groźby, że wszystkie cygara, które znajdę, połamię, wrzucę do sedesu i nasikam – nie mogę zrealizować, bo one nie toną i będą mi później pływać nie wiadomo jak długo i zasmradzać łazienkę. Zagrozić, że się wyprowadzę, trochę się boję – istnieje ryzyko, że się ucieszy. Hipnoza odpada, bo N. się za dużo i za szybko rusza i hipnotyzer za nim nie nadąży z wahadełkiem czy tam innym świecącym przedmiotem. Nie wiem, drogi pamiętniku. Jestem w kropce.
Czytam „Atlas chmur”. Pierwszy rozdział jest straszny, zaczynałam go trzy razy i odkładałam, ale później się rozbujało.
Znalazłam wzór serwetki z pająkiem – czarną wdową, opuszczającą się na nici z pajęczyny. Oraz wątek na forum „Dzieci a zmiana pogody”. Ciekawe, o czym jest. Żeby mieć dzieci, jak idzie wyż, a jak niż, to nie?… Czy chłopca na pogodę, a dziewczynkę na deszcz? (Były kiedyś takie budki do nabycia w miejscowościach uzdrowiskowych, a w budce góral i góralka. I na pogodę wychodził z budki góral, a na deszcz góralka – bo jak wiadomo, na brzydką pogodę psa się nie wypędzi z domu, a babę zawsze).
Wszystkie horoskopy mam dziś do dupy.