Mgła jest od dwóch dni jak u Kinga, a Aliexpress przysłał mi maila:
“ANNA, zasługujesz na to! Najlepsze z kategorii: części zamienne”
No proszę, już nawet Chińczycy wiedzą, że rozpaczliwie potrzebuję części zamiennych. Coraz lepsze te algorytmy, a jakie uprzejme – co prawda jesteś złomem, Anna, ale zasługujesz na NAJLEPSZE części zamienne.
Poza tym normalnie – skoro grudzień, to chujnia, patatajnia i tym podobne. N. tak zaganiany, że widuję go sporadycznie przy stole – przełyka jedzenie jak w konkursach jedzenia na czas i jeszcze żując wstaje i leci dalej. A mnie wszystko wypada z rąk i z głowy. O mały włos paczka z jedzeniem dla Szczypawki by wróciła do nadawcy, co mi się jak dotąd nie zdarzyło NIGDY.
A Thelma i Louise, czyli dwie kury buntowniczki, dziś rano przegnały owczarka niemieckiego, który sobie wyszedł pozwiedzać okolicę, ale szybko wrócił do siebie z podkulonym ogonem. W dodatku na odległość – nie było żadnej walki ani nic – pies je zobaczył, skulił się, chwilę postał i popatrzył, zrobił w tył zwrot i zwiał do domu. W końcu, jak by nie patrzeć, kury to potomkowie dinozaurów – te dwie agregatki zachowują się jakby o tym dobrze wiedziały. Jak dwa małe T-Rexy.
I znowu zrobiłam krupniczek, i znowu wyszedł mi mocno ścięty, a raczej po prostu twardy. Ja bym wolała, żeby sernik był ścięty, a krupniczek płynny, a te mendy złośliwie wychodzą na odwrót i co zrobisz? No nic nie zrobisz. W związku z powyższym udaję się na kanapę, wkurwiać się na pandemię i oglądać „Lobstera” (jest na Netflixie, dlaczego nie wiedziałam, że „Lobster” jest na Netflixie?), bo w taką pogodę to nic innego nie ma sensu.