JAK SPĘDZIŁAM ŚWIĘTA

 

Najpiękniejszy moment z całych Swiąt…

 

20 minut przed uroczystym proszonym obiadem, w kuchni uwijają się cztery baby, dwa psy (też suki) oraz mój ojciec, w celu odkręcić słoiki. Atmosfera lekko nerwowa. Kobiety z nożami.

 

W pewnym momencie GWIZD! O podłogę wali słój marynowanych grzybków. Po kostki octowej mazi, psy ślizgają się na odłamkach szkła, dookoła skaczą grzybki, a moja matka nabiera powietrza w płuca. Mój ojciec robi minę kota ze Shreka, tylko w wersji z bardzo niebieskimi oczami…

 

W drzwiach kuchni – cyk, cyk – pojawiają się, jak dwie szwajcarskie kukułki, głowy mojego męża i szwagra.

 

– Przyszliśmy popatrzeć na publiczną egzekucję – oznajmia szwagier.

 

Bezcenne.

Bez Mastercard.

 

Jadę w głusz, witac Nowy Rok.

(Jakbym nie była jeszcze wystarczająco stara!)

 

CORAZ BARDZIEJ DŻINGLE BELLS

 

No dobra. Śledź w cynamonie się kisi, mintaj na rybe po grecku się rozmraża.

Pod ścianą leży Wielka Kupa Dóbr Wszelakich, którą dziś wieczorem poporcjuję i poprzyczepiam karteczki (i ani jednej rózgi! ANI JEDNEJ!).

 

Mój mąż kibicuje polskiej kadrze skoczków narciarskich („Kurwa mać! Jakie to są kaleki!…”).

 

A ja chciałabym dostać na Gwiazdkę TRANSFORMERSA!

Bardzo bym chciała! Wzruszyły mnie Transformersy i ja takiego chcę. Żeby na co dzień był żółtą toyotą RAV4.

(Tymczasem dostanę flanelową piżamę w czerwoną kratę z Nexta. Skąd o tym wiem ach skąd?… WYWRÓŻYŁAM SOBIE Z RYBICH FLAKÓW).

 

Zamierzam schudnąć przez święta – tak, schudnąć, same dietetyczne potrawy – ryby z dobroczynnymi kwasami omega, mnóstwo kapusty, która jak wiemy wyszczupla nawet Prezydenta, ciasto makaronowe w łazankach i pierogach, które samo w sobie nie jest tuczące, i ciasto Zebry z gorzkiej czekolady, czyli praktycznie odchudzające.

 

Tak, że wiecie.

Wszystkiego wszystkiego i make love, not Warcraft!…

 

(i poszła smażyc mintaja).


 

O MEDYCYNIE DZIS BĘDZIE

 

Zaliczone od rana – medycyna psia i medycyna ludzka.

 

Medycyna psia:

Wchodzimy ze Szczypawką (w golfie, bo zimno). Szczypawka na stół, panie z lecznicy nad nią – jaka śliczna, jaka grzeczna, delikatne macanie brzuszka, ja muszę ze szczegółami i z gestami wypowiedzieć się w temacie „jaka kupa”, Szczypawka dostaje chrupka, wpis do karty, złotych zero, bo to wizyta kontrolna była.

 

Medycyna ludzka:

Urocza pani doktor, specjalność medycyna pracy, gabinet prywatny, cztery minuty sympatycznej rozmowy, wypełnione kwity z pieczątkami. Nawet mnie nie dotknęła palcem. Nawet czubkiem długopisu. Właściwie to mogłam przyjść zimna i bez pulsu. Kiedyś, pamiętam, u lekarza było badanie stetoskopem. Jaja, nie?… A ze dwa razy to nawet ciśnienie mi zmierzyli i krew pobrali!… To były czasy. No ale widac minęły.

 

Ale w sumie wróciłam w bardzo, ale to bardzo dobrym humorze.

Bo do karty musiałam podyktowac wiek, wzrost i wagę (dobrze, że się zważyłam rano).

Wagę mówiłam tak nieco po cichutku… że wiem, że ostatnio się spasłam…

A pani doktor do mnie – NIEDOWAGA!

 

No wiecie co!

Kocham ją! Idę żrec frytki 🙂

  

PS. Po głębszym zastanowieniu… W sumie to jak mi rośnie SAM TŁUSZCZ, to on jest lekki, nie?… Tłuszcz pływa po wodzie… I niewiele wazy, stąd niedowaga… Zamieniam się w lekkiego ludzika Michelin… Ale te frytki zjem, bo już obrałam ziemniaczki… Ech.

