ZAZNACZAM, ZE NIE BĘDĘ OBIEKTYWNA

Czasem najlepszym przyjacielem szarego człowieka jest gala oscarowa.
A zwłaszcza serwis fotograficzny kreacji z gali oscarowej.
W tym roku gwiazdy postanowiły nam, zwykłym zjadaczom chleba i parówek, zrobić uprzejmość pod hasłem „Która Założy Najbardziej Dziwaczną Sukienkę i Będzie w Niej Wyglądała jak Przybysz z Galaktyki Aldebarana”.

Wygrała Faye Dunaway, wyprzedzając rywalki o jakieś 6 milionów lat świetlnych.

Ale rok był obfity w cuda i łaskawy. I tak na przykład, Jennifer Lopez w falbanach do samej ziemi jako żywo przypomina mi otomanę spowitą w taka rypsową, marszczoną kapę. Widząc zdjęcie Celine Dion mam ochote napisać do niej list, błagając ją, aby jak najczęściej robiła sobie zdjęcia w wieczorowych sukienkach, a odsetek depresji i samobójstw dramatycznie spadnie. Zdecydowanie także podobała mi się kreacja Penelopy Cruz, która ewidentnie stwierdziła, ze pierdzielnie sobie NAJWIĘKSZĄ KIECKĘ ZE WSZYSTKICH i udało jej się, natomiast faktura spódnicy przypomina mi – niestety nic na to nie poradzę – surowe flaki wołowe. Miałam kiedys niewątpliwa przyjemność zobaczyć surowe flaki wołowe w ich pełnej krasie i uwierzcie mi, one wyglądają właśnie dokładnie tak, jak spódnica Penelope.

Kocham gale oscarowe, które powinny się odbywać przynajmniej raz na kwartał.

Natomiast po pełnym wrażeń dniu wybraliśmy się na własną galę (w szatach roboczych, żeby nie było, ze naprędce przebierałam się we flaki wołowe).

Siedzimy z Sosko ( i naszymi wspaniałymi mężczyznami) w knajpie na kolacji i mówimy sobie tak: „Słuchajcie, trzeba już iśc bo miejsca sa nienumerowane, a będzie Justyna Steczkowska – ona ma liczną rodzinę, i zobaczycie, wszystko będzie pozajmowane”.

No więc poszliśmy.
(Czy był czerwony dywan? Czy przed nami na czerwonym dywanie prężyli się państwo Niemczyccy? Odpowiedzi na to i inne pytania już wkrótce).

Znaleźliśmy fajne miejsca, usiedliśmy.
Za chwilę podchodzi jakas panienka w satynowej bluzce:
– Przepraszam, czy znajdą się tu cztery wolne miejsca obok siebie dla pani Justyny Steczkowskiej?…

UFF! Ledwo zdążyliśmy. I nie wierz tu, człowieku, w intuicję.

(Z ciekawszych rzeczy to jeszcze wzruszyły nas parówki INDYKPOL dla singli).

Natomiast film…

No dobra. Nie jestem obiektywna, coś jak matka dla której własne dziecko zawsze jest najpiękniejsze, nawet zezowate i kulawe. NIE MÓWIĘ, że „TESTOSTERON” był kulawy i zezowaty! BOŻE BROŃ!

Mojemu mężowi na przykład zabrakło w nim AKCJI (pamiętamy, jakie filmy ogląda mój mąż).

Generalnie zrozumiałam, na czym polega MAGIA KINA.
Że w kinie robią Australię z kawałka piachu i obciętej wierzby.
Oraz aktor Karolak, który wykąpał się w jeziorze, siedział goły na leżaku i grał, że mu ciepło. Słuchajcie, to NAPRAWDĘ dobry aktor, skoro potrafił zagrać, że mu ciepło. Bo NIE BYŁO wtedy ciepło.

Polecam szczególnie najbardziej śmiała i wyzwolona erotyczną scene w całym kinie polskim powojennym. Dzieje się w kuchni podczas napychania kiszki ziemniaczanej.

