Kupiliśmy dziś w BIedronce dwa buszkpany do ogródka – bardzo mi się podoba bukszpan, chociaż śmierdzi. Ładny i śmierdzi – zupełnie jak Brad Pitt (kiedyś był artykuł o tym, że koleżanki z planu na niego narzekają; podobno po mydło sięgał z rzadka).
Jedziemy na małe urwanie od rzeczywistości i spotykamy się ze znajomymi z Galicji. N. od kilku tygodni wydzwania, czy chcą coś z Polski (może śliwkę w czekoladzie, może pas słucki), ale nie – oni też mają za sobą ciężką zimę i nic nie chcą, tylko usiąść na winie i pogadać. „Nic nie przywoź, niczego nie kupuj… No chyba żebyście mieli przy sobie przypadkiem trochę wódki”. Tak się składa, że zazwyczaj w takich przypadkach MAMY.
Czy w miejscu docelowym ma padać deszcz? Ależ. Przez calutki przyszły tydzień. N. chce mnie zastrzelić.