 

O PSIE, ŚLEDZIU I BOGARCIE

 

Zieeeeeeeeew.

Śnieg pada. W grudniu?… Bez sensu.

 

Pies nam się troche popsuł, a właściwie suka, i miała lekutką sraczkę – taka śliczna, a tak lubi zżerać świństwa! Po mnie to ma (zżeranie świństw, a nie urode – po ostatniej kurze z KFC przez dwa dni miałam religijne wizje). Pan doktor na jej widok zakrzyknął „Ależ ona jest urocza!…” – te zwierzaki naprawdę mają lepsza opieke medyczną, niż ludzie. Na MÓJ widok żaden lekarz tak nie zakrzyknął. Nigdy. (I już raczej nie zakrzyknie. Bo Urocza przestałam być jakies 10 lat temu, zmieniając się we Wstrętnom Jendzę).

 

A w mojej kuchni tak pieknie pachnie cynamonem!

Albowiem w tym roku robię tradycyjna wigilijna potrawę z cynamonem, mianowicie ŚLEDZIA.

 

Owszem, za pierwszym razem każdy ma minę „O Kryste Elejson, ale JAK TO ŚLEDŹ W CYNAMONIE!…” – natomiast nie należy się zrażać i osądzać śledzia po pozorach, bo jest pyszny. Schabowe obtoczone w cynamonie zamiast panierki – też.

 

A wczoraj oglądałam sobie „Kiedy Harry poznał Sally” (po raz miliard siedemset pięćdziesiąty szósty), i tak się zastanawiam… Naprawdę większość kobiet wyjechałaby z Victorem Lazlo do Czechosłowacji?… Bo ja bym została z Bogartem w Casablance!

 

Serio, laski. Przyznawać się!

PS. Galeria Raczkowskiego na stronie "Przekroju", niepublikowny Raczkowski, "Gotowi do burzy mózgów?"… Ja odjechałam 🙂

 

ZŁOTĄ RYBKĘ? KAWUSIĘ? BOTOKSIK?

 

Bo ja tu pitu, pitu, a zapomniałabym o najważniejszym!

 

W Złotych Tarasach jest butik z botoksem!!!!!!!!

 

Normalnie naprzeciwko kawiarni, a obok sklepu z butami!

Poziom drugi.

 

Najpierw go nie zauważyłam i zareagowałam dopiero na specyficzny zapach, jaki walił z tego przybytku – coś a la ambulatorium.

Jak już zobaczyłam, co mijam – a w drzwiach stała sympatyczna pani w białym kitelku i USMIECHAŁA SIĘ DO MNIE DRAPIEŻNIE – to spierdzielałam!… Aż miło!

 

A pozniej piętnaście razy się oglądałam, czy to nie omam, fatamorgana, tudzież czy nie uległam mojej jakże (pojebanej) bujnej wyobraźni.

 

Na razie nie będę tego komentować.

Wrzucam do szufladki „kompletnie kurwa nie wiem co o tym myśleć”.

 

PRZERWA KONSERWACYJNA

 

Zaraza po mnie pełza.

Wczoraj caly dzien w pozycji horyzontalnej i znowu mam dziwne sny (co oni dodaja do tych teraflu?).

 

Czytam sobie Agatę Christie.

Kocham jej ksiązki. „W salonie leży trup!” – „Nie szkodzi, wypijemy herbatę w bibliotece”.

Czasem tylko wymyka mi się głuchy jęk podziwu nad perfekcyjną organizacją czasu, jaka maja jej mordercy, którzy o 11.39 jeszcze grają w brydża w salonie, o 11.42 wracają do sypialni, aby przez balkon wymknąć się do pokoju obok, zasztyletować sąsiadkę o 11.44, a następnie o 11.46 już być z powrotem na balu na dole i tańczyć fokstrota, po drodze sfałszowawszy kilka czeków.

 

Kładę się z powrotem do wyra, bo przed oczami mam mroczki (dobrze, ze nie Mroczków, bo mogłabym nie przeżyć).

WZOROWA PANI DOMU BIERZE SIĘ ZA ODKURZANIE

 

W roli wzorowej pani domu w dzisiejszym odcinku wystąpię gościnnie ja, BO TO MÓJ BLOG i mogę robic na nim co chcę! Nawet niewiarygodnie naginać rzeczywistośc.

 

No dobra.

To zaczynamy.

 

Kupiłam jakiś czas temu odkurzacz bezworkowy.

