Świat po urlopie jest straszny. STRASZNY.
Nie ma do czego dążyć. Odliczać dni.
Przeglądanie zdjęć dołuje (oczywiście, na tym, na którym nawet nie wyszłam bardzo grubo, to musiałam zrobić głupią minę).
W Trójce wróciła Żanetka Lita. Uff, bo już się martwiłam, jak kobiety sobie poradzą z intymnością tej jesieni.
Wspominałam już jak bardzo kocham Anthony’ego Bourdain? No więc, od wczoraj kocham go jeszcze bardziej za tekst w CKM-ie. Był to komentarz na temat Gwyneth Paltrow, która jest wegetarianką, no i pojechała do Hiszpanii zrobić tam jakiś odcinek swojego programu kulinarnego. Na co nasz kochany Antek: „Po cholerę zabierać do Hiszpanii sukę, która nie je szynki?…”
Lubię Gwyneth, ale Antek jest przesłodki.
N. mówi, że musimy częściej wyjeżdżać, bo za każdym razem jak wyjedziemy, jest jakaś sympatyczna afera w rządzie. A jak siedzimy na miejscu, to straszne nudy i ogórki.
(Kusi mnie przepis na ogórki duszone w maśle. Próbował ktoś tego?… Bo Julie napisała, że smaczne. Rili?…)
Chyba z tego wszystkiego zacznę nową serwetkę, no bo co.