GENERALNIE NUDA

Jak ultrawzorowa katoliczka, siedze od rana o suchym pysku, a niedolę i ssanie żołądka okrasiłam jedynie dwoma cukierkami cytrynowymi z witaminą C (nie, żebym cos manifestowala, po prostu nie miałam spożywczych okazji dzis).

Znowu zrobiłam zamowienie w Merlinie, WSZYSTKO PRZEZ HANKE – bo się rano do roboty spóźnia i ja się czuje nieswojo. Poza tym, w Merlinie rzucili ALLO ALLO. Raczej nie bylam się w stanie oprzec. Pocałuj mnie, Rene.

A pozniej Hanka przychodzi i na moje „GDZIE BYLASS, LAFIRYNDO!” opowiada mi, jak KOLEJKA, która jechala do pracy, STANĘŁA W POLU, i natychmiast rozwijamy wlasne wersje wydarzen. Moja – ze chcieli nakręcić reality show, w przedziałach ukrywal się Wojewódzki z mikrofonem, przebrany za cocker-spaniela i czekał, kiedy ludzie zaczną się nawzajem ZJADAĆ. Hanka twierdzila, ze czekala, az kolejka PUSCI SOKI TRAWIENNE, z podłogi i sufitu wyrosną ZĘBY, a pasażerowie zostną do cna strawieni.

No i tak to.
Czyli w sumie – nuda panie, nuda.

OKIEM KONSUMENTA

Zapomniałam całkiem i z kronikarskiego obowiązku odnotowuje, mimo okrutnej zimnicy:

– Twistem Premium w KFC – FLEEEEEEEEEEE!… Obrzydlistwo! Fuj, fuj fuj! Kurczak z boczkiem to kolejna pomyłka natury, zaraz po dinozaurach; uwolnic świnie z twisterów! I to NATYCHMIAST – najlepiej jutro!

– buty: nie mam. A powinnam. Tj. mam jakie jedne, ale chciałabym wiecej. A nie ma w sklepach (w tych, których byłam). Co mam zrobic, droga redakcjo? Siedzieć i czekac, az buty przyjdą do Mahometa?…

– Koontz – moja pierwsza powieść. NIEZŁA. Koleś widzi zmarłych, co już samo w sobie jest całkiem klimatyczne, nie dośc jednak na tym – systematycznie widuje ELVISA. Tak, Elvisa Presleya. Nieżywego, w formie ducha. Normalnie widuje się z Elvisem codziennie. W dodatku, duchy zmarłych generalnie przychodzą po pomoc, a Elvis – nie wiadomo, po co, co tylko dodaje smaczku calej sprawie. Pewnie na koncu okaże się, ze to wlasnie Elvis uratowal swiat przed zagładą! Chwilowo tropia gościa, który jest podejrzany, bo zbiera zdjęcia i życiorysy seryjnych morderców (czyli – to samo, co ja i Hanka). Hm. Ale co to ja chciałam… Aha! Chce wiecej takich horrorow! Ma ktoś jakies tytuły godne polecenia?

SYBERIADA

TRADYCYJNIE, jak co zimę, z uwagi na temperaturę ujemną, zamarźli mi RURY z wodą. NO BO CO, prawda.

MAM DOSYC romantycznych modrzewiowych dwustuletnich dworków!! CHOLERA JASNA!! Chce natychmiast do PLASTIKOWEGO WIEŻOWCA smierdzącego wyziewami z klimatyzacji, ustawionej na 36 stopni.

Marze o spotkaniu z hydraulikiem, w celu wykorzystania jego ciepłych, dymiących flaków do owinięcia rur, które zamarzły, oraz nasypania mu papryki do jamy brzusznej.

Szef mój powinien docenić, ze napisałam mu wczoraj papier, i to calkiem na temat i do rzeczy, zamiast przyjść od rana i oznajmic, ze jak jest TAK ZIMNO, to ja kurwa NIE ROBIE – i nie robić.

N. testuje, ile ptaszki są w stanie wchłonąć. Na razie wychodzi z pojedynku PRZEGRANY. Pożerają wszystko, co im się wysypie, mimo zwiększenia deputatów z uwagi na mróz.

