IT MUST BE BLOOD. IT MUST BE FRESH.

 

Mam dziś mega wkurwa, chciałabym dorwać tego psikutasa, co zatarasował całe skrzyżowanie na zielonym świetle, bo MUSIAL SOBIE POROZMAWIAĆ PRZEZ KOMÓRECZKĘ, penis rybi jeden. Naprawdę, przemieszczając się warszawskimi ulicami budzi się we mnie już nawet nie Pani Hyde, tylko krzyżówka Kuby Rozpruwacza, Hannibala Lectera i Freddy’ego Krugera.

  

W ogóle – panie doktorze, wszystko mnie dziś wkurwia, Yves Rocher przysłał mi ofertę TOREBKI NA PASKU, jakby to była GILOTYNA NA PASKU, piła mechaniczna na pasku albo siekiera na pasku, to mogłabym się zastanowić. Ewentualnie.

 

Życie jest forma istnienia wyjątkowo wrednego i złośliwego białka.

 

A wszechświat – jak wiadomo powszechnie – jest rurą zagiętą.

 

CARRAMIMBLE ROBLE

 

W ten weekend zdobyłam sprawność harcerską z Zagniatania i Wyrabiania Ciasta na litewskie pierogi, a nastepnie Wałkowania go Butelką.

 

Gdyż nie miałam wałka.

 

Nie szkodzi. Bardzo dobrze wałkuje się ciasto butelką (po winie, naturalnie).

 

Oraz przeczytałam bardzo fajną ksiązkę (od Hanki) o tym, jak różni ludzie zaczynają fiksować, niezależnie od siebie, a następnie spotykaja się w motelu i próbują sobie przypomniec, co im się stało. I cała książkę się zastanawiałam, co pan autor wymysli, żeby to wytłumaczyć. I czy spenia i ucieknie w jakies mętne transcendentne zakończenie. Ale nie. Nie speniał. Poszedł po całości. Po czerwonym dywanie wprowadził do akcji UFO – bardzo dobre UFO, madre UFO i życzliwe UFO. A amerykańskie służby jak zwykle wyszły na ostatnia świnię.

 

A mój mąż z kolei strzelał z łuku i bardzo się denerwował, że na olimpiadzie przegraliśmy, i twierdzi, że wyniki miał lepsze od olimpijskich.

 

Nie powinnam była zeżreć tylu pierogów. Ze smietaną, no bo bez śmietany nie mają one racji bytu.

 

WIELKI ZDERZACZ HADRONÓW

 

Przebierając się wczoraj w domowe ineksprymable, spojrzałam w lustro (aj noł, odważna jestem) i lekko zastygłam, cos bowiem było nie tak. Ale co?

 

Chwile mi to zajęło, zanim doszłam, że oczy. Konkretnie białka. A właściwie – nie białka, ponieważ białka, jak sama nazwa wskazuje, powinny być białe. Raczej. Podczas gdy ja miałam je w żywym kolorze czerwonym.

 

Właściwie przesadzam, nie były czerwone. Kolor ten można opisać jako wnętrze świeżo usmażonej wątróbki kurzej, stopień wysmażenia średni, tj. nie leje się z niej posoka, ale wnętrze wciąż jest w zachęcającym, żywym, różowym kolorze. No to takie miałam białka.

 

Natychmiast wpadłam w panikę, że mam zapalenie spojówek. Albo i gorzej! A co, jeśli mam chlamydię w oku? Jak ten z „Dwóch dni w Paryżu”?… (Świetny film – „Miałem chlamydie w oku! Bardzo rzadki przypadek”). No ale… Chlamydia w oku?… Skąd niby się tam wzięła?… Czy ja te soczewki… NIE! STOP! NANANA NANAAAAAA NAAAAAANAAAAAAAA nawet nie zamierzam się nad tym zastanawiać. To normalne, bezpieczne, staroświeckie zapalenie spojówek, jutro mi spuchną powieki i zacznie się sączyć ropa, a następnie oślepnę (albo zwariuję). Ale najpierw wyjmę szkła.

