O UPIORNEJ KANAPCE I JEDNAK NIE SCHIZOFRENII

Od dwóch dni czuję się jak wilk, który zjadł babcię, Kapturka, gajowego, siedmiu krasnoludków, jelonka Bambi i wszystkie myszy króla Popiela. W dodatku spakowanych w foliowe worki. Wszystko przez to, że ubłagałam N., żebyśmy zjedli kanapki drwala (zobaczyłam plakat kilka dni temu i za mną chodziła, suka jedna). N. się zgodził, bo chyba jednak ciągle mnie kocha (chyba że to słynne ustępowanie głupiemu, tak popularne w naszej obyczajowości), a później chciał mnie zabić – w ogóle nie mógł spać, bo on ma delikatny żołądek. Ja mam strusi – zazwyczaj trawię wszystko (z chrzęstem), a po tym cudzie dwa dni odbijało mi się plastikiem. Ta kanapka jest chyba dla automatycznych drwali napędzanych paliwem wysokooktanowym i zrobiona prawie wyłącznie z PCV (i papryczek jalapeno, bo miałam ostrą wersję). A zatem – podsumowując – dwa dni gniotło mnie w żołądku, we wszystkim co jem czułam posmak foliowej torby i przypomniało mi się, dlaczego w McDonaldzie jemy najwyżej raz na kwartał.

A mogłam sobie zrobić kopytka i nie mieć dwóch dni gastrycznego niepokoju, w dodatku w towarzystwie wkurzonego męża! Może po prostu w pewnym wieku człowiek się jednak robi ZA STARY na te wyrafinowane specjały. Jakieś enzymy przestaje produkować (do trawienia plastiku), kubki smakowe subtelnieją czy coś. Bo kury z KFC (to przerażające, co teraz napiszę) TEŻ już mnie nie nęcą tak, jak kiedyś!

W dodatku w innych obszarach też nieustające pasmo sukcesów – Zalando mi przysłało jakieś dziwne COŚ, czego bynajmniej absolutnie nie zamawiałam. Zdenerwowałam się, bo moje zapominalstwo to jedno, ale czyżby pogłębiło mi się do tego stopnia, żeby zamawiać coś kompletnie nie w moim kolorze, fasonie i guście i zapominać o tym? Może ja już przez sen zaczęłam zamawiać paczki w internetowych sklepach? A może mam jakieś alter ego, które w ten dziwny sposób doszło do głosu i wysyła mi sygnały? Po kwadransie takiej gonitwy myśli jednak rzuciłam okiem an list przewozowy, na którym było zupełnie, ale to zupełnie co innego, co owszem, zamawiałam. Czyli nie ja zwariowałam, tylko ktoś się rąbnął przy pakowaniu. Trochę mi ulżyło, nie powiem. (W dodatku nawet dobrze się stało, bo prawie od razu po kliknięciu „zamawiam” doszłam do wniosku, że w sumie po cholerę mi to i pewnie i tak nie będę w tym chodzić – czyli w sumie Wszechświat poszedł mi na rękę).

Co do lektur, to nadal nie mogę się kupić i czytam wieczorami „Medycynę sądową” do poduszki, dla rozluźnienia przed snem. A po przeczytaniu „Młynu do mumii” mam taki wniosek, że dla tej książki powinien powstać osobny gatunek literacki, bo ja NIE WIEM, CO TO JEST. Ale bawiłam się znakomicie.

I przeczytałam, że w trendach kulinarnych rok 2017 zrywa z jarmużem i teraz na topie jest kalafior. Nareszcie jakaś pozytywna wiadomość, bo przepadam za kalafiorami! Chociaż jestem zupełnie spokojna, że zaraz na modnych blogach kulinarnych powstaną przepisy na takie potrawy z kalafiora, żeby człowiek ich nawet kijem nie dotknął. Jednak nadal lepsze to, niż jarmuż.

 

20 Replies to “O UPIORNEJ KANAPCE I JEDNAK NIE SCHIZOFRENII”

  1. Od wiekow nie jadlam w MD ani KFC, odwazylam sie kiedys na wypicie “szejka” i to byl pierwszy i ostatni raz! Odwazam sie zjesc u Turkow donnera (chociaz podejzliwie patrze na to mieso na kiju), i kupujemy golonke i kurczaka z rusztu w kiosku przewoznym 🙂
    Co zdecydowanie ratuje mnie od takich nocy jak twoja :)))

    A jarmuz lubie, kupuje posiekany i przegotowany tylko z sola w sloiku, dodaje pokrajane resztki chudego miesa, cebule podsmazona na masle i platki owsiane, ktore te mase zageszczaja. Jemy z ugotowanymi kartoflami. Smaczne 🙂

    • Nie jadłam żadnego jarmużu, chociaż jarmuż to kapusta, a ja przecież uwielbiam kapustę. Jakby miał podobny smak do galicyjskich grelos, to byśmy się zaprzyjaźnili 😉
      Ale nie w postaci soku z surowizny. Na pewno nie.
      Jadłam grelos z piekarnika, rozdrobnione i wymieszane z tartą bułką, jajkami i czymśtam – przepyszne to było, na dużym przyjęciu zjadłam chyba pół blachy.

  2. Jarmuzu chyba w zyciu nie jadlam, nawet nie wiedzialam ze byl na topie. (jak wiele stracilam?!)

    Te dziwaczne przepisy tez nie za bardzo kumam, najbardziej te miliony skladników z calego swiata, najlepiej po 3 z kazdego kontynentu i 17 godzin przygotowania po to, zeby wygladalo jakby mi ktos naplul na talerz (sa takie sosy-piany biale podejrzane) i smakowalo wszystkim na raz czyli niczym.
    Ale ja pod wzgledem kulinarnym jestem prostakiem raczej, taki kalafior na przyklad to najlepiej z maselkiem, ziemniakami i mizeria. I juz.

    Ale ale, skoro juz KFC-kura nie wola Cie takim slodkim glosem co kiedys, z osmiorniczek zrezygnowalas dobrowolnie w ostatniej notce, no no, lista Ci sie kurczy 😉

  3. ja mam w 100% tak samo z mcdonaldem, kfc i tym podobnym, z dużych sieciówek trawię tylko pizzę hut 🙂 a reszta autentycznie dla mnie odbija się plastikiem i obawiam się, że nie jest to tylko wrażenie…

    • Ja tak samo, ale kiedyś tak nie było!
      Więc albo zmienił się gwałtownie skład (np. kury z KFC kiedyś były NA PEWNO smażone w innej fryturze), albo ja się gwałtownie zmieniłam.
      Ale podejrzewam jednak SKŁAD.
      Bo to samo mam z chipsami – nie da się jeść u nas chipsów, odkąd przestali je robić z prawdziwych ziemniaków. A w Hiszpanii nadal spokojnie wciągnę chipsy i one smakują kartoflem i oliwą! Bo są z kartofla i na oliwie! A nie z chujwieczego.

Skomentuj ~konik garbusek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*