O TYM, ŻE W DOLNEJ GRANICY NORMY

Procedura przechodzenia w tak zwany Nowy Rok odbyła się bez zakłóceń, w końcu mam już wielo, witeeeeloletnią praktykę. Nie daliśmy się wyciągnąć z domu, zrobiłam absolutnie przepyszne chilli, o północy łyczek szampana (kwaśny, ja już nie polubię szampana, trudno) i spać. W miejscowe relacje międzyludzkie wkradły się pasemka chłodu, ponieważ sąsiad rąbał fajerwerkami zarówno w noc sylwestrową, jak i dwa dni później, żeby pokazać wnuczętom. Mangusta na szczęście się nie boi, ale ja się wkurwiam.

No i tak weszłam w kolejny rok kalendarzowy z wielkim tyłkiem i bez żadnych postanowień. Nie wiem, co postanowić, czekam na olśnienie, jak w zeszłym roku z drożdżówka. 

A w ogóle to w Sylwestra oglądaliśmy pierwszą część cyklu „Equalizer” z Denzelem Washingtonem, który N. odkrył. Ja to już jestem za stara na taką konwencję,  w której zatroskany Denzel, co nosi w kieszeni torebkę herbaty i czyta książki – znienacka wyrzyna w pień pół ruskiej mafii i nawet mu powieka nie drgnie, w dodatku z nastawionym stoperem w zegarku, żeby sprawdzić, czy nadal jest w formie. I wszyscy go poklepują po plecach i mówią mu, jaki jest fajny, spoko gość i że zmarła żona na pewno jest z niego bardzo dumna. Z drugiej strony, Denzel właśnie dostał medal od Prezydenta USA, więc co ja tam wiem. Dobra wiadomość jest taka, że trzy części dostępne na HBO już za nami (uff). Zła wiadomość – że podobno kręcą dwie następne.

A w niedzielę N. pyta mnie „Dobrze się czujesz?”. I już miałam mu odpowiedzieć, że nie, niedobrze, bo mam styczniowego doła, nadal jestem w żałobie, na świecie kataklizm za kataklizmem, społeczeństwo idiocieje, ludzie zachowują się jak kretyni i w dodatku brzydko pachną w kolejkach do kasy i żadnej nadziei znikąd. Ale okazało się, że chodzi mu o to, że oglądam „Gnijącą pannę młodą” – no owszem, oglądałam, bo uwielbiam. A moje troski zostały we mnie w środku.

O właśnie, znowu trzeba zapłacić za wywóz śmieci. Niektórzy oburzeni, że od nowego roku trzeba jeździć do PSZOK z dziurawą skarpetką, bo jak się wyrzuci normalnie do kosza, to śmierć i tortury. Oczywiście najprościej byłoby mieć wystawione kontenery na odzież, ale wiadomo, co nasze kochane społeczeństwo robi z kontenerami na odzież (nie wiem, czy w całym kraju są regularnie patroszone i ta odzież wala się w promieniu pół kilometra, czy tylko w mojej okolicy). i z tego powodu u nas wszystko musi być od dupy strony i nie możemy mieć ładnych rzeczy.

Jak widać powyżej – styczeń nie nastraja mnie optymistycznie, no ale nigdy nie nastrajał. Idę porobić coś manualnie, szafkę z garami posprzątam albo co, to zawsze jest dobre na zmartwienia, plus – może Kosmos mnie natchnie jakimś realistycznym postanowieniem noworocznym.

PS. Dziesiątego stycznia trzeci sezon Machos Alfa! To fajnie, stęskniłam się za tymi głupkami. 

8 Replies to “O TYM, ŻE W DOLNEJ GRANICY NORMY”

  1. Ja to jestem jakaś niedzisiejsza, bo cały czas żyłam w przekonaniu, że ten przepis o wywożeniu tekstyliów do PSZOK obowiązuje już kilku ładnych lat i na tę okoliczność zawsze mam w domu worek na “rzeczy do PSZOK” wywożony raz na pół roku razem z przygodnymi elektrośmieciami.

  2. Jestem za całkowitym zakazem fajerwerków. Że też ludziom nie szkoda tyle kasy z dymem i hukiem puścić. Moje koty rwały się do wychodzenia z domu w sylwestrową noc jak głupie, siłą je w domu przytrzymaliśmy.

    Mnie natchnęło, że chcę zrobić sobie pierwszy w życiu sweter na szydełku i to z długimi rękawami. Zrobiłam kawałek góry i skończyła mi się włóczka. Czekam na dostawę. A w ramach wyrabiania włóczek z szuflady robię mobiusa i znowu mi brakuje kolorów i dokupuję. Ja nie wiem, że innym dziewiarkom wychodzą takie ładne rzeczy z resztek, a u mnie te resztki są od sasa do lasa i nic do niczego nie pasuje. Ech. Szczęśliwego nowego roku dla Was wszystkich.

    • “Inna” dziewiarka – zrobiłam sweter na drutach. Założyłam dwa razy – nie, jednak nie to. Ale przecież nie będę pruć – tyle roboty! Robię drugi prując na bieżąco; na razie jeszcze ogarniam, który dziergam a który pruję…

      • Trzecia dziewiarka – u mnie tez resztki od sasa do lasa, chciałam z nich zrobić kocyk, starczyło tylko na pół. I tak trzeba będzie zainwestować. Zrobiłam bluzkę na szydełku, nie podoba mi się i od pół roku mam zamiar wystawić ją na jakimś vintedzie, bo jestem za leniwa, żeby pruć 😉

    • Czwarta dziewiarka – na drutach potrafię tylko prawe – lewe, więc postanowiłam zrobić sobie szal. Z leciutkiej wełny z moherkiem, w kolorze dżinsu, szeroki i leciutki. No więc robię go już półtora roku i ciągle wydaje mi się, że jest za krótki, za to robienie bardzo mnie uspokaja i wycisza.
      A z łączeniem kolorów nawet nie próbuję, bo jedyne kolory jakie potrafię połączyć i wyglądają dobrze, to czarny i biały.

  3. Z tymi skarpetkami to pewnie skończy się tak, że obywatel, zamiast jechać do jakiegoś pszoku, po prostu “zgubi” je gdzieś idąc, na przykład po drodze do pracy. Pół biedy, jak zgubi w miejskim koszu na śmieci, gorzej, jeśli po prostu na chodniku.

  4. U nas używaną odzież odbiera fundacja Miłosierdzie. Pojawiają się średnio raz na dwa miesiące, zapowiadają się kartkami wrzucanymi do skrzynki na listy i zabierają worki wystawione na dwór.
    Co do fajerwerków: mieszkam w miejscu, w którym ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo Karkonoskiego Parku Narodowego jest całkowity zakaz odpalania. I co z tego? Sąsiad napieprzał tak, że pewnie było słychać i widać po czeskiej stronie, a na dodatek do dziś nie posprzątał syfu, jaki po tym pozostał. I nie był jedyny. Moje koty spędziły noc w szafie.

    • Ja się zastanawiam czy .ludzie nie będą tymi skarpetki i gaciami palić w piecu albo do ogniska wrzucać. Bo mam właśnie 3 pary skarpet do wyrzucenia i takie myśli mi do głowy przychodzą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*