 

No i właśnie jak wyjmowałam szkła, to tak mnie lekko trzepnęło, że kiedy ostatnio je wymieniałam? Bo mam jakby miesięczne. A noszę je chyba od co najmniej miesięcy półtora. Zarosły już pewnie glonami jak ta zatoka w Chinach. Uff. Nie mam chlamydii, tylko stare szkła.

 

Oraz.

Czy tylko ja, przeczytawszy wczoraj tytuł „Oziębły stuletni jaszczur będzie miał potomstwo” pomyślałam, że to news o Keithu Richardzie?… Tymczasem chodziło o normalnego, dość wiekowego przedstawiciela reptilia.

DYLEMATY NATURY MOTORYCZNEJ

 

Zainspirowane ogłoszeniem:

 
„Świnka ma obciete pazury i zeby w jak najleprzym porzodku. Sprzedaje jom bo mi niestety samiec zdech i świnka czuje sie samotniea nie moge tak na niom patrzeć.”

 
…prowadzimy z Haniuta od rana ozywioną dyskusję: 
CZY OBCIĘTE PAZURKI u przednich łapek swinki morskiej to manicure, czy pedicure? 

Ja uważam, że swinki sa 4na4, a Hanka mi tłumaczy, że w bajkach zawsze chodza na tylnych łapkach, a przednimi piją herbate z filiżanek.
 

Tak, chwilowo nie mamy większych problemów.
 

PS. Podejrzewam, że brakująca masa wszechświata odnalazła się w obwodzie moich bioder.

ANNA BOLEYN KONTRA MISS MARPLE

 

Skończyłam „The Other Boleyn Girl”. Uff. Jednak lekutka grafomania. I grafofilia. Ale czyta się przyjemnie. Bardzo piekny obraz epoki, w której kobieta była traktowana na równi z płodną krową, i to dopóki była młoda i ładna i nadawała się do wsunięcia królowi do wyra – przy wydatnej pomocy całej rodziny. Wszystko po to, żeby wuj zgarnął jeszcze ze dwa zamki.

 

Najgorsze jest to, że od początku się zna zakończenie i nie ma tego dreszczyku, co dalej, jak to się skończy i kto zabił.

 

Jestem rozczarowana, że nic nie było o szóstym palcu Anny („Słyszałyście? Anna Boleyn miała sześć palców!” – „A co zrobiła z pozostałymi czterema?”), ani o jej wielkim brązowym pypciu na szyi. Ani o tym, że wcale wybitnej urody nie była, wprost przeciwnie.

 

Gdyby wszystkim lafiryndom, odbijającym mężów ich prawowitym zonom, obcinano łby – zapewne byłoby znacznie luźniej na drogach i w miejscowościach wypoczynkowych. Z drugiej strony – Heniek Ósmy to dla mnie klasyczny przykład na potwierdzenie tezy, że niektórzy mężczyźni po prostu nie nadają się do piastowania niektórych stanowisk, choć nie wszyscy musza się z tym zgadzać, a nawet np. wielu obecnych samorządowców pilnie Henryka naśladuje. Tylko łbów nie odcina kolejnym nałożnicom. Pewnie dlatego, że zanikły tradycje prześwietnego zawodu kata.

 

Natomiast dostałam na imieniny secik filmów z Miss Marple.

 

Omaaaaaaatkoooooooooo!…

 

Po pierwszych dwóch odcinkach – trochę mam ochotę natychmiast być angielska starą panna na angielskiej prowincji. Obsada jest z pierwszej półki, np. w pierwszym odcinku gra nasza ukochana Anna z „Małej Brytanii” (tylko w garniturze). Ciuchy są takie, że ja przepraszam. Uwielbiam taka modę, po prostu UWIELBIAM. I te Angielki. Tak bezbłędnie szykowne, że aż się zwijam z zazdrości (w „Dziewczynach z kalendarza” to samo, ja nie wiem, jak one to robią).

 

Reasumując: moim zdaniem, Jane Marple trafila lepiej, niż Anna Boleyn.

 

A teraz małe haiku na zakończenie:

 

SCHODZI ZE MNIE SKÓRA

JAK ZE STAREGO

JASZCZURA

„ODKRYTO ZWIERZĘ CIENKIE JAK MAKARON”

 

Doszłam w ten weekend do wniosku, że jest dla mnie jeden jedyny, ostatni promyczek nadziei, że nie skończe w więzieniu jako wielokrotna seryjna morderczyni z wyjątkowym okrucieństwem. Bo taka kariera mi grozi. Nader. W piątek (wyjazd z Warszawy) byłam na granicy. Następnym razem istnieje obawa, że już się nie cofnę.

