Zarastam sobie ubytki w powiekach powolutku. Trochę się denerwuję, a trochę sobie tłumaczę, że to bez sensu. Ale weź się człowieku nie denerwuj, kiedy co chwile wyskakują kwiatki w stylu: jedna frakcja rodziny Pokłóciła Się, w związku z czym dwie ciotki Są Obrażone i Nie Rozmawiają z jednym wujkiem i kiedy Dowiedziały Się, Że Ten Wujek Przychodzi Na Wesele, To One w Takim Razie Nie Przyjdą, fenk ju, gud najt.
Boze, niech już będzie po wszystkim, niech ja już pojde do księgarni, kupię 287643 książek, z czego połowa to kryminały, i wyjedzmy na tydzień do jakiegos zamku, i ja będę leżała i czytała te kryminały, a pozniej wróce i kupie najbrzydszego na świecie psa, i nazwę go Nabuchodonozor, a jak dziewczynka – to Hermenegilda Ptyś, i dalej będę leżała, tylko ze z tym psem na kolanach, i czytała te kryminały, aż mi się nie skonczą, a wtedy pojde i kupie nastepna partię. Takie oto mam plany na po weselu.
Bo w ogole, to w drodze logicznego rozumowania doszlam do wniosku, ze najwięcej kalorii do działania potrzebuje co? U człowieka?… Mózg, oczywiście. Widział ktos otyłego naukowca? Ja osobiście ani jednego. Wobec powyższego, niechaj tam inni na rowerach jeżdzą – JA SIĘ ODCHUDZAM EFEKTYWNIE: siedze i czytam. Poprzez czytanie zaprzęgam do pracy mózg, który mi uprzejmie spala kalorie. Jeden kryminał to tak jakby jeden etap tur de frąs, energetycznie. W przybliżeniu.
Po wczorajszym upale – urocza apokalipsa u nas. Za oknem – jak w kopalni odkrywkowej.
Śniło mi się, że byłam w Manderley… A nie, to nie mi.