ADIJOS AMOEBAS

Chcialam – to mam. A chyba mam amebe, albo zlosliwa, galopujaca bialaczke, a niewykluczone ze poczatki tyfusu.

BO TEZ mi się ZACHCIALO! Zamiast spozywac mielone z fladry z surowka z bialej kapusty na Wybrzezu, wizytowac deptak w Ciechocinku albo Krupowki – to mnie diabli wzieli i zaniesli na drugi koniec swiata (jak to diabli w zwyczaju maja – chyba nie oplaca im się transportowanie na krotszych trasach).

I teraz obawiam się, ze jedna z przywiezionych pamiatek jest jakas szalenie egzotyczna, skomplikowana i – oczywiście – SMIERTELNA choroba. Boje się, ze nie wystarczy zwykla kuracja z witaminy Wu (najwiecej witaminy Wu ma oczywiście czerwone wino no i Wutka) i trzeba będzie – O ZGROZO – udac się do LEKARZA!…

Jak wiemy z Mikolajka, wizyta u lekarza jest okropna – badanie drapie i szczypie, wszyscy maja wielkie noze i dookoła jest pelno krwi!!! O matko… matko Buzka! Może Rachela da się namowic i ODCZYNI?… A jak NIE ZDAZY i umre w lekko przeterminowanej PIERWSZEJ MLODOSCI, jako ten wybraniec bogow? Zreszta – i tak NIE MAM SIĘ W CO UBRAC, zadnej gustownej welurowej CZERNI a la Morticia z Rodziny Adamsow…

Zapisy do testamentu przyjmuje w godzinach popoludniowych.

0 Replies to “ADIJOS AMOEBAS”

  1. “Chcialam – to mam. A chyba mam amebe, albo zlosliwa, galopujaca bialaczke, a niewykluczone ze poczatki tyfusu.”
    excuze le mot, ale wydaje mi sie, ze po prostu masz standardowego pijerdolca…

  2. Jesli Rachelka nie odczyni, to ja znam taka laske z Węgier od Voodoo, ktora ma specjalizacje Amebos Anihilator. Moge popytać co i jak , bo faktycznie u lekarzy to tylko KREW, RZEŹ, CZASZKI, ŚMIERĆ, KOŚCI i PLEŚŃ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*