 

Zwłaszcza, jeśli po raz drugi przyjdzie nam stać na skrzyżowaniu z Trasa Toruńska i te WREDNE ŚWINSKIE RYJE NIEMYTE ZŁOSLIWE KOBYLE ZADY BĘDĄ WJEŻDZAC NA SKRZYŻOWANIE WIEDZĄC, ŻE W 100% Z NIEGO NIE ZJADĄ I NIC ICH NIE OBCHODZIŁO ZE PRZEZ SKRZYŻOWANIE NIE PRZEJECHAŁ ŻADEN SAMOCHÓD OD CZTERECH ŚWIATEŁ…

 

Muszę po prostu zacząc pisac kryminały, jak Agata Christie.

 

Ilu ona ludzi zabiła, hę? Całkiem sporo. A nie dośc, że uszło jej to na sucho, to jeszcze jest uwielbiana od wielu wielu lat. I założę się, że była wyluzowana jak kwiat lotosu. Jak jej podskoczyła szwagierka, to Agata uśmiechała się słodko, a po południu siadała do biurka i mordowała jedna po drugiej trzy baby. I od razu lżej w systemie nerwowym.

 

Żeby sobie ulżyć, musiałabym zacząć od jakiejs megakosmicznej zarazy, pandemii albo katastrofy ekologicznej, bo sporo się we mnie nagromadziło miłości bliźniego i detal zostawiam na później.

 

(A na polskich drogach i tak, kryminały or not, bede wozic flakon z pijawkami i przystawiać sobie w najbardziej dramatycznych momentach, bo inaczej po prostu mnie rozerwie).

 

Nawiązując do poruszonego u Haniuty tematu wieku dup, to ja ją podziwiam. Hankę. Znaczy, nie od dziś, tak? Podziwiam ją od dawna, ale szczególnie tym razem, za jej wyczyn pt. ODWRÓCIC SIĘ DO LUSTRA TYŁEM I SPOJRZEĆ.

 

Nooo TEGO się nie robi w pewnym wieku po prostu. I JUŻ. Jeśli się nie jest wyszkolonym do zadań specjalnych.

 

I jeśli się nie chce ponosić długich i bolesnych konsekwencji.

 

Najlepiej w ogóle nie mieć w domu luster, ewentualnie ograniczyć się do małego lusterka do makijażu w łazience. Pomaga także brak oświetlenia. Jeśli lustro – to w jakimś niedoświetlonym kącie, najlepiej za firanka pajęczyny.

 

Ja wczoraj stałam przez 20 minut w łazience, siłując się na ręke z zeszłorocznymi bikini, bo Ewka grozi basenem. Rozłożyłam je na koszu na pranie, popatrzyłam, odwróciłam wzrok i spieprzyłam stamtąd.

  

PS. Wspaniały artykuł o krzyku Wilhelma oraz o tym, czym tak naprawdę jest ryk Chewbacca.

 

SIERPIEN THE FIRST

 

Co, nie podoba się żarcik o prawniku?…

 

No co wy, przecież nigdy bym nie przejechała prawnika (rozwaliłby mi chłodnicę! Nawet w terenowcu!).

 

Siedzę sobie w pracy w białych tenisówkach a la Baby z „Dirty Dancing”.

No niech mi któras powie, ze nie umierała, żeby mieć takie tenisówki. Ale mało było białych, zgrabnych tenisówek, albo za szerokie, albo za spiczaste, prawde mówiąc dopiero teraz utrafiłam takie w sam raz. Idealne. Do obciętych dżinsów i do spódnicy. Białe tenisówki rządzą.

 

(Torebka zielonej herbaty mi się rozwaliła. SWEET. Mam filiżanke pełną frędzli).

 

Zatęskniłam za szczeniackimi wakacjami. Tak mnie ta smażona ryba zahipnotyzowała olfaktorycznie…

 

Wyjątkowo nie chce mi się dziś narzekac na tłuszcz.