O MARKETINGU I CZARNYM PODNIEBIENIU

Dear Diary, to były – do pewnego momentu – bardzo miłe święta. No bo tak: pogoda – jak w Hiszpanii (tymczasem podobno w Hiszpanii lało, spadł śnieg i były pozamykane autostrady); jajka farbowane w czerwonej kapuście wyszły w pięknym, niebieskim kolorze (czerwonej – niebieskie, hm); przyszli goście przynosząc jedzenie w potwornej ilości (ja to się umiem w życiu ustawić – tylko do zdjęcia niestety nie). Było bosko, herbata na tarasie, nawet wybaczyłam rodzynki w babce – in minus, ale za to klops był z jajkiem in plus, czyli się zrównoważyło.

Aż dostałam maila od banku „Dołącz do akcji BEZPIECZNY E-SENIOR”.

Dlaczego, ludzie z marketingu? Dlaczego musicie nam robić takie rzeczy W ŚWIĘTA? To znaczy ja wiem – wy w ludziach nie widzicie LUDZI, tylko targety, ale te targety też czasem by chciały po prostu mieć miły dzień. Bez reklam środków na żylaki, nietrzymanie moczu i aplikacji E-SENIOR. Kilka w roku by się takich dni przydało, nie sądzicie? 

Ale pewnie nie sądzą. Jak się pracuje w marketingu, to się nie ma duszy.

Natomiast PRZED świętami odbyło się generalne sprzątanie ogródka. N. z siłą najemną grabili i wyczesywali każdy centymetr, żeby usunąć wszystkie KOCIE JĘZYCZKI z zasięgu Mangusty, żeby nie było spektakularnych widowisk przy stole wielkanocnym. Prawie szczoteczkami do zębów czyścili wszystko, w każdym razie efekt był SPEKTAKULARNY, tym bardziej, że drzewa wypuściły zielone listki, no po prostu sielanka. Po czym Mangusta została wypuszczona przez taras, pierwszy raz w sezonie, zeszła ze schodów, rozejrzała się i… w trzy sekundy znalazła przeoczone kocie gówno i z nim uciekła.

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA.

Ale przynajmniej się nie porzygała. Tylko następnego dnia była jakaś SMUTNA. Trzymałam w pogotowiu piguły na biegunkę, ale odpukać w niemalowane – udało się bez wspomagania farmaceutycznego. Chociaż ja bym się chętnie wspomogła, gdybym miała coś fajnego pod ręką, ale rutinoscorbin albo neomag to żaden fun.

Czy jeśli popłakałam się ze śmiechu czytając list miłosny kurator Nowak do pana marszałka Terleckiego, to jestem bardzo złym człowiekiem z czarnym podniebieniem? Oczywiście, że jestem – kogo ja tu próbuję kokietować.

2 Replies to “O MARKETINGU I CZARNYM PODNIEBIENIU”

  1. Daj jej do ogryzania żwacze wołowe lub jagnięce. Śmierdzą przeokrutnie ale powinny pomóc na zżeranie kocich g. U nas jest pęd do końskich pączków – a po kuracji żwaczami zero zainteresowania.

    • U nas żwacz nie przeszkadza w konsumpcji końskiego obornika. To przecież zupełnie inne zapachy i smaki. Według naszego psa. Ja jednak nie odważyłam się spróbować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*