O TYM, ŻE TERAZ PRANIE

No dobra, to wróciliśmy (korki w Warszawie – constans; to już tak na zawsze?) oraz odebraliśmy psa z przedszkola tymczasowego u mojego tatusia. Który, sądząc po zapachu, trzymał ją w beczce po smarze. Było chłodno, ale pysznie i w ogóle, chociaż zwichnęłam nogę. To teraz napiję się herbaty (też nie mają) oraz upiorę odzież. I może psa (chociaż wtedy to już się na mnie obrazi na śmierć).

Strasznie mi chlupie wino w całym organizmie.

PS. A w ogóle to odnotowuję sukces, że nie powitała mnie sałata jak kiedyś kiedy wróciłam z wakacji i sałata w stanie płynnym zrobiła falę powitalną na moją cześć. Przy samych drzwiach już była. W samolocie powrotnym mi się przypomniało “O Jezu, sałata!…”, a tu proszę, sałata zachowała się bardzo przyzwoicie – zwiędła, ale poza tym spoko. Za to rzodkiewki dały czadu, no ale na szczęście w plastikowej torebce i spokojnie dało się wynieść biohazard nawet bez rękawiczek (starając się jednak unikać wspaniałego zapachu). No.

7 Replies to “O TYM, ŻE TERAZ PRANIE”

  1. A propos salaty to tez kiedys zostawilam, wracam po 3 tyg i tez ze masakra bedzie.. a salata? Jak nowka. Nie chce wiedziec z czego ona byla..:(((

  2. za trzy dni lecę Twoim tropem. polecasz coś bardzo albo bardzo odstręczasz w Lizbonie? i jakto chłodno?! cholibka, musze przeprogramować walizkę i dorzucić polover i barchany?
    b.

    • Nie no, teraz juz upał! Już wróciłam!
      Polecam płaskie buty. PŁASKIE, absolutnie płaskie.
      I polecam dzielnicę Baixa, całą.
      Nie spotkałam się z czymś czego nie polecam, za krótko byłam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*