– Jaki ten piesek jest śliczny! – zakrzyknęła sąsiadka mojej ciotki na widok Mangusty. Mangusta akurat zwisała z okna samochodu i darła mordę na wszystko w zasięgu wzroku.
Na końcu języka miałam „A chce pani pieska powąchać?” – ponieważ piesek, niewątpliwie śliczny, wziął i okrył ostatnio rarytas jakim są Kocie Gówna i podczas każdego spacerku po ogródku i okolicy usiłuje je spożyć. I czasem niestety jej się udaje. Ponieważ okoliczni sąsiedzi Mają Koty, co się sprowadza do tego, że te koty się włóczą gdzie chcą i wypróżniają gdzie chcą – u nas na ogródku też. Jestem pełna podziwu dla Mangusty, która potrafi spierdzielać przed nami w tempie rakiety SpaceX i jednocześnie w biegu żuć to świństwo. Szoruję jej później pysk z samozaparciem (smród straszliwy), a ona ma minę „Je ne regrette RIEN”.
Od pani doktor dostaliśmy bardzo śmierdzące pigułki z krowiego żwacza i drożdży, które niby mają pomóc na takie ciągoty (bo flora jelitowa). Jak nie pomogą, to będzie wychodziła NA SZNURKU i z gumką recepturką na pysku! Bo zwariuję. A koty jak dorwę, to rozszarpię.
Z innej beczki: słyszałam w radio, jak jeden pan opowiadał, że trzeba świadomie oddychać. Trzeba się w życiu zatrzymać, być uważnym, świadomie oddychać i wychładzać się. Jeśli chodzi o oddychanie – okej, pamiętam jeszcze ze szkoły muzycznej ćwiczenia na oddychanie przeponą (bo rozumiem, że o takie oddychanie chodzi?…). Na dodatek całkiem jest niezłe na czkawkę, oraz przyjmuję argument o lepszym dotlenieniu. Ale wychładzanie? Ten pan zaproponował, żeby na przykład teraz zimą, mróz jednocyfrowy, może nie od razu morsować w jeziorze, ale np. chodzić do sklepu po bułki w tiszercie. Otóż szanowny panie – ja się w życiu namarzłam, bo dojeżdżałam na studia i do pracy PKP i komunikacją miejską, i jakoś nie zauważyłam dobroczynnego wpływu zmarznięcia na organizm. Oprócz kurwicy, kiedy pociągi i tramwaje były poopóźniane (a były zimą prawie codziennie) i przeziębień. Więc bicz, pliz.
Czytam „Remainders of the Day” – trzecią część pamiętnika antykwariusza ze szkockiego miasta Wigtown. Trochę mu zazdroszczę, że ma piękny sklep z książkami w pięknym szkockim miasteczku, ale jednak nie, bądźmy realistami. Nie nadawałabym się do tej pracy (KLIENCI!). Ale jego książki uwielbiam.
No i tak. Jest mróz, leży śnieg, więc chyba WIADOMYM JEST, że nie mam dobrego humoru.