Dziś pobudka o czwartej siedemnaście. Ha. Przebije mnie ktoś?
Zawsze, jak tak rano wstaję, uderza mnie ilu ludzi już o tej godzinie normalnie funkcjonuje. Ja się dowartościowuję, jaka jestem dzielna, bo wstałam o trzeciej żeby np. zdążyć na samolot na wakacje, albo o czwartej bo cośtam, a później okazuje się, że nie ja jedna – mnóstwo ludzi już o tej godzinie na przystankach, w autobusach, w samochodach, obsługuje nas w kawiarni albo otwiera sklepy. I że nie jestem wcale takim dzielnym żuczkiem, jak mi się wydaje, bo prawdziwe dzielne żuczki to ci wszyscy, którzy normalnie, codziennie o tej godzinie wstają i stawiają się do roboty. I nie dostają za to medali i nawet nie oczekują.
Nowe wiadomości o piecu? PROSZĘ BARDZO.
Piec przez całą zimę działał jak złoto, złego słowa nie mogę powiedzieć. Woda gorąca, w domu cieplutko. Ani razu nie napaliliśmy w kominku! (I komin przestał śmierdzieć i wpadł nam do niego szpak) (i mam teraz brudny sufit). Nastała wiosna. Ociepliło się.
A piec nadal napierdziela. W domu mamy żar tropików łamane na termy rzymskie; ja, która UWIELBIAM upał i zimą chodzę w skarpetkach i kapciach emu nawet po ugrzanej podłodze – SŁANIAM SIĘ i omdlewam, bo nie ma czym oddychać. N. skręcił temperaturę do minimum, ale piec się nie poddaje i wyciąga w salonie do 25 stopni. Taki nam się trafił SMERF PRACUŚ, po tamtym poprzednim – draniu, intrygancie, histeryku i terroryście. Wyłączylibyśmy już ogrzewanie całkiem, ale ciągle w nocy spada temperatura prawie do zera, a poranna toaleta w lodowatej łazience tak średnio mnie pociąga. Na razie po dobroci namawiam N. do wnikliwego przestudiowania instrukcji obsługi pieca, a za chwilę przestanę go namawiać po dobroci, tylko zwiążę gumowym pająkiem – ściągaczem do bagażnika i odplączę dopiero, jak już się wszystkiego dowie.
Chyba że to nie żaden pracuś, tylko następny psychopata, który najpierw uśpił naszą czujność, a teraz chce nas udusić. Z piecami WSZYSTKO jest możliwe.
A Sistermoon dała cynk o następnym dobrym serialu – “Line of Duty”; produkcji BBC, o policji. Jestem po dwóch odcinkach – ŚWIETNY.
I jeszcze jeden BBC – “Dig”, z Jasonem Isaacsem, więc wiadomo, że będę oglądać i zapowiada się nader nieźle – też detektywistyczno – śledczy, dzieje się w Jerozolimie. Tylko trochę mi tam zgrzyta wątek religijnego kultu, co kurna hoduje małych chłopców w laboratorium (?????). No zobaczymy.
A propos pająków – uratowałam dziś jednego z wanny i proszę, od razu słońce wyszło!
A mój piec wydaje mi pisemne polecenia na ekraniku programatora: wezwij firmę instalacyjną (bo czas na przegląd, bo usterka, bo coś tam…). Dobrze, że nie ustnie, bo padłabym na zawał. W dodatku to ja jestem w domu od jego programowania. I od programowania pieca w firmie męża, cytuję speca od montażu: “proszę dać instrukcję żonie, tylko ona to rozgryzie”.
Z seriali polecam “Deadwood”, rewelacja.
A co do Rudej z “Killing” – to ona?! W życiu bym jej nie rozpoznała, no ale widziałam tylko zwiastun. “Killing” porzuciliśmy po pierwszym sezonie na rzecz duńskiego oryginału, “Forbrydelsen”, a idąc za ciosem łyknęliśmy jeszcze duńsko-szwedzki “Broen”.
Przebijam ale w trochę innej kategorii 😉 Od kiedy na świecie jest moja dziewczyna, a to już siedem lat z hakiem, przespałam 4 SŁOWNIE cztery noce (wiem, bo liczę) w całości. Resztę kiedyś odeśpię, pewnie jak ją wywalę na studia do innego miasta. A i to nie jest takie pewne. A od roku córkę w procederze budzenia wspiera kot, który jak mu nie pasuje jak leżę, mało subtelnie traktuje mnie pazurami, bo on chce akurat po mojej prawej albo lewej. Nie jest źle, prawda? 😉
Matko, a co z tą 7-latką jest nie tak, że ona nie śpi?
Migruje w nocy. A jak już wyląduje u mnie pod kołdrą, koniecznie musi mieć drapane plecki i ma do opowiedzenia coś, czego nie zdążyła powiedzieć za dnia. Taka jej uroda 🙂
przebijam
za dni parę ruszam w trasę (pilot wycieczek), wyjazd O CZWARTEJ DWADZIEŚCIA, co oznacza, że będę musiała podnieść trupa o 3 najpóźniej……
i tak aż do końca czerwca od poniedziałku do piątku, z przerwami na luksus – wyjazd o 5, 6 rano.
To, oczywiście, nie jest pora do normalnego życia….
Odwołuję. Właśnie dostałam na imieniny książki. Okna czekają do przyszłego tygodnia.
Jakby się pogoda popsuła na majówkę, to raczej z powodu twojego zakupu odkrytych butów (bo chyba mi nie powiesz, że nie kupisz, co?), niż mojego mycia okien.
Nie chciałabym Cię martwić, ale mam dziś w planach mycie okien. Także ten… jak to mówią – czasem słońce, czasem deszcz.
Nasz piec chyba ma depresję. Nie może w sobie płomienia rozpalić. A jak mu się uda, to zaraz gaśnie.
Uprzejmie dziękuję, jestem usatysfakcjonowana;)