W horoskopie na dziś mam „energię i zapał do działania”. I GDZIE one są, ja się pytam? No – w horoskopie, bo nie u mnie. Energetycznie jestem na poziomie minus siedemnaście i winda jedzie w dół (a światła ledwo się żarzą).
Chociaż nie mogę się nie pochwalić, że PODJĘŁAM działanie – jak na mnie, to wręcz rewolucyjne. Plecy mnie już tak napierdalały, że złamałam wszystkie swoje zasady i postanowienia i puściłam sobie instruktaż couch potato yoga. Ośmiominutowy zestaw, do wykonywania w pozycji siedzącej na kanapie. Szło mi świetnie i już miałam pęknąć z dumy, kiedy to pani zapodała ćwiczenie pod tytułem „skłon do wyprostowanej nogi wyciągniętej do przodu”. Oczywiście – musiałam się poddać. NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI, żebym zrobiła skłon do wyprostowanej nogi. Nie wiem, jak ludzie potrafią zmusić swój układ kostny, żeby się wyginał bardziej – mój tak nie działa. W ten oto sposób okazało się, że jestem formą życia niższą nawet od kanapowego kartofla (czyli czym? Kanapową pleśnią?…). A plecy mnie rypią nadal.
Natomiast przeczytałam kolejną już książkę z serii skandynawskiej prozy współczesnej i znowu trafiłam na motyw – jedna siostra przyjeżdża do drugiej do wakacyjnego domku na wybrzeżu i ma romans z jej mężem (partnerem, whatever). Nawet zastanawiałam się, czy ja już tego nie czytałam – ale nie, to była inna książka z tym samym wątkiem, chyba już trzecia czy czwarta! Czy przelatywanie mężów (partnerów) sióstr podczas wakacji na szwedzkim wybrzeżu jest szczególnie popularną dyscypliną? Bo nie wiem, co o tym myśleć. Kobiety czasem są zastanawiające (o facetach nawet nie chce mi się gadać).
O, inflacja wzrosła. Kto by się spodziewał (oprócz wszyscy logicznie myślący).