Poczułam się w sklepie taka praktyczna i nowoczesna, niech mnie nie ograniczają tymi workami, poza tym ich jest pierdyliard typów i pamiętaj później człowieku, które worki kupić, albo żeby W OGÓLE kupić worki. Ja mam na głowie inne rzeczy zupełnie, niż worki do odkurzaczy, doprawdy.

 

Poza tym, odkurzacz wyglądał miło, przystępnie, kurz wyrzucało się do śmieci z takiego jakby dzbanka, no i od czasu do czasu niech pani wypłucze filtr.

 

Zatrzymajmy się na chwilę przy definicji terminu „WYPŁUKAĆ”.

Bo moim zdaniem „WYPŁUKAĆ” oznacza „podstawić pod strumień bieżącej wody i chwilę potrzymać” i dlatego kupiłam ten odkurzacz.

 

Okazuje się, że w odniesieniu do filtrów od odkurzaczy, termin WYPŁUKAĆ oznacza cos zupełnie, zupełnie innego.

 

I ja to COŚ robiłam wczoraj PRZEZ PÓŁTOREJ GODZINY.

 

Ten filtr to taki cylinder, w którym poupychane są takie jakby gumowe paski, w każdym razie chodzi o to, że POMIĘDZY tymi paskami gromadzi się wszelkie plugastwo, które trzeba stamtąd wydłubać. PATYCZKIEM DO SZASZŁYKÓW.

 

W każdym razie niczym innym mi się nie udało tego usunąc.

 

Dłubałam patyczkiem, a tworzywo, które wydobywało się spomiędzy pasków, mogłoby zagrać we wczesnych horrorach typu B. Wole nawet nie myślec, ile zarazy, zdechłych roztoczy i cholera wie czego przeszło wczoraj przez moje ręce.

 

W dodatku, jak już byłam umazana tym po łokcie, to mój mąz zaczął gwałtownie wzywac pomocy. Rzuciłam zatem filtr i pobiegłam, bo może znowu wsadzil palec do zapalniczki albo odkroił go sobie jednym ze swoich noży… Otóż, potrzebował mojej pomocy ponieważ WŁAŚNIE ZESKANOWAŁ jakis stary slajd – „Ale pamiętasz, czy twój ojciec stał wtedy po prawej stronie, czy po lewej?… Bo nie wiem, czy dobrą stroną go włożyłem do skanera”.

 

A.a.a.a.a.a.a.a.

 

No nic.

Może do mnie przyjść dziś ta małpa, Perfekcyjna Pani Domu i palcem w białej rękawiczce przejechać po filtrze do odkurzacza (a później ją nim zdzielę w łeb). Ale dni TEGO ODKURZACZA są policzone. Oglądałam takie akumulatorowe hoovery ostatnio. Myslicie, że one mają filtr?…


UPDATE:
Z perfekcyjnej pani domu mam tylko perfekcyjne kurwa mać!
ZATKAŁAM ten odkurzacz! Wciągnęłam takie plastikowe CÓŚ co mi utkwiło w rurze na zakręcie I KONIEC. Ani go popchnąć, ani wydłubać!…
Oraz zamierzam napisac bestseller dla mezczyzn: "SEDES – magic or science? All you should know about this magnificent achievement of human intelligence in ten easy-to-follow lessons". 

DZINGLE BELLS I O ZABAWKACH

 

Odblokowało mnie trochę w kwestii prezentów gwiazdkowych. Wczoraj pożeglowałam dośc szeroko po Złotych Tarasach, sobie też nie pożałowawszy (zapakuję sobie od męża) (dostaję małpiego rozumu, jak wchodze do NEXTa i oglądam dodatki, piżamki flanelowe i kapcie. Nic na to nie poradzę).

 

Więc generalnie trend jest taki, że po pierwsze, wchodzimy do kawiarni i rozbieramy się do rosołu (co jest, jak rzekła Hanka, o tyle dziwne, że przecież nie podają tam rosołu, tylko kawę). Zrzucamy naprędce sweter, bluzkę, co tam mamy, i zostajemy w samej bieliźnie lub topie spaghetti. W grudniu.

 

Po drugie, natychmiast po rozebraniu się, wyjmujemy laptopy.

Najlepiej, aby liczba laptopów na stoliku wynosiła liczbę osób siedzących przy stoliku plus jeden.

Bo po jednym na osobę to jest absolutne, nieprzekraczalne minimum.

