W SUMIE… CO KTO LUBI

 

Nawet lubię wracać do szarej rzeczywistości (lubię gnić z nicnieróbstwa, po prostu. Nie ukrywajmy).

 

Szarą rzeczywistość zastałam dokładnie w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłam, czyli zatkana rura nadal pozostaje zatkana, bałagan dumnie zwisa z biurka, kwiatki rozpaczliwie czepiają się mojego dresu, kiedy przechodzę obok nich, w nadziei, że je podleje (mimo, że do tej pory ani razu się to nie zdarzyło), a pająki jeszcze się nie obudziły ze snu zimowego. Za to w wannie mieliśmy niedawno stonogę. Bardzo żwawą.

 

(Ta fauna mnie wpędzi w alkoholizm albo skończę w domu wariatów – pod warunkiem, że będzie plastikowy i sterylny).

 

Przeglądam sobie frazy z wyszukiwarek, które sprowadziły czytelników w me skromne progi, i nadziwić się nie mogę, co ja wypisuję! Chyba muszę się nad sobą POWAZNIE ZASTANOWIĆ, skoro można tu trafić, wpisując w google:

– „wódka z dżdżownicą”

– „cała wersja baśki niedźwiedzie”

– „co zrobić by sukienka z tafty nie była sztywna”

– „czy od kataru można ogłuchnąć”

– „dwie poduszki wyrosły mi w odbycie w ciąży”

– „Ewa Wachowicz i jej tyłek”

– „gdzie uszyć parasol wędkarski”

– „haniuta śląski zespuł”

– „informacje o dzikich zwierzętach”

– „odgłosy w brzuchu kobiet w ciąży”

– „piosenka do ściągnięcia przyjdzie rozstań czas”

– „rada miasta Olsztynek diety 2009”

– „skurwysyny nie zrobili nic dla mnie ani dla was”

– „wieczorna plaża szampan i hazard”

 

Z czego najbardziej podoba mi się to ostatnie. Sugerujące, że tematy oscylują wokół bycia Luksusowom Sukom, co mi dość pochlebia.

 

Natomiast jeśli chodzi o paryskie rewie, to mój mąż powiedział, że on osobiście woli Lilly von Schtupp.

 

O RELATYWNEJ WIELKOŚCI ZABYTKÓW I PSACH W KLATKACH

 

A nie, nawet nie było tak źle z tą pogodą. Przez chwilę w sobotę padał śnieg, ale akurat chodziliśmy po Luwrze, więc ważyłam go sobie lekce.

 

Luwr, o matko! Wstęp – 9 euro. PODEJRZANIE TANIO. Zrozumiałam, DLACZEGO, po pięciu godzinach. Pięciu. Godzinach. Podczas których zwiedziliśmy… może jedną trzecią?… Nie, nawet nie tyle. Właściwie nie wyszliśmy poza starożytność – no, tyle, żeby się przebiec do Giocondy (po pierwsze- jest mała i jakaś wyblakła, po drugie, nie ma jak się jej przyjrzeć z uwagi na tłum Japończyków) i Vermeera (jest mały, zapierający dech w piersiach i nie kłębią się tam Japończycy).

 

Mam dylemat moralny z tym Luwrem. Z jednej strony, jak by nie patrzeć – grabież. Z drugiej – gdyby nie to, że wywieźli, postawili w Luwrze – kto by to wszystko zobaczył? Ile osób?… Ile z tych zabytków w ogóle miałoby szansę przetrwać do dziś?… Ile pokoleń miałoby szansę oglądać kodeks Hammurabiego?… No naprawdę, nie wiem.

 

Notre Dame – tez jakaś mała. Zawsze myślałam, że jest gigantyczna, zresztą – na filmach jest. A tu proszę. Gdzie jej tam do katedry w Santiago!… Wielkościowo, bo oczywiście poza tym – wspaniała (akurat odprawiano mszę – czy ja miałam omamy, czy tam do mszy służą templariusze???). Montmartre – mały. Mulę Ruż – bardzo mały i niepozorny! Saint Chapelle – w sam raz. Pola Elizejskie – STANOWCZO ZA DŁUGIE. Przeszłam je na piechotę, CAŁE, w obie strony, jakieś 30 razy.

 

Zdenerwowałam się na Francuzów, bo trzymają psy w klatkach w sklepach zoologicznych. Małe szczeniaki w takich pleksiglasowych boksach. Serce mi się rozpadało na kawałki, jak widziałam, co te maluchy wyprawiały, jak do sklepu wchodzili ludzie. Jak tak można!… Banda nieczułych cebulojadów.

 

No dobra, jak już to już. Przyznam się do wszystkiego zatem.

No więęęęęęęc… Byłam na występach w Crazy Horse.

 

Zupełnie tego nie planowałam, TAK JAKOS WYSZŁO, że dla mnie też był bilet.

Pierwszy raz w życiu widziałam striptiz, a właściwie – cała masę striptizów, w różnej konfiguracji – pojedyncze i grupowe, wszystko to siedząc na pluszowej sofie i popijając szampana. Full wypas dekadencja.