No co ja będę mówić.
PODOBAŁO MI SIĘ.

A wiecie, ze po 5 latach małżeństwa 70% kobiet zdradza?…
– To znaczy, że po 10 latach małżeństwa – 140% – stwierdził mąż Sosko.

Tak, że jestem dziś niewyspana i jakaś taka wiecie. W TRANSIE.
No bo kto robi premiery w PONIEDZIAŁEK!…

PS. Ale epizod Karolaka z rockiem chrześcijańskim WART jest nawet zarwania nocy. Słuchajcie, idźcie na to od razu, jak wejdzie do kin – obstawiam, że będą pikiety z krzyżami i paschałami ;), protesty i zaskarżenia do trybunału.

„POCHOWAŁ SWOJĄ ŻONĘ W PRZYDOMOWYM OGRÓDKU”

Nie jest dobrze.
Zastanawiam się, czy jednak nie czas położyc się do dołu z wapnem i przykryć mokrym workiem… Bo nie jest całkiem dobrze ze mną.

Popłakałam się wczoraj na filmie ze wzruszenia.

O pffffff, ja nie strugam twardziela i normalnie płaczę na filmach (najbardziej oczywiście na rysunkowych; wystarczy, że zobaczę czołówke KRÓLA LWA i wyje jak opętana – NA SZCZĘŚCIE nigdy nie płakałam na Smerfach i Pszczółce Mai. Może chodzi o długi metraż?…)

Z TYM, ZE WCZORAJ POPŁAKAŁAM SIĘ NA ROCKY II.

(oklaski).

W komentarzach można zostawiac linki do klinik psychiatrycznych.

No więc (nie zaczyna się zdania od WIĘC, ale ja zaczęłam od NO, prawda?) poryczałam się najpierw na scenie oświadczyn w ZOO. Jak Sly się pyta swojego Adriana „HEJ, masz jakies plany na najbliższe 40-50 lat?” – ja w ryk. Adrian mówi Slajowi, że spoko, nie ma. Sly krzyczy na całe ZOO jaki jest szczęśliwy. Ja ryczę. N. delikatnie zezuje na mnie, ale spoko, troche się już przyzwyczaił, że ma żonę wariatkę, nie latam z nożem, więc nawet pozwala mi spac w jednym łózku, i to nawet nie związanej i nie przykutej do kaloryfera… Spoko.

Dobra, troche mi przeszło.
Za chwilę jest ten kawałek, gdzie ją niesie na rękach przez całe miasto po ślubie i zatrzymuje się przy tych kolesiach, co stoja wieczorami przy beczce i śpiewają. AAAAAAA. Ofkors ryczę (mój mąż najczęściej nosi mnie ostatnio na rękach, kiedy mnie wywleka z łózka w sobotę około południa).

Jeszcze pare razy mi zaszło oko łzą, jak ona była w ciąży, a najbardziej jak była w takiej koszulce z napisem BABY (w sensie, ze dziecko po aglosasku, nie że kilka kobiet) i strzałką, bo nasza Ewunia Sosko chciała sobie taka koszulkę sprawić.

A JUŻ CAŁKOWICIE POPŁYNĘŁAM jak ona zapadła w śpiączkę i Sly jej CZYTAŁ. Aaaaaaaaaaaaa. Choć pamiętamy ze na początku filmu miał z artykulacja słowa pisanego niejakie problemy. AAAA jak strasznie się poryczałam.

CAŁKOWICIE NIE JEST ZE MNĄ DOBRZE.

W dodatku Szczypawka się zbiesiła.
Po pierwsze, odkryła gumowego piszczącego kurczaczka i teraz się z nim nie rozstaje (cholery można dostać). Po drugie, odkryła, że gumowe piszczące kurczaczki sa DWA – i koniec. Musi mieć oba. Policzyła kurczaczki i teraz jednym piszczy, a drugiego musi mieć na oku. Nie ma mowy, żeby jej któregos zabrać. Jutro przyjeżdża Fuga i nie wiem, co to będzie (Fuga tez lubi piszczące gumowe zabawki i do tej pory to ona nosiła kurczaczka).