 

I koniecznie ustawiamy te laptopy tak, aby wszyscy przy stolikach dookoła mogli przeczytać, że napisała do nas Maryla na Gmaila, dostaliśmy info z naszej klasy, właśnie wylicytowaliśmy na allegro binokle, a teraz odpowiadamy na maila panu Smithowi: „Dear Mr Smith, thank you very much for your email”.

 

Inaczej w ogóle się nie liczy.

 

Oraz dostałam polecenie KUPIĆ LALKĘ.

Proszę bardzo – jeśli komus się to wydaje łatwizną i w ogole kaszka z mlekiem – niech idzie i kupi lalkę!

 

Zaczynam rozumieć, dlaczego obecnie dzieci wyrastają na potwory, a czternastoletnie dziewczęta to zwyrodniałe seks maszyny z makijażem, gołym pepkiem i robią sobie zdjęcia w bieliźnie i wieszają na fotce peel.

 

Wystarczyło, że pooglądałam sobie lalki.

 

Wszystkie lalki wyglądają:

– jakby przesadziły na solarium;

– jakby były anorektyczkami albo ćpunkami od 10 roku życia;

– jak młodociane prostytutki;

– jak drag queen z podświetlanymi skrzydłami, ogonem syreny, w srebrnym pantoflu i odblaskowych ciuchach;

– jak dominatrix;

 

W menu były jeszcze lalki potwornie zdeformowane w dzieciństwie przez krzywicę (ogromny łeb na pajęczych nóżkach), albo w ogóle zdekapitowane i w asortymencie z lalki sprzedawany jest jedynie jej łeb (lub w wersji WIĘCEJ MAKABRY ZA PRZYSTĘPNĄ CENĘ – łeb i przedramiona).

 

Jezu.

 

Jak weszłam do alejki z kucykami pony to normalnie dostałam drgawek. TYCH LUDZI POWINNO SIĘ POZAMYKAĆ. Tych, którzy wymyslili kucyka pony, produkują go w wielu zwyrodniałych wersjach, ubierają w jakieś kurwa… NIE WIEM CO w kolorach wybuchu atomowego i dokładają zboczone akcesoria. TO NIE SĄ ZABAWKI, to jest jakiś TAJEMNICZY KOD MASONERII, ja wam mówię! To jest NIEMOŻLIWE, żeby kucyk pony nie robił dziecku śmiertelnego kuku w psychikę. TO SPISEK, jak z Teletubisiami.

 

Osobiście wybrałabym jakiś zestaw typu MOJA PIERWSZA KUCHNIA, MÓJ PIERWSZY ODKURZACZ albo MOJE PIERWSZE WIADRO Z MOPEM, bo za dużo tych księżniczek rośnie, no ale.

 

Dostaliśmy odroczenie wyroku z lalką na MY LITTLEST PETSHOP.

 

Super.

Swietna zabawka polegająca na kompletowaniu POTWORNIE ZDEFORMOWANYCH ZWIERZĄTEK z wodogłowiem.

 

W dodatku szwagier stawia bierny opór: „Zebra! Mogę kupic twojemu staremu Nintendo Wii?” – „On mówi, że wolałby raczej dostać Mr Hanky w słoiku!”.

 

A w moich ukochanych Stanach Zjednoczonych, ojczyźnie Kucyka Pony i Paris Hilton, zabronili Mikołajom pokrzykiwać HO HO HO, gdyż to MOŻE ZOSTAC ZINTERPRETOWANE NIEWŁAŚCIWIE przez niektóre kobiety, gdyż wymawia się tak samo jak WHORE.

 

Ach.

 

MROCZNY PLAN, PAPILOTY I RECENZJA

 

Plan był taki, że porywamy Roga, pakujemy go do piwnicy, wrzucamy mu żarcie, fajki, a on nas rysuje, rysuje… Bo NIKT nie rysuje Lejdis tak, jak Rog!

 

No to musimy wykopać większa piwnicę.

Bo po poniedziałkowych występach gościnnych porywamy jeszcze:

– Kasię wizażystkę – ona nie pali i raczej nie je, bo jak ktos ma 4 cm w pasie, to chyba niewiele je?;

– Adama fryzjera. Który pali.

 

Tak, że będziesz się musiał Rog troche posunąć w tej piwnicy i zsocjalizować. Ale nie martw się, Kasia jest prześliczna i bardzo miła. A Adam zakręcił nam bardzo spersonalizowane papiloty – ja miałam precle a la Księżniczka Leja, a Hanka – zadziorne różki. Przemarsz w tych papilotach do taksówki, po biurowcu pełnym ludzi, w tym – przejażdzka zatłoczoną windą – bezcenne.