– No, ja nie wiem – twierdzi – czy to normalne.

Poza tym to nic się nie dzieje. Czytam tego Koontza o chłopaku, który widzi duchy, a także w kolko oglądam kabaret „POTEM”, za co jestem krytykowana przez N.
– AAAAAAAAA!… zwariuje z toba!… WYLACZ TE GŁUPOTY – po czym kaze mi oglądać arcydzielo moralnego niepokoju pt. JURASSIC PARK, czesc trzecia.

Tak sobie siedze, i mysle, czy by przypadkiem nie wziąć urlopu na piątek.

ODROBINE PRZEGIELAM

…z tym wloczeniem się ostatnio, już jestem zmeczona. N. się lekko wściekł i zażądał HARMONOGRAMU NOCLEGÓW W DOMU na następny tydzień. Poza tym, ma tez drugi dylemat w związku z naszą ptasią stołówką:

– To jest NIEMOŻLIWE, żeby małe, puchate ptaszki TYLE ŻARŁY. Codziennie im wysypują furę ziarek, a wieczorem NIE MA NIC. Może to te DINOZAURY z Jurassic Parku się u nas stołują? No bo zobacz sama, czy to MOŻLIWE.

(Tlumacze mu, ze tamte dinozaury to jadły raczej ludzi, niż nasionka słonecznika).

Nie zjadlam wczoraj ANI JEDNEGO PĄCZKA.
Za to wypilam chyba 40 kaw.
Oraz rozsypala mi się zawartość torebki na forum międzynarodowym (torebki!… TORBISZCZA). Zbierałam gorączkowo te góry długopisów i maskotek, i nagle poczułam tak zwany CIĘŻAR SPOJRZENIA (nie no, jasne, gapili się WSZYSCY, ale nagle poczulam cos wyjątkowo CIEZKIEGO). Okazalo się, ze to duńska delegacja – czterech blond chłopa, jak jeden mąż – skoncentrowała błękitny wzrok NA MOIM BATONKU WW, wyniesionym z samolotu. Gapili się na niego jak Luke Skywalker na swój miecz laserowy, i wyraznie probowali RUSZYC MÓJ BATONIK WZROKIEM Z MIEJSCA. Z mojego miejsca na swoje. Ewidentnie.

W odróżnieniu od moich przyjaciółek, nie trenuję Psa z Glową w Dół, tylko Zwisającego Łabędzia oraz Rozklapcianą Życiem Żabę Przejechaną Przez Kombajn Na Bardzo Twardej Asfaltowej Drodze. Z bolącym łbem, bo oczywiście (zgodnie z przewidywaniami) zdążyłyśmy zaliczyc w samolocie dolewke wina.

PRANIE WYWIESILAM

… po czym pojechałam do Juraty. A co.

(Swiatem rządzą porąbane motyle chaosu. Albo nie dzieje się NIC, albo WSZYSTKO NARAZ)

W Juracie spędzaliśmy czas (PO WYKLADACH. PO WYKŁADACH!) w sympatycznej kawiarnio – galerii, charakteryzującej się przepieknym sznaucerem. Tuliłam sznaucera i popijałam wino. Wloska ekspertka była zdumiona, ze pamiętam, ze spotkałyśmy się pare lat temu na konferencji w Aberdeen, i od razu doszla do wniosku, ze jestem jej kolezanka i zaczela się do mnie uśmiechać. HA! A ja ja, małpę, pamiętam z tej konferencji, bo był tam jeden jedyny przystojny facet – Grek – do którego ona się przylepila jak GLONOJAD, czego nie mogłyśmy jej natenczas wybaczyc. Ale o tym oczywiście jej nie powiedziałam.

Morze zimne. Piach zamarzniety.
Soso miala racje – nie opaliłam się.

Snily mi się ALIENY, co jadly ludzi, ale niechcący – W AMOKU. Jak były jakies zakłócenia magnetyczne, to pakowały sobie do gęby człowieka, a pozniej o tym zapominaly.

Tak się czasem zastanawiam: czy ja zwariuję? Chociaż ostatnio raczej – nie CZY, a KIEDY.