Ech.
„Britnej obiła parasolką samochód byłego męża”, a z ciekawszych topików na forum – „Wpływ sałaty na ciążę”. Autentyk. Przysięgam. W życiu bym czegoś takiego nie wymyśliła, nawet na największej bani.

PIEKNA KOMEDIA ROMANTYCZNA I GARSC NIUSOW

Cofam wszystko co powiedziałam o filmie ROCKY.

Obejrzałam wczoraj Rocky’ego jedynkę, że tak powiem, świeżym okiem.
Jest cudooooowny!
PIĘKNA komedia romantyczna.
PIĘKNA.

Komedia, no bo błagam. Te teksty. Te ciuchy (melonik!). Te dylematy. „Przez sześć lat miałem tu swoją szafkę!”. Ta ksywa (Sylwek jako „Włoski Ogier”?… HALO?…) No boki zrywać.

Ale sceny romantyczne…

Booooooooze… Specjalnie dla niej kupił sobie żółwiki… Codziennie rano przychodzi opowiedziec jej kawał… A jak poszli na pierwszą randke na lodowisko?… O mało się nie popłakałam ze wzruszenia! I jak pozdrowił swoja dziewczyne w telewizji!

DZIS JUŻ NIE MA TAKICH CHŁOPAKÓW jak Rocky Balboa.
Nie ma.

Wybaczam mu za to nawet, że poniewierał pośmiertnie świńskie półtusze.
W końcu robił to, żeby być sławny, żeby ukochana była z niego dumna.

(troszeczkę, tak CIUTKĘ, niepokoi mnie, że jego narzeczona nosi MĘSKIE IMIĘ Adrian, no ale. Nie można mieć wszystkiego!).

Poza tym czuje, ze dzis będzie dobry dzień.
Przychodze rano do pracy, a tu:
– Brad Pit z Andzelina muszą isc na terapie malzenska!
– Foremniak (a.k.a. „Zmora z piwnicy”) ma TAAAAAAAAAAKIS ZCZEGÓÓÓÓLNY związek z Maserakiem! (hudefakiz Maserak)
-Joanna, najpiękniejszy polski Brodzik, może jest w ciąży, a może nie jest! (ale cyc to jej się zrobił, ze ho ho! Myslicie, ze jak nie od ciązy, to od czego? Od wyciągu ze świni?…)

A już zupełnie na deser, do kawusi i tiramisu, polecam na Kaprysach (kaprysy.pl) zdjęcie Tary Reid w bikini.

Aaaaabsolutny odjazd.
Laska w ogóle przenigdy nie miała żadnej liposukcji. Żadnej.

O jasna cholera, śnieg pada.

O ŚWINIACH, ŚLEDZIACH, ŁYSEJ BRITNEJ I ZAINTERESOWANIACH

Czytaliście? Komus tam odrósł obcięty palec po posmarowaniu preparatem ze świni.
Świnie sa BARDZO FAJNE. Zawsze to powtarzałam. Swinie i śledzie – które z kolei sa najporządniejsze ze wszystkich ryb.

Ciekawe, czy jak bym posmarowała jakąś świnią mojego siniaka na łydce, to by cos pomogło. Albowiem jest przepiękny. Czarnofioletowy i spuchnięty. Zawadziłam o drzwi, jak wysiadałam z samochodu. Jak go wczoraj zademonstrowałam N., to az się zapowietrzył.