 

Wczoraj, jak odwoziliśmy Hanie na pociąg i zostawiłam mojego męża samego w samochodzie na 3 minuty, to wsadził palec do zapalniczki i usmażył obie opuszek. Naprawdę…

 

(Chwilę trwało Hanki odprowadzanie, bo w kasie przed nią stały Babunie Piekieł, które kupowały masę biletów za potworna forsę – albo zdefraudowały fundusz emerytalny, albo rabnęły wnuczkom prezenty)

 

Oraz widziałam taki jeden polski film… czekajcie, jak on się nazywał…

Aaaaa, już wiem! „Lejdis”.

 

ŻADNA MATKA NIE JEST OBIEKTYWNA, TAK?????

CHCĘ JESZCZE RAZ!!!!!!!!!!!!

 

A tu jeszcze CAAAAAAAAAAŁY miesiąc z ogonkiem do premiery!…

 

LEKKIE POCZĄTKI TRAUMY I GŁUPI SEN

Nie, no – panie, panowie i niezdecydowani: to już przestaje być smieszne.
Od wczoraj Karp, a ja nie mam nawet zrobionej listy z prezentami gwiazdkowymi!

ZARAZ SIADAM I ROBIĘ LISTĘ!

(Mój mąż: „Musisz iść do pracy, bo się robisz MNIEJ ZORGANIZOWANA, kiedyś mogłem za tobą iść z zamkniętymi oczami, a teraz nawet nie sprawdzisz, czy wziąłem telefon!!!”)

Gdzie moje kororowe flamasterki!
Gdzie moje fantazyjne pomysły!…

(Myslicie, ze pracownicy się smieją po cichu za plecami Katarzyny Niezgody?… Moi byli pracownicy by się smiali, gdybym co drugi dzien wisiała na Pudelku w objęciach Tommasza Kammela).

A w ogole jaki mialam dzis sen! Nie wiem, czy piękny, czy traumatyczny.
Wylądowaliśmy na lotnisku (w Katowicach), mój mąz poszedł po walizki, a ja do butików.

I były dwa butiki (na lotnisku w Katowicach): GUCCI, a naprzeciwko VERSACE.

No więc ja najpierw do Gucciego (alfabetycznie), pooglądac torebki.
Jedna mi się spodobała, była taka długa i cienka, kosztowała jednakowoż pięć tysięcy i zaczęłam się trochę zastanawiać, choć generalnie gotowa byłam już biec do bankomatu.
Ale pani ekspedientka mówi do mnie:
– Niech pani weźmie te torebke, ponosi i zobaczy! Jak się pani spodoba, to sobie ją pani kupi! A ja dorzuce taka portmonetkę, o – i wyciągnęła bardzo sliczną portmonetke z futerka.

Propozycja wydała mi się rozsądna, poszłam zatem z torebka na ramieniu do VERSACE, pooglądać sukienki i tuniki.
Pan ekspedient w VERSACE kazął mi przymierzyć dość kontrowersyjnie piękną sukienkę, wykonaną szydełkiem, ponieważ była to propozycja na święta, a aplikacje na sukience układały się w świąteczne ozdoby.
Po czym obiecał, że jak kupię sukienke, to dostane od niego mnóstwo ciuchów i rabat – POD WARUNKIEM, że moja noga nie postanie już u tych złodziei naprzeciwko!…
Nawet zaczęłam się już zastanawiac nad tą sukienką, ale obejrzałam się i zobaczyłam mojego N., który stał z walizkami i wyraźnie był na mnie wściekły.

Więc się obudziłam.
Co za głupi sen!

Już wolę UFO.

PS. A w ogóle to jaja z tą nasza klasą, dzwoni do mnie Zebra i mówi:
– Matkooooooo jaka ja byłam GŁUPIA! Myślałam, ze to co się pokazuje, jak serwer jest przeciążony, to żołty ser!… Ahahahha!
– Eeeeeee… Jak to – MYSLALAS, ze to zolty ser?… To to NIE JEST zolty ser?… W torebce na głowie?…
– Weź ty się stuknij! Co ma wspólnego SER z KLASĄ!…
– No nie wiem, myślałam, ze tak jest smiesznie… A co to jest, jak nie ser?
– Gabka!
– Poważnie?… Bez sensu.
– A ser z sensem?…
– No ale gąbka w torebce na głowie?…

Przysięgam, że byłam PEWNA, że to ser.