1. Pękło mi naczynko w oku – no chyba przez podwyższone ciśnienie ze stresu, że pada śnieg, bo przecież nie od gapienia się w laptopa dwadzieścia sześć godzin na dobę, prawda? Trzymajmy się wersji, że to od wkurwu na pogodę.
2. A akurat oczy są mi chwilowo potrzebne, bo zaczęłam „Elegię dla bidoków”, bo Obama powiedział, że trzeba (słucham się go – już kilka razy okazało się, że mamy podobny gust). Spodziewałam się czegoś zupełnie innego (po recenzjach i zwiastunie filmu) i podchodziłam jak pies do jeża, przygotowując się psychicznie na jakieś emocjonalne, rzewne opowieści – a to jest bardzo dobrze, rzeczowo i konkretnie napisana książka. Znowu Obama miał rację. Czy to nie denerwujące?
3. A w ramach guilty pleasure kupiłam sobie najnowszą (autobiograficzną) książkę Hanny Bakuły. No lubię ją, nic nie poradzę.
4. Oraz dwa kubki do herbaty w mój ukochany wzór „Złodziej truskawek”. W dodatku mają tę zaletę, że są małe (znaczy NORMALNE –200 – 250 ml) – nie wiem dlaczego obecnie większość kubków do herbaty to jakieś półlitrowe wiadra. Dlatego nie lubiłam zamawiania herbaty w knajpach, bo dostawałam nocnik gorącej wody, z którego od razu połowę wylewałam. No ale chwilowo nie mam tego problemu, BO KNAJPY SA NIECZYNNE (haha. Ha). Niech je już otworzą – nie będę na nic narzekać, obiecuję. Chlip.
5. Nadal musze schudnąć.
6. Mam siniaka na kolanie. SKĄD?…