W ogóle to nuda.
Znaczy w robocie mam straszne kongo i prawie nie nadążam przejrzeć wszystkich istotnych informacji na Kozaczku – no, tyle co najważniejsze, np. ze Bitnej Spirs ogoliła się na łyso. Wracam padnięta, N. też, i to DO TEGO STOPNIA, że wczoraj w ogóle nie włączył sobie ROCKY, choc właśnie kupiliśmy cały komplet. Już się nie mogę doczekać tych wieczorów z Sylwestrem, kiedy to będzie kolejno: dostawał po ryju, osuwał się wewnętrznie, znajdował motywację, podnosił się z dna, aby w końcowej scenie rozłożyc przeciwnika na łopatki.

(może i jestem cyniczna, ale Hanka mnie rozpuściła, i teraz jeśli w filmie nie ma jakiegos kolesia z wytatuowanym planem więzienia na plecach, albo czarującego seryjnego mordercy z zasadami, albo chociaż słoika z zamarynowanym płodem, mrugającym oczętami – to czuje się jakas taka NIESPEŁNIONA).

Kupiłam sobie nowa Gretkowską i nowa Marian Keyes.
I pięć flamastrów Stabilo.

Boże, jaka ja jestem płytka.

Nie to co mój mąż, który kupuje XVII – wieczne mapy i dzieła Tacyta (po czym układa je na zgrabnej kupie i czyta 4×4). W ogóle denerwuje mnie z tymi mapami („Boże! Jak można nie umieć pokazac na mapie, gdzie była Żmudź!”).

Ustawiłam sobie właśnie na pulpicie tapete od Hanki z Andym i Louie z Little Britain. Czekam na pierwszego recenzenta.

ACH, CO TO BYŁ ZA WYPAD

No więc, byłam na konferencji w Ciechocinku.

(salwa śmiechu).

Dobra.
Śmiejcie się, śmiejcie, a ja uważam, ze to miasto MA STYL (oraz fontannę z grzybkiem) (fontanne z grzybkiem! Musial to wymyslec ktos po niezłych halunach).

Kolacja konferencyjna była taka sobie, bo DJ puszczał dyskotekową siekankę, zamiast wprowadzic nas wszystkich w nastrój godny miejsca, w którym się znaleźliśmy, przy pomocy na przykład „Żółtych kalendarzy”. „Trzeba było wódki kupic zamiast tego DJ-a” – bezlitośnie podsumowała impreze moja koleżanka. Nikt nie tańczył, wszyscy siedzieli w barze, pili wino i plotkowali. Obstawiam, ze jeszcze tego samego dnia DJ wyskoczył oknem albo dostal ciezkiej depresji.

Za to następnego dnia, kiedy konferencja się skończyła, wszyscy rozjechali do domów, a ja mialam dla siebie czarowne 3 godziny w oczekiwaniu na męża, zrobiłam głęboki wdech i poszłam w Ciechocinek.

Od razu za progiem hotelu wionęło rozpustą.

Na każdym drzewie, słupie i kawiarni wiszą specjalne tabliczki informujące o FAJFACH i DANSINGACH (od razu pomyślałam o Pierwszej – wydaje mi się, ze by się tu ODNALAZŁA).

Następnie chyba odnalazłam słynny ciechociński deptak (chyba, bo ze mna i z geografia to nigdy nic nie wiadomo, w Brukseli już kilka razy zginął mi Grand Place, a w Poznaniu udalo mi się nie trafić z Targów Poznańskich na dworzec, co nie każdy by potrafił). Na deptaku mijałam czarujące pary pod 70-tke, pod rączkę, czasem chichoczące, panie w grupkach oraz zaaferowanych panów solo, rozmawiających przez komórkę „Bo widzisz, nie wiem czy po obiedzie iśc na spacer, i dopiero na zabieg, czy najpierw do jaskini solnej, no ale wtedy się spóźnię na kolację”.

W Ciechocinku jest przerażająco dużo sklepów z bielizną i piżamami.

Natomiast całkowicie mnie powaliły na kolana plakaty informujące, że 22 lutego odbędzie się w Ciechocinku KONCERT GALOWY DONA VASYLA. Don Vasyl to, proszę ja was, troche jak moja rodzina, bo kiedys całował w rekę Rachelę, więc bardzo mnie ta informacja zbudowała (a jeszcze bardziej – zdjęcia Dona na plakatach – swietnie się trzyma i bardzo mu do twarzy w koszuli koloru młodego burgunda).

