No więc jakoś pod koniec tygodnia straciłam węch (100%) oraz smak (jakieś 94%). Nawet się nie zdenerwowałam, bo jednocześnie straciłam apetyt, co mi tylko wyjdzie na dobre, ale jakoś tak mi się zrobiło PRZYKRO. Bo wygląda na to, ze jednak w końcu mam covid. TERAZ! Teraz, kiedy już jest passę, demode i wszyscy go mają w dupie. Taka moja karma, że zawsze się jakoś ciągnę w ogonie (statystycznie i nie tylko). Jak sąsiadka z ulicy miała covid, kiedy był modny, to dwa razy dziennie przyjeżdżała do niej policja i w ogóle było WOW. A do mnie to nawet ochotnicza straż obywatelska nie przyjedzie, bo wszyscy są zajęci zmianą władzy i w dupie mają covidowych maruderów, niech sobie sami radzą.
Ja to zawsze jestem jak ten Kłapouchy z Kubusia Puchatka – smutny, wilgotny i zgubił ogon. I na dodatek okropnie kaszlę – gdyby nie ten kaszel, to w ogóle bym nie narzekała, a tak to jeszcze mi się zrobi sześciopak na brzuchu i będę się musiała gęsto tłumaczyć, że to nie moja wina i w ogóle wstyd.
A nie, wróć – czipsy octowe w Żabce kupiłam! Ale ich nie jem, bo nie czuję smaku, więc równie dobrze mogę sobie pożuć pudełko od butów.
Nie mam siły biegać za Mangustą.
A żeby nie było całkiem pesymistycznie – to i tak z niemodnych chorób wolę covid, niż syfilis albo szkarlatynę.
Może i ostatnia, ale wciąż masz szansę na inbę w komentarzach 😀
Polecam lekturę “Co nas ( nie ) zabije” Jennifer Wright. Świetnie napisana i podnosi na duchu- inni mieli gorzej.
Zdrowiej, zdrowiej
W uracie węchu nie jest nawet najgorsze, że nie czujesz zapachów (tych fajnych), ale że nie czujesz smrodu. Ani własnego ani czy przypadkiem jedzenie się nie psuje. W każdym razie – szybkiego powrotu do zdrowia!
Modna czy nie, zdrowia! I szybkiego powrotu smaku, bo to bez sensu, nie czuć czipsów z smaku octem.
Kiedyś to się nazywało grypa.
Zdrowiej!
grypa to tak jakby inny wirus, z tego co mówią ludzie wykształceni po wieloletnich studiach medycznych xd