O PASKUDNYM PONIEDZIAŁCZYSKU

 

Wczoraj trafił mi się klasyczny poniedziałek – obesrałek.

Przede wszystkim, od tej pogody mój łeb się zachowywał jak elektrownia w Fukushimie i na wszystkim widziałam zielono – fioletowe plamy (przestałam się dziwić bohaterkom powieści sióstr Bronte; jak one siedziały w tych chałupinach na wrzosowiskach, gdzie BEZ PRZERWY wiał wiatr i im wyło w kominach i trzaskało okiennicami, a co wyszły z domu to tarmosiło włosy i gwizdało w uszach – no to chyba dość zrozumiałe, że dostawały korby i zachowywały się LEKKO NIERACJONALNIE, że tak powiem. Żona Rochestera mi świadkiem. Sama mam ochotę tłuc kubeczki Bolesławca o ściany od niedzieli – najgorsze chyba są kominy, bo potrafi zawyć naprawdę upiornie).

No więc WPIERW znowu się pomyliłam w tych cholernych ZUS-ach i trzeba będzie pisać pismo o przeksięgowanie, niech ich tam wszystkich zeżrą larwy chruścika. Następnie dowiedziałam się, że przestali produkować moje ulubione szkła kontaktowe oraz paznokieć mi się złamał i zrobił się zadzior. A w dodatku dziś pobudka o piątej i włączam Trójkę, a tam pani Magda Umer śpiewa, że dla ciebie dziś kupiłam ten zielony pies. Chyba ZIELONEGO PSA?…

Wzięłam i skończyłam serwetkę z tych nerwów.

Citronela

Wzór taki trochę upierdliwy, że trzeba uważać, ale w sumie przyjemnie się dłubało.

Kiedy przestanie wiać?…

23 Replies to “O PASKUDNYM PONIEDZIAŁCZYSKU”

  1. Ależ, przecież, to bardzo klimatycznie wieje. W moim kominie gwiżdże i szeleści, pod parapetami buczy a po szybach wali deszcz. Idealna pogoda – wyciąga się stare tomiszcza Sapkowskiego, owija kocem, obstawia kubkami z gorącą herbatą i jazda.
    No, ewentualnie jeszcze można zawinąć się w tweed i jak angielska hrabina, zawinąć strzelbę na grzbiet i pójść na polowanie. Przestrzelisz paru domokrążców i od razu robi ci się lepiej.

  2. Ależ ten poniedziałek, to prawie czwartek, zważywszy na środowe święto. Mam już co prawda, umyślane, co będę jutro robić, same nudne rzeczy- pisanie zaległych prac, czego nie cierpię… Ale jednakowoż jest to dzień wolny, tralala…
    A do Umer, mam żal, że podebrała Eli Adamiak faceta, małpa jedna. Elę uwielbiam, więc tej piosenki z powodów oczywistych nie lubię. A podkład muzyczny brzmi, jakby go tez podebrała Eli z ostatniej płyty. A ja pamiętliwa jestem.

  3. a propos poprzedniej notki – kto Ci każe tam sterczeć samej jak palec (nie licząc psa zaczepno-obronnego)? Nieobecność współmałżonka to doskonała okazja, żeby skrzyknąć znajomych (wszystkich razem lub partiami) na wino. Albo inne pidżama party. Jeśli padniesz nabzdryngolona nad ranem, to nic Cię nie będzie straszyć, gwatantuję!

    • Co więcej – w takim stanie samemu można straszyć…. Co niechybnie bym wykorzystała na przykładzie pań z ZUSu, gdyby akurat larwy miały zbyt duże obłożenie zleceniami.

  4. poniedziałek jak poniedziałek … ale niedziela wieczór to dopiero … nie dość że wekeend się kończy to ten fatalny poniedziałek jutro :X ;D

  5. No a całość jest taka:
    Jan Wołek: CZAS ROZPALIĆ PIEC

    muzyka: Włodzimierz Nahorny
    Magda Umer (w duecie z Januszem Stroblem)

    Mrok jak kosmaty pies
    Patrz – wrzesień wlazł
    Czas rozpalić piec
    Posmutniało w ogrodzie i nagle postarzało się
    Miałeś przecież być, autobus twój szedł
    Tak, jest już późno
    Wróć w lampy ciepły krąg
    Do szafy płaszcz
    Jabłkami pachnie dom
    Przemoczony poeto, siądź, skończ ten swój niezwykły wiersz
    Pusta kartka i tylko znów ogarek świecy
    Dla ciebie dziś kupiłam ten zielony pled
    Ostatnie jabłka z drzew postrącał wiatr, a miałeś zerwać
    Zbyt mało ciebie mam
    Kilka mądrych zdań
    To wszystko

    Mrok jak kosmaty pies
    Patrz, wrzesień wlazł, a w domu huczy piec
    Pewnie smutno w ogrodzie, cóż… postarzało nagle się
    Miałeś przecież być, autobus mój szedł
    Tak, jest już późno, tak, lampy ciepły krąg
    Znów twoja twarz
    Jabłkami pachnie dom
    Powiesz pewnie, poeto siądź, skończ ten swój niezwykły wiersz
    Pusta kartka i tylko znów ogarek świecy
    Dla ciebie dziś kupiłam tych chryzantem pęk
    A tutaj jabłka z drzew postrącał wiatr
    A miałeś zerwać
    Tak mało ze mnie masz, zatroskana twarz…
    Przepraszam cię
    Przepraszasz mnie?
    Cóż, przepraszam cię
    Znów przepraszasz…
    Mhm… tak…
    Tak

      • Nie znam wykonania pani Umer, bo radio wyrzuciłam razem z telewizją, ale w 1998 piosenkę tę śpiewała Anna Maria Jopek (a wcześniej Łucja Prus, a później wiele innych) i u niej zielony był zdecydowanie pled. Może to kwestia dykcji?
        Pamiętam, że słuchałam z płyty, siedząc przed kompem w bloku z wielkiej płyty, i marzył mi się dom z piecem i jabłkami. Teraz mam dom, palenie w piecu jest mocno przereklamowane, jabłka w porządku, za to jeśli chodzi o zielony pled, to faktycznie – prędzej trafia mi się zielony pies, który wytarzał się w gęsim gównie. Może Ty masz po prostu proroczą wizję (fonię?), a Szczypawka szykuje jakiś ekstrawagancki numer z udziałem zielonego?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*