O OWOCÓWKACH I EKTOPLAZMIE (O MAŁO CO)


Owocówki. Wszędzie mam owocówki. CHMARY. Wiem, sezon jest, ale no naprawdę!

Co prawda po powrocie znalazłam rzodkiewkę w stanie płynnym (w siateczce zawiązanej schludnie na supełek), ale już ją wyrzuciłam.

Czyżby jeszcze jakieś zwłoki gdzieś?…

Pocieszam się, że jeśli owocówki, a nie np. wypasione plujki i białe czerwie, to nie będzie to np. głowa konia pod kanapą (no i na szczęście kanapa za niska).

A kiedyś, jeszcze jak w liceum byłam, to nam się o mało w kuchni nie zmaterializowała ektoplazma. 

A było tak: wchodzę rano do kuchni i widzę krew na bufecie koło lodówki. Kilka kropelek. No, pewnie kapnęło z jakiegoś mięsa. Wytarłam.

Za jakiś czas moja matka zrzędzi, że bufet uświniony i w ogóle z kim ona musi mieszkać. Tu mnie już tknęło, ale nic.

Tylko że w ciągu dnia się zaczęło robić dość nieciekawie, bo ta krew ledwo wytarta się POJAWIAŁA ZNOWU. Cudownym sposobem ZNIKĄD! W kropelkach, a po dłuższej chwili się robiła kałuża! No, trochę się jednak przeżegnałyśmy i chyba nawet po egzorcystę miałyśmy posyłać, dopóki nie otworzyłyśmy szafki nad bufetem. Całe drzwi od środka zakrwawione. Od słowa do słowa, wlazłam na stołek i znalazłam położoną na szafkach, u góry, PACZKĘ MROŻONEJ WĄTRÓBKI dla piesecków. Ot, ktoś grzebał w zamrażarce (która wtedy była nad lodówką), wyjął wątróbkę, położył na chwilę na szafkach i zapomniał. I ona się zaczęła rozpuszczać.

Dobrze, że szybko znalazłyśmy te stygmaty i nie zdążyły się zaśmiardnąć. Bardzo było śmiesznie. 

A faceci to penisy, wspominałam już może kiedyś o tym?…


PS. A tu Galicia do pooglądania.


0 Replies to “O OWOCÓWKACH I EKTOPLAZMIE (O MAŁO CO)”

  1. No nieeeee …przepraszam, ale ja muszę, bo inaczej się uduszę 🙂
    Jeśli Ty, Droga Barbarello na zamieszczonej fotce z Galicji, jesteś grubaśna, no to ja jestem Lady Di 🙂 jak Bozię kocham. ślicznaś kobieto jest, ani za gruba, ani za chuda, co widać w kolejcie po ser 🙂 Buzię masz śliczną, gładką, żadną tam “pulchniaśną”, po prostu jesteś piękną kobietą. I nie słuchaj takich niedorzeczności, tylko mnie słuchaj, wiem co piszę. Aha i nie cierpię słodzenia, zaś uwielbiam pisać prawdę 🙂 pozdrawiam
    pees. Wyjaśniam jeszcze, iż jestem osobą “cicho czytającą” od bardzo, bardzo dawna, od tak dawna, że sama już nawet nie pamiętam od kiedy 😉 ale dzisiaj już musiałam, więcej się nie wtrącę 🙂

  2. Skoro już ustaliłyśmy, że ta Pancol za bardzo pogrzana jest to polecam moje najnowsze odkrycie – Anne B. Ragde. Ziemia kłamstw, Raki pustelniki i trzecia część, której tytułu nie pamiętam. Moim zdaniem cacko. Znajdziesz tam miłość do macior, przedsiebiorcę pogrzebowego i wujka geja – kolekcjonera szklanych figurek. Skusisz się?

  3. No. Gębę to ja zawsze miałam jak księżyc w pełni, nawet jako 40-kg wykałaczka 🙂

    Za to nie mam zmarszczek 🙂 (oprocz lwiej).

  4. oj oj, a Ty grubaśka jesteś! pulchniuteńka na pyszczku!
    prawdę pisałaś o sadełku!

    cóż,
    a mnie penis by się przydał, oj przydał

    smutaśno 🙁

  5. W sklepie z owocami i warzywami mają patent cytrynowo – goździkowy. Jak nazwa sugeruje w plasterki, tudzież kawałki cytryny, powbijany jest goździk. I to podobno jest przykry zapach dla muszek. Jeszcze nie musiałam testować, ale może warto spróbować. Pozdrawiam.

  6. HEJ!
    Ten nasz znajomy z Hiszpanii, który je wszystko oprócz chrzanu i buraków, ale to wszystko, łacznie ze smażonymi policzkami cielęcymi, i jest wielkim znawcą win, tez twierdzi, że najlepsze co jest na świecie, to FRYTKI Z JAJKIEM!

    Cos w tym jest!

  7. No raczej,że penisy.Wczoraj słyszę:”ty tak cały czas oglądasz te programy o gotowaniu,zrobiła byś coś wypasionego,takiego jak ci faceci……..”Taaaaa,tylko kurna zapomniał dodać,że nie je warzyw,majonezu też nie,oliwa ma dziwny zapach i w ogóle to najlepsze są frytki z jajkiem,prostaczek:-)A ja lubię Jamiego Olivera oglądać,bo sepleni i się nie certoli,rękoma wszystko i do gara.

  8. Ja też walczę z muszkami. Właśnie przed chwilą mnie olśniło i kupiłam muchołówkę i rosiczkę, i mam nadzieję, że za miesiąc będę kwiczeć, że roślinki głodne…

  9. Weź z tymi muszkami! Chyba przestanę w ogóle przynosić żarcie do domu. Będę jadać na chodniku za rogiem, a w domu pić tylko wodę z butelki z tą taką ssawką zamiast zakrętki i może wtedy się cholerstwo ode mnie wyprowadzi. Nie mam pojęcia, w czym one żyją i co żrą, bo wpadłam w obsesję i tak sprzątam, że nawet roztocza się nie mają czym żywić i piszczą z głodu. Całe szczęście, że nie mam strzelby ani palnika acetylenowego, bo bym użyła bez względu na konsekwencje.
    O, właśnie kolejna zaraza wlazła mi do kawy. Czarnej, niesłodzonej i gorącej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*