A tak miło się ten weekend zaczął – imprezą u koleżanki, połączoną z nadziewanymi pieczonymi ziemniakami (pyszne! Pyszne i dopieczone – czyli to tylko nade mną wisi Klątwa Surowego Kartofla) i głaskaniem papugi. A później to już wiadomo.
Jak to dobrze, że mój mąż ma elektrownię w tyłku, robi dookoła siebie tornado, nie słucha co do niego mówię, ma pięćdziesiąt hobby, bałagan w garażu, nie uważa i zrywa sobie paznokcie – ale nie jest himalaistą. Niestety, nie byłabym wtedy wspierającą żoną. A wręcz po prostu nie byłabym żoną, kropka. No nie potrafię wykrzesać z siebie entuzjazmu dla pasji życiowych, zawierających w pakiecie odmrożenia i dobrowolne uszkodzenia mózgu.
Zaiste pięknym nas poniedziałek powitał korkiem – pojechaliśmy przez zboże, bo we wsi Moskal… tfu, wróć – bo na naszym zjeździe wypadek i trzeba było objechać, po drodze przez wsie korki, na autostradzie korki, w Warszawie korki, bo trzy tramwaje się pieprznęły. Po prostu styczniowy poniedziałek, nic dodać, nic ująć.
Koleżanka mówi, że teraz u psychiatry nie każą przechodzić jakichś beznadziejnych terapii, tylko od razu przepisują proszki. Prawda to? Bo może się wybiorę (chociaż czy to nie byłaby przesada? W tym roku JUŻ BYŁAM u lekarza).
Bierz recepte na proszki w groszki.
Śmiem twierdzić, że żaden xanax nie dorówna pieczonym ziemniakom. Tylko nie mogę doczytać czym były nadziewane…
Mięskiem pikantnym, serem i kapustą pak choi – tak na orientalnie, bardzo pyszne.
hahah ahh Ci mężowie
nie no na pewno tak nie jest
ja mam w tym tygodniu pogrzeb, rocznicę śmierci, onkologa i początek remontu.
W zeszłym był zgon, załatwianie i pogrzebu i onkologa i tłumaczenie kosztorysu budowlanego z polskiego na kurna języki. Plus ataki paniki, że wanna nie dojdzie na czas, karę trzeba będzie zapłacić. Mnie ten psychiatra powinien od razu od wejścia częstować czymś pysznym.
Plus weekendowe “wszyscy jesteśmy himalaistami”. Ja się do życia nie nadaję. Nie tylko z himalaistą. W ogóle.
Trzymaj się Meg! Dasz radę.
Mam nadzieję, że przez to że dostałaś takie styczniowe bingo, to reszta roku będzie już tylko lepsza – czego z całego serca życzę.
(Ta część o remoncie, zwłaszcza wannie, spowodowała u mnie lekki atak paniki – bo też nas to czeka).
no nie dziwię się
Tak, wypisują Ksanaksy bez ograniczeń. Wystarczy tylko bąknąć coś o chandrze. Ja poszłam z konkretnym problemem ( hipochondria) , a po 4 minutach dostałam receptę. A wyleczyć się muszę sama 😉
Ja to trochę nie wiem jak zagaić rozmowę z takim psychiatrą.
Bo bym poszła, ale co mu powiem?
“Jak mąż wyjeżdża, to boję się w nocy wyjść do łazienki na siku, bo tak w ogóle to mam w domu ducha, panie doktorze”?
W żadnym wypadku nie mówić wszystkiego, bo może od razu by na oddział skierował ?
Czy ja wiem, czy to taki zły pomysł z tym oddziałem? Chętnie pozwoliłabym się zamknąc w odosobnieniu. Byłaby to miła odmiana od domu wariatów, który mam na co dzień.