Mam po dziurki w pasku Tudorów. Za dużo książek o Tudorach na raz (a co mieli powiedzieć ówcześni mieszkańcy Anglii! Ja po kilku książkach mam dosyć, a oni się z Tudorami użerali ładnych parę lat). Ciekawe, jakby zrobić taką konfrontację – Tudorowie kontra Kardashianowie. Kto by kogo załatwił.
Natomiast od rana boli mnie głowa i nie znoszę sałaty. Konkretnie – myć sałaty, a właściwie suszyć. Sałata jest złośliwa mendą, a mokra sałata – wyjątkowo złośliwa mendą. Wirówki do sałaty nie kupię, bo nie znoszę bezsensownych kuchennych gratów. Podobno można suszyć metoda owinięcia w ścierkę i wywijania. Ja wczoraj zużyłam pół rolki ręcznika, a ta franca dalej była mokra. Sałata homini mokry lupus est.
W drugim sezonie Hannibala jadą dość grubo. Dobrnęłam do pani patolog w gablocie, a tym samym do paja z nereczki. Jak za jakieś dwa – trzy odcinki pojawi się ludzka stonoga, to wcale się nie zdziwię. Ale jak dziś od rana postaliśmy czterdzieści minut w korku na autostradzie, to chyba trochę rozumiem i sympatyzuję z tym panem, co powlekał ludzi pokostem i zszywał. Nic się nie dzieje bez przyczyny. Jeszcze ze dwie główki mokrej sałaty i kto wie, co policja znajdzie u mnie w garażu (z tym, że ja ich raczej obszydełkuję mereżką, niż zszyję).