Gdyby mój ojciec, Leon, napisal ksiazke kucharska, to mialaby ona nastepujacy tytuł: “Tysiac i jeden potraw ze smażonej kiełbasy z cebulą, czosnkiem, papryką i pieprzem”.
idziemy na imprezę albo gdzie tam lubimy, wyrywamy największy pasztet i bierzemy go do domu. Potem pasztet nasączamy ankoholem (jak kto lubi) albo myneralnom (jak kto nie lubi ankoholu). Następnie pasztet rżniemy do czasu kiedy nie zajęczy.
Ty to masz sny… Brrrr…
a pozatym nie o krawatach tylko o czaplach tu mowa.
jo mom krowot jush, jo nie uprawiam stosunkuf sexualnych z krolikami, czy jo moge tu byc ? 🙂
baśka! daj napis “tylko w krawatach” bo przychodzi do Ciebie hamstfo z całego świata!
inaczej nie mozna skomentowac komentarza M.
🙂 ekskjuzmi?…
beurk
O proszę bardzo. Pasztet zajęczy a’la Marcyś:
idziemy na imprezę albo gdzie tam lubimy, wyrywamy największy pasztet i bierzemy go do domu. Potem pasztet nasączamy ankoholem (jak kto lubi) albo myneralnom (jak kto nie lubi ankoholu). Następnie pasztet rżniemy do czasu kiedy nie zajęczy.
SMOCZNEGO!
Moim zdaniem, bylaby to Wielka Ksiega Pzzepisow na Pasztet Zajęczy…
opowieści dziwnej treści, czyli wyznania erotomana gawędziarza
1001 jeden drobiazgów
a gdyby Marcyś napisał książkę (niekoniecznie kucharską), to jaki by miała tytuł?
Swoj czlowiek! Od razu bysmy sie polubili. A ten, lubi no..