TOM. TOM, WYJDZ Z SZAFY

Na upały najlepszy jest sok poziomkowo – jabłkowy z wodą oraz South Park (wczoraj płakałam ze smiechu, jak Tom Cruise nie chciał wyjść z szafy oraz jak dzieci wysyłały orke na Księżyc za 200 dolarów, bo tyle chcieli Meksykanie za wysłanie orki na księżyc) (w ogole, PRZEPIĘKNI Meksykanie i ich centrum lotów kosmicznych).

Natomiast jeśli chodzi o problemy społeczno – polityczne tego swiata, to nie wiem, czy wszyscy zdają sobie sprawę z tego, ze Kraków cierpi na niedobór alkoholików?…

Albowiem jest taki myk, że miasto wydaje lokalom koncesje na sprzedaż alkoholu, przy czym przychod z tego tytułu można wydac tylko i wyłącznie na zwalczanie alkoholizmu. Ile w Krakowie jest knajp z koncesją – mniej więcej wiadomo (w okolicach miliarda).

W związku z powyższym brakuje im alkoholików do zwalczania.

O, jaka ładna chmura idzie.
Niech popada, niech ja nie musze podlewać ogrodu, bo mi się nie chce.

PS. O cyckach dla Tomka: z powodu upału dużo wyeksponowanych cycków chodzi ulicami.

A JUŻ

…miałam wczoraj nadzieję na burzę. I co. I zagrzmialo dwa razy, chrząknęło i poszło sobie precz.

Dopiero co sprzątałam biurko i znowu mam Kordyliery z papierzysk. No ja nie wiem skąd mi się to bierze.

Dzwonil do mnie wczoraj N. z telefonu satelitarnego. „Kochanie, dzwonię do ciebie z telefonu satelitarnego – CO U CIEBIE?” – no więc ja się zabieram za opowiadanie, co u mnie. Na co on: „Kochanie, ale wiesz, ja dzwonię z telefonu satelitarnego i mam mało czasu, bo to drogie. To cześć”. Jak myslicie, rozedrę go jednak, jak wróci, na takie paski w sam raz na strogonofa, czy nie rozedrę?…

Do domu wracam pospóźnianymi pociągami podmiejskimi PKP (wzrost temperatury, rozszerzalność cieplna, szyny dłuższe, tedy i pociąg potrzebuje więcej czasu, żeby się przedrzeć) w róznym towarzystwie, np. wczoraj trafiła mi się za sąsiadke Bardzo Duża Kobieta Pachnąca Masłem. Czyli naprawde nia tak zle, wziąwszy pod uwage przeciętne doznania zapachowe w srodkach komunikacji publicznej podczas upałów. Czytam „Głos pana”, żeby ustawic się w odpowiedniej perspektywie.

W horoskopie mam: „Aktywne nastawienie do życia wyzwoli w tobie nowe energie” – aaaaaaaaaaahahahaha! Żeby mi przypadkiem zimna fuzja nosem nie poszła.

I tak o.

SOBOTA – IMIENINY KOTA

(A kiedy sa imieniny PSA?)

W domu tak cicho i pusto.
Nikt nie bałagani, nikt nie brudzi naczyń (no – ja – jeden kubek i jeden talerz dziennie, ale to do przezycia).
Nikt mi nie kaze oglądac Arnolda ani Transportera.

Jak nie przyjedzie szybko z tych łososi, to otworzy mu drzwi potargana baba spowita w barchany wyżerająca pesto palcem ze słoika – „PAN DO KOGO?…”

Calkiem prawdopodobny scenariusz.

MOŻE KOMUŚ PETITKĘ?… (CZY PETITKA?…)

Piekna pogoda! Uwielbiam. Uwielbiam upał, deszcz i 100% wilgotności w powietrzu.

Kupiłam sobie mimochodem nowego Couplanda „Wszystkie rodziny są nienormalne” – troche się nie mogłam oprzec tytułowi (zresztą, kto mógłby?…).

Lubie Couplanda, chociaż jego pierwsze ksiązki to taki troche Dostojewski. Bohater jest zajęty głownie własnym cierpieniem, albowiem przyszło mu życ w takich strasznych czasach gdzie upadają ideały i wartości jedna po drugiej i on jest zagubiony i cierpi (co zreszta mówi każdy facet, kiedy prześpi się z nasza przyjaciółką) (i ciekawe, co by powiedział na propozycję życia w średniowieczu jako górnik w kopalni soli).

ROZSMAROWAŁ MNIE.
Zakochałam się w tej książce. Jestem w połowie ale i tak się zakochałam.
Chyba się zaraz zamkne od środka w pokoju i będę czytac.

A sniły mi się jakies paskudy i jestem LEKKO ROZBITA. Tak o – jak filecik z kurzej piersi.

PO PROSTU JUŻ…

Wlasnie siągnęłam ten stan, ze zamiast się wkurwiac, to się smieje.

Mysle, ze punktem zwrotnym była wczorajsza bagietka.
Siedziałam sobie popijając nestea i czekałam, az kuchenka wypika moment podgrzania bagietki na kolacje. Bylam tak głodna, ale to TAK GŁODNA, ze jeszcze chwila a moje soki żołądkowe wypaliłyby dziure w tapicerce fotela.
Kuchenka zaczela pikac, wiec rzucialm się po zarcie, po drodze z salonu do kuchni przypominając sobie jednakowoż, ze owszem, ustawilam zegarek na kuchence, ale czy włączyłam piekarnik?… Czy włączyłam piekarnik?… CZY WLACZYLAM PIEKARNIK?…

Och, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa…
NIE WLACZYLAM.