 

Traf chciał, że akurat występowała Dita von Teese.

Widziałam na żywo Ditę von Teese (żywo, a nawet goło! I to trzykrotnie!…)

 

Trzy dni się po tym zbierałam.

Moje pierwsze wrażenie było: „O matko, jaka ona blada! AŻ NIEBIESKA! Zupełnie, jak ja!… Z tym, że jej jakoś z tym LEPIEJ”. Ale faktem jest, że jak Dita wchodziła na scenę, to wszystkie te hoże dziewoje zupełnie przestawały się liczyć. Ma babka klasę.

 

(Oraz chciałam zaznaczyć, że NAJBARDZIEJ oklaskiwany numer, który wywołał OWACJE, okrzyki z widowni i – jako jedyny – bisy, to był występ dwóch stepujących facetów w średnim wieku, w dodatku całkowicie ubranych. Nie rozumiem tego trochę).

 

No i tak o. A najlepsze, że wróciliśmy z tego łajdactwa nad ranem, zasnęliśmy snem umęczonych balangowiczów, po czym po jakichś trzech godzinach wyrwał nas ze snu TELEFON – do N. zadzwoniła mamusia!… Która właśnie wróciła z pielgrzymki do Ziemi Świętej i stęskniła się za synkiem!… Który to synek, wraz z małżonką, odsypiali nocne pijaństwo i rozpustę. JAKIE TO WYMOWNE.

 

Było naprawdę wspaniale, ale wolę Madryt. Nie wiem, dlaczego. Chyba przez knajpy. W Madrycie – bardziej klimatycznie i taniej. I mniej ciężkostrawna kuchnia (moja wątroba została wystawiona na próbę. WIELOKROTNIE).

 

A i tak najpiękniejsze z tego wszystkiego jest własne łóżko, jak się człowiek przywlecze z tego wielkiego świata.

CZĘŚCIOWE ZACHMURZENIE PRZECHODZĄCE W ULEWY

 

Po prostu – ŚWIETNIE. Miała być romantyczna wyprawa do Paryża, a jest „O Jezu kochanie WIDZIAŁAS PROGNOZĘ pogody? Ulewy! Jak myślisz, zmokniemy mniej czy bardziej niż w Galicji?”. Doprawdy jeszcze o tym nie myślałam, albowiem staram się a) ekonomicznie nas spakować, mając na uwadze, iż b) jeden wieczór to elegancka kolacja i należałoby wyglądać jak człowiek rozumny wyprostowany. Czyli raczej odpadają traperki. Trzeba przetrząsnąć Eleganckie Zimowe Buty Departament (eleganckie kalosze do bioder?…).

 

Dla uwieńczenia dzieła – czy zatkała się rura odpływowa w łazience na dole?…

Nie, kurwa, w ogóle się nie zatkała.

Mówię wam… Ludzie bez kanalizacji… i bez pieców CO… żyją dłużej.

PŁEĆ PRZEGRZEBKA

 

Dobra, spójrzmy prawdzie w oczy.

To NIE PRZECHODZI. Nigdy. Przybysze z obcej planety („Wojna światów”) dowiedzieli się, co to są zarazki i postanowili je wykorzystać przeciwko ludziom. Jesteśmy świadkami ostatnich dni ludzkości, wspomnicie moje słowa.

 

Moje zarazki mają się świetnie i nie zamierzają mnie zostawić samej. A tyle się mówi o niewierności w dzisiejszych skomplikowanych czasach. Może to jakaś nowa mutacja. „Wierna grypa”. Po grób.

 

Uprałam ręczniki i one mi teraz jakoś dziwnie pachną. Albo mam zaatakowany płat czołowy i halucynacje węchowe – ogląda się tego House’a. Czy ja już wspominałam, że dzięki „Chirurgom” umiem wykonać trepanację czaszki domowym sposobem?… Wiem, gdzie się wwiercić, kiedy przestać i którą źrenicę zbadać.

 

Może ta grypa to wcale nie grypa, tylko lupus?… Idę sobie zrobić punkcję lędźwiową widelcem do pieczeni.


 

… I PLECY MNIE BOLĄ, I NIC MI SIĘ NIE CHCE, I…

 

Niech mi tu ktoś zaraz przysięgnie, że TO KIEDYS MINIE. Że przestane witać poranek radosną serią kaszlu oraz wysmarkiwać raz po raz całe opakowanie chusteczek.

 

Pomiędzy kaszlem i smarkaniem zrobiłam przegrzebki w sosie cebulowym (przypaliłam) oraz udało mi się przekonać małżonka, ze to takie jedno w naszym karmniku to był grubodziób, a nie dzierzba. I w zasadzie tyle osiągnięć. Aaa, jeszcze – oba psy miały sraczkę, ale to nie moja zasługa. Wśród podejrzanych znajdują się babcia i mój ojciec. Oczywiście, żadne z nich się nie przyznaje, ze kiedykolwiek dało cokolwiek do jedzenia jakiemukolwiek psu. EVER.

 

Jak potrząsnę głową, to mi w niej chlupie. To chyba nie za dobrze?…