To prawda, że z ciechocińską atmosferą trzeba się troche otrzaskać, nie wszystko jest od razu jasne i zrozumiałe dla niewtajemniczonych; na przykład, na deptaku podszedł do mnie sympatyczny meżczyzna w niebieskiej kurtce i powiedział „Oferuję zabiegi i wyroby ze skóry”, a ja uciekłam w popłochu – a teraz widzę, że moja reakcja była histeryczna, a pan – Bogu ducha winny. Za dużo czytam książek o psychopatach, ot, co.

Zdecydowałam już, że jadę do Ciechocinka – musze przeżyc prawdziwy ciechociński dansing i fajfa (co się robi na fajfie, tak na marginesie?). Zbieram ekipę odważnych kobiet. Która chętna?

A pozniej przyjechał po mnie N. i do trzeciej w nocy piliśmy hiszpańske wino, jedliśmy sandacza w beszamelu i paliliśmy cygara, skręcane na miejscu przez hoże skręcaczki cygar, ale to już zupełnie inna historia.

WSZYSTKO PŁYNIE

Tak, Hanka. Taaaaaak, pisz takie notki CZĘŚCIEJ. I zamieszczaj zdjęcia. Tak. Spoko. I TO MA BYĆ PRZYJACIÓŁKA. Nie dosc, ze naprawde, NAPRAWDE nie było łatwo znaleźć faceta, który nie dość, ze nie uciekł z wrzaskiem, to jeszcze się ze mną ozenił- to teraz mu Hanka pokazuj takie zdjęcia CO DRUGI DZIEN. Jasne.

PRZYJACIÓŁKA.

Poza tym, to WYKLUCZONE, żebym ja zrobila taki figielek, jak pani Foremniak, bo:
– głową w dół czuję się raczej niestabilnie,
– takiego szpagatu nie zrobię nigdy w zyciu, albowiem zawsze sprawnośc fizyczna była mi wiedzą ezoteryczną i mocno teoretyczną.

Poza tym NIE OSZUKUJMY SIĘ, ze my w ten szołbiznes wchodzimy jakby z drugiej strony. Czyli jeśli KTOS ma robic szpagaty na wizji, to nie MY, tylko CI, którym KAŻEMY JE ROBIĆ.

Poza tym mam strasznie mega mnóstwo roboty, spotkanie od rana i jestem potargana. Nie słuzy mi nowy, reklamowany szampon Fructis, jeśli mam być szczera.

Jadąc autobusem, mijałam sklep z fengszujem. Kupiłam sobie petitke lubisia i właśnie obgryzam misiowi łeb.

A co u was?

ODA DO TENISÓWEK

Chciałabym wiecie sobie troche pospleenować.
Siąść niezobowiązująco, malowniczo przegięta w moim super wygodnym fotelu (tym, co Hanka chce być w nim pochowana), zarzucic noge na nogę, troche pomyslec, troche poczytać, troche podramatyzować, generalnie zadumać się nad lampką czerwonego wina, i żeby żadna franca drosofila mi się tam nie utopiła.

TYMCZASEM.
W robocie mam STRASZNY, POTWORNY ZAPIERNICZ. Ale to TAKI, ze najstarsi Górale nie pamiętają, kiedy tak ostatnio się zapierdzielało. Chyba przed wojną (i to rosyjsko – japońską). Normalnie wczoraj przez cały dzień latałam jak ten deszcz meteorytów w te i nazad, a po robocie tak mną trzęsło, że normalnie musiałam sobie kupic złote tenisówki. Do połowy. Od połowy sa takie jakby z żaglowego płótna i obszarpane. Bardzo piekne. Nie wiem, czy bez nich bym przeżyła. Najprawdopodobniej nie.