Czekałam kolejne 20 minut i zezarlam w tym czasie pol sloika pesto. Palcem. I chyba od tego pesto doznalam jakiejs iluminacji.

Wstaje rano, prasuje sobie bluzkę, odpadl mi guzik. O szóstej rano.
Luz. Przyszyłam.

Jutro mam wystapienie na konferencji dla 120 osób.
Luz. Konferencja?… Odpoczne sobie. Ziew.

Musze przyjść w sobote do pracy.
Luz. Przyjdę.

I tylko sekretarka strasznie się zdziwila, kiedy wyjęłam z koperty zaproszenie „Ambasador X. ma zaszczyt zaprosic Pania… NA PRZYJĘCIE” i zaczelam się strasznie, strasznie ale to STRASZNIE SMIAC. Az mi łzy poleciały.

Wolałabym taki papier od mojego szefa „Prezes X ma zaszczyt zagwarantowac Pani… ze pomiedzy komisja przetargowa, przygotowaniem materiału, jednym, drugim i trzecim spotkaniem będzie ona miala czas przysługujący jej na skorzystanie z toalety”. I nie musi być na takim pieknym papierze, serio.

„BORUC: SPIEPRZYLISMY TEN MUNDIAL!”

„Ciało Rasiaka leżało na ziemi, a nad nim w złowieszczym kluczu krążyły dzięcioły…”

(to z BASZA oczywiście).

(Ja to chyba jestem nienormalna, tak podejrzewam. W ogole nie smieszy mnie Marcin Daniec albo Tadeusz Drozda, albo Jerzy Kryszak – wprost przeciwnie – odczuwam na ich widok lekkie zażenowanie i musze wyjść z pomieszczenia; ja w ogole mam ten syndrom, ze jak oglądam TV to się wstydze za tych ludzi – podobno jest cos takiego. Smieszą mnie natomiast dziwne rzeczy, na przykład South Park – ciekawe, kiedy będą wsadzac do więzienia za oglądanie SP – albo jak Zebra mi opowiada kawałki z róznych reality show, na przykład „Czy przyjmiesz ode mnię te rożę?” – „Bardzo!!!”).

A w ogole chciałam ogłosić, ze zakładam Stowarzyszenie Kobiet, które Przegrały z Rybą.

Legitymacje nr. 1 i 2 są już zajęte, ale można się ubiegać.

Gdyby ktos miał propozycje, co powinnyśmy wpisac w status, to welcome.

NO I CO TAM? HIPOPOTAM?

Widziałam Franciska.
Ewa wyglada jak Ewa, w ogole nie jak MATKA.
Franciszek ma Ewy uszy i nos. Reszte po tatusiu.

Poza tym co jeszcze.
Rozwinęłam się kulinarnie – zrobiłam curry z kurzych cyckuff oraz jajka po wiedeńsku, żeby nie było.

Melania nareszcie znalazla sobie odpowiednie towarzystwo do zabawy – mianowicie, żabę.

N. zostawil mnie w domu z zapasem mrozonych bagietek, „stad możesz brac wino, kochanie”, i tylem go widziała.

Jakas taka dzisiaj jestem.

PRZYGODY Z LAKA POLSKA

(wszyscy o meczu, to ja o łace, bo mecz przegramy pięć do jaja, nie ma się co łudzic)

Jest tak, ze mamy łake polską.
Miedzy ścieżkami przed domem został nam taki trójkątny kawałek gleby i był dylemat, co tam zrobic.
Klomby i rabaty z kwieciem? Po moim trupie.
Trawnik? Będzie monotonnie.
Krzewy? Niee, rozrosną się i będzie kijowo.

No to N. wymyślił ŁAKE POLSKĄ. Sprowadził nasiona z instrukcja obsługi, posiał i czekamy.

Początki były trudne. Każdy, kto do nas przychodził, stwierdzał „O, ale ten trawnik to macie STRASZNIE ZACHWASZCZONY” i leciał wyrywać. Pewna ciocia to już nawet rozpoczęła pielenie z jednego rogu, dobrze, ze mój ojciec przytomnie ja odciągnął, bo byłby kęsim jak nic.

W etapie drugim łaka polska sięgała do pół łydki i składała się z zamotanych zielonych krzaczorów. Patrzyliśmy na to bezradnie i porównywaliśmy z łakami w stanie dzikim, które jakby wydawały się nam bardziej… PŁASKIE. A to u nas wyszło takie bujne, nastroszone, wąsate, czepliwe i agresywne. Ponadto, wysiało się jakoś łaciato i np. tam i sam mamy kępkę ŻYTA. Normalne ludzkie zyto. Już się nawet wykłosiło. I tak na zmiane – tu chaszcze, a tu jakies patyki.

Az tu pewnego dnia…
Otucha wlała się do mojego serca, ponieważ pojawiły się chabry, maki i rumianki.
Tak po prostu, z dnia na dzien. Nieśmiało zakwitły, po kilka sztuk – ale widać, ze będzie tego wiecej, zwłaszcza maków. Owszem, nadal dużo jest tego zielonego z wąsami, ale tez jakos złagodniało i obsypało się fioletowymi kwiatuszkami. Chyba zaczynam WIERZYC W ŁĄKĘ i nawet tak sobie mysle, ze dosiałabym trochę łubinu. Co? Łubin jest fajny. I koniczyny, tej dużej. Tak ze dwie kępki.

A pięc do jaja dostaniemy dzisiaj jak nic.