To, co bralam za epidemie zoltaczki (wirus zapalenia watroby, szczególnie aktywny wśród populacji damskiej) okazalo się być moda na sok marchwiowy. Picie Kubusiow i Karotek albowiem wplywa bezposrednio na wypelzniecie na skore pieknego, zdrowego odcienia plam watrobowych, jakie widywalam u 94-letniego Pradziadka (który do konca swych dni twierdzil, ze zyje tak dlugo bo ma w szafie spirytus, a u boku zone – jędzę), tyle ze u Pradziadka zjawisko było miejscowe (czyli dyskretne), a u obserwowanych dam – ciągłe.
Po wypiciu około dwoch litrow Kubusia dziennie po jakims czasie uzyskuje się ten sliczny efekt, jaki kiedys osiagnelam, smarujac się wieczorem gruba warstwa samoopalacza i rąbnęłam się spac. Rano obudzilam się bladopomaranczowa z przepieknym odwzorowaniem faktury przescieradla, koldry i poduszki na skorze. Wyrazne, ciemnozolte zacieki tworzyly na mej powierzchni piekna gre swiatlocienia, w rezultacie wygladalam jak postmodernistyczna rzezba. Z domu wyszlam po trzech godzinach szlochania w lazience i szorowania skory wszystkim, co znalazlam – od wody utlenionej po domestos.
Oczywiście – jak wszyscy się domysla – przemawia przeze mnie zazdrosc bladoskorej, jasnowlosej osoby ze sklonnoscia do opalania się najpierw na prosięcy róż, a pozniej – DLUGO DLUGO POZNIEJ – na delikatny kolor miodu. Ale stymulowanie wywalania barwnika pod skorą nie jest ani specjalnie estetyczne, ani zdrowe, zwlaszcza, ze on się nigdy nie “schowa” do konca z powrotem w calosci. Ale czy to mój problem?… Wprost przeciwnie – pogadamy, drogie panie, za lat kilka 😉
Na razie – w moim kanapkowym sklepiku obserwuje trendy zywieniowe pań przed czterdziestką (starsze widocznie robia kanapki w domu) – zestaw obowiazkowy:
– serek z rodzynkami
– kisiel blyskawiczny
– duzo plynnej marchwi
Smacznego łapania koloru zycze znad puszki redbulla i paczki bake rolls.