Wieczorem znowu mieliśmy Bonda… Niestety, Dexter się skończył, a ja już na Bonda nie mogę patrzeć. Może on i w małych dawkach i odpowiednim rozrzucie czasowym jest fajny – ale tak WSZYSTKIE BONDY NARAZ DZIEN PO DNIU to ajmsory, nie mogę. Nie mogęęęęęęęęęęę! (w dodatku – CZY KTOS zwrócił uwage na fakt, że Bond jest zwyczajna świnią? Bije kobiety i zachowuje się jak cham!)

A dziś rano N. mi robi drakę „Jak ty się ubierasz! Jak ty wyglądasz! Co to za dekolt, co to za bluzka – NA PEWNO MASZ W PRACY KOCHANKA!”. A ja się pytam KIEDY ja mam mieć tego kochanka w pracy, kurka wodna! Że już nie wspomnę, że niby SKĄD mam go wytrzasnąć. No ja nie wiem… Znowu go kosmici porwali! I weź z nim człowieku dyskutuj.

Normalnie żeby nie te moje złote tenisówki, to nie wiem. No nie wiem.

PS. A u Ruskich zezarli kosmitę, wyłowionego z morza! Boga się nie boją i „Odwetu oceanu” nie czytali, patałachy!…

„CZY MOŻNA PRZESPAC SIĘ W PRACY?”

(pytanie brzmi – tylko z kim?…)

Otoz Szczypawka nie prowadzi bloga. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo (fajny musi być taki blog jamnika: „Wstalam rano, zjadlam wielka miske kurczaka z ryzem, nasikałam w korytarzu, hyhy. Ide na podworko, może dorwe jakiegos kota. Już się nie mogę doczekac kolacji”).

Powrot do pracy był taki sobie, ale na szczescie po południu znalazłam na Kozaczku zdjecie Joanny Brodzik z wczesnej młodości, na którym ma wąsy, wiec w sumie dzień pozwoliłam sobie zaliczyc do udanych.

Chwilowo 98% mojej uwagi zaprzata Dexter.
Taki serial o przesympatycznym seryjnym mordercy (ale z zasadami!), w którym gra ten miły psychopata z „Six Feet Under”. Zostal mi tylko jeden odcinek, bardzo będzie mi Dextera brakowalo. Bardzo.

Natomiast dzwonie wczoraj do Hanny z dosc wazkim problemem (czy powinnyśmy zarejestrowac nasza działalność pod nazwa „Podłe Suki z Ograniczona Odpowiedzialnością”, czy tez, zgodnie z jej sugestia, ze w tym wieku to już w sumie co nam szkodzi „ PODŁE SUKI Z NIEOGRANICZONA ODPOWIEDZIALNOSCIA I *&^UJ”).

Odbiera Hanka:
– TYYYY słuchaj… jaki mi program teraz leci na jednym kanale… Amerykańskie reality szoł – wielkie grubasy robią sobie lewatywe ONLAJN! I opisują wlasnymi słowami, co z nich wylecialo. NADAL NIE CHCESZ MIEĆ TELEWIZJI?…

No nie chcę.
Amerykańskie grubasy robiące sobie lewatywe sa spoko, ale obawiam się ze mogłabym nie przeżyc WIADOMOŚCI albo DZIEN DOBRY TVN.

RE KON WA LE SCEN CJA

Alez miałam piekna grype. Czy co tam to było (może obca cywilizacja mnie poddawala badaniom). Przespalam trzy doby ciurkiem. Ustaly mi funkcje życiowe – nie jadłam, nie piłam, nic mi nie było potrzebne. Nie, żebym się zle czula czy cos. Nie czulam się w ogole, bo spalam jak kamien.

Nastepnie obudziłam się w piątek około poludnia i natknelam na paczke od Hanki.
Z filmami i książkami.

