MOTTO:
“Siedzi baba na cmentarzu,
trzyma nogi w kałamarzu.
Przyszedł duch, babę w brzuch,
Baba fik! A duch znikł.”
Co za piekna, piekna pogoda.
Kurrrrrr…
Mam jakies miedzygalaktyczne problemy ze skarpetkami.
Np. wczoraj – skladam pranie. Dwie moje skarpetki frotte, które zdecydowanie BYŁY TAKIE SAME, z prania wyszly kazda inna. Jedna z bialym paskiem, druga z szarym.
Ale to i tak nic.
Biore bowiem skarpetki N., a ich jest PIĘĆ. Wiec już cos nie tak.
Przygladam się im DOKŁADNIEJ.
Z tych PIECIU skarpetek, TRZY (trzy!) sa identyczne, a dwie pozostale – KAZDA INNA.
W sumie, z pieciu skarpetek wychodzi efektywnie JEDNA PARA plus trzy rozne skarpetki – sierotki, czyli 40% skutecznosci.
Kiedys przychodzila KOBIETA OD PRANIA i pranie dawalo się KOBIECIE. Wiem, bo mam po prababkach i ciotkach cale sterty przedwojennych i miedzywojennych ksiazek lub powiesci w odcinkach, wycinanych z “Kuriera”. Bardzo pouczajaca lektura. I już na KOBIETY glowie było swatanie skarpetek w pary tudziez pilnowanie ich parzystosci, żeby nie rodzily się w praniu nowe skarpetki lub nie była zjadana najslabsza sztuka ze stada. Piekne to były czasy, “komunizmu zadnego nie było, a pomoc domowa nazywala się kuchta, względnie parzygnat”.
A ja bym sobie lezala na szezlongu z pekińczykiem i dostawala globusa z nieróbstwa.
Co za PIEKNA PERSPEKTYWA.
Chociaz… Tyłek by mi szybko utył.
No to już nie wiem.