Wzielam pierwsza książkę, ale jakos mi nie szla. Była o dziwce. „Wspomnienia londyńskiej call girl” czy cos. Strasznie na maska słaba. Monotonna taka. Pani dziwka opisuje, jak się ubiera, maluje, wychodzi z domu, stuka z klientem. Ubiera, maluje, wcyhodzi, stuka. Ubiera, maluje, wychodzi… Po siódmym kliencie miałam lekko dosyc i sięgnęłam glebiej do torby od Hanki i znalazłam…

ODWET OCEANU.
Liczba stron TYSIĄC.

Po pierwszych stu wiedziałam, ze to jest TO. TEGO MI BYŁO TRZEBA.

Na początku co jakies 50 stron wysyłałam do Hanki rozgorączkowane SMS-y: „Jezuuuuuu Hanka znaleźli robaki”; „Tyyy! Wieloryby się wsciekły i rzucaja na lodzie!”; „Hankaaa! Robaki wpierniczyły metan, zrobily tsunami i zatopily pół Europy!”; „Aaaaa! Cala Ameryka ginie od toksycznej galarety ze śmiercionośnych glonów!”. Na co Hanka nieodmiennie odpowiadala mi „POCZEKAJ, TO JESZCZE NIE KONIEC”.

Ooo, doprawdy, nie by to koniec, a nawet powiedziałabym przygrywka.

Wszystko tam jest, czego potrzeba. WSZYSTKO. I syn, który nie potrafi kochac, gdyz ojciec go zranił, a w dodatku jest Eskimosem. I przyjaciel syna, który w sumie wyznaje te same wartości, tylko lekko sfiksował, ale nadal chcą być przyjaciółmi. I jedna ruda dupa, o którą się omal nie pokłóca, ale w koncu się nie pokłócą, bo nadciągną posilki w postaci super umięśnionej innej dupy, w dodatku oczywiście super inteligentnej. I smutny czegos Norweg, wielbiciel francuskich win i serów. I BARDZO ZŁY AMERYKAŃSKI RZĄD, który udaje, że jest dobry, i o mały włos wszyscy się daja nabrać. WSZYSTKO TO NA TLE GLOBALNEGO KATAKLIZMU oraz nawiązywania kontaktu z myślącą galaretą, która się wkurwiła ludzka ingerencją w oceany i postanowiła wziąć sprawy we własne ręce (macki?).

Nie, tego się nie da opisac ludzkimi słowami.

Na przykład: Zamyślony Eskimos introwertyk opuszcza swoje przytulne laboratorium w którym konwersuje z humbakami i idzie na kolacje z badaczką pozaziemskich cywilizacji. Nastrój jest dośc ponury, bo własnie tsunami zmiotło pół Europy, a wkurzone wieloryby zatopiły jakies 400 statków:
– To się kiedys musiało tak skończyć.
– Tak Dżejms, masz rację, człowiek bezmyślnie niszczył te piękne zasoby oceanów no i ma za swoje.
– Tak tak, ludzie sa okrutni Susan, nie myślą o rybach, ukwiałach, prowadza rabunkowy odłow ryb, wieloryby sa bezpłodne, a delfinom każą pracowac w marynarce wojennej. W sumie nawet dobrze nam tak, straszne z nas świnie.
– Tak Dżejms, masz rację, same odwierty ropy naftowej ileż zabiły morskich bezcennych zyjątek, wstyd mi że jestem człowiekiem. Tak na marginesie, znakomite krewetki z czosnkiem. A jak twój stek z łososia?…

Normalnie walnęłam „Odwet” w dwa dni i od razu stanęłam na nogi.

(A jak tak spałam te trzy doby, to miałam tyle pieknych snów. O słoniach, o tym, że zaprzyjaźniłam się z właścicielem księgarni obok mnie i mówiłam mu, jakie książki ma sprowadzać, o tym, ze byłam z Pierwszą i z Zebra na wakacjach nad morzem i chciałam wracać, bo nie zabrałam z domu krótkich spodenek, a one mi nie dawały i mówiły ze jestem głupia… I wiele, wiele innych).