Ten świat uparł się wywołać u mnie efekt trwałego delirium tremens. Zacznę chodzić w kapturze albo w nikabie, bo zbyt szerokie pole widzenia mi nie służy. Na przykład wczoraj – co widzę? Plakat. Na plakacie pieczarka. Przedstawia się: "Ja, pieczarka. Jedz, baw się, pokochaj".
Pokochaj GRZYB?…
W ogóle świetna reklama – poznaj pieczarkę, zaprzyjaźnij się z nią, pobaw, pokochaj, a na końcu zjedz. A później powtórz cały cykl ze szczeniaczkiem. I wszyscy zdziwieni, że młodzież jakaś nerwowa rośnie, a jaka ma rosnąć, jak uczy się ich kochać grzyby i zjadać przyjaciół!…
Albo kury. Też mnie denerwują.
Dlaczego ludzie puszczają kury luzem na łąkę? A jak te kury sobie pójdą? Nerwicy bym dostała codziennie wieczorem łapiąc kury i licząc. A jak się wymieszają z kurami sąsiadów? Skąd wiadomo, że te kury co przyszły nocować to są te same kury, co wyszły rano? Jak je rozróżnić? Trzy, pięć, no – tak do dziesięciu to chyba da radę, ale więcej? Zebra ma takie bransoletki z kolorowymi koralikami, zakłada się je na nóżki kieliszków, żeby się nie pomylić i nie wyżłopać cudzego wina. Ja bym coś takiego zakładała kurom na nogi. Więc może całe szczęście, że nie mam kur i się na to nie zanosi.
Kupiłam sobie wczoraj ciuchy do fitnessu. Musiałam się czymś zająć, kiedy N. szalał po Decathlonie, więc weszłam w fitness. Są bajecznie kolorowe, mięciutkie, a ciuchach do jogi wspaniale się leży na kanapie, nic się nie wypycha na kolanach ani nie rozciąga. Choć może z tym topem w kolorze radioaktywnej żmii mamby do koralowych spodni to trochę przesadziłam.
Nie wiedziałam, że kury to takie bestie!…
Innym okiem spojrzę na kubełek w KFC.
Wiem ile kosztowała akcja”ja pieczarka”,można omdleć….a kur nadal i niezmiennie się boję,więc nananananan nic nie słyszę….:-)
No, nie sama. Drobi koło niej drób.
kod adekwatny: upaup
Kurza noga, rzeczywiście – bardzo przepraszam P. woźną Więckowską;-). W dodatku zgubiłam ogonek – presję wywierać powinno być.
I może nawet na obrazku jest sama Więckowska.
http://www.ubojniagorzna.pl/index.php?i=1
Drób i cip cip będzie mi się już zawsze kojarzył z tą reklamą, którą notabene Ty mi “przybliżyłaś”.
Nie z Więckowskiej a Więckowskiej 😉
A mnie sie wydaje, ze ubrania do fitness to ciag dalszy (nigdy niedokonczonej) historii o skakance.
Widzę, że krzyk drobiu z Więckowskiej, dotarł do kolejnej notki (choć nieświeży;-)).
Co do ciuchów sportowych, potrafią wywierać sporą presje. Ani się obejrzysz Barbarello, a będziesz w asanie świerszcza, albo pół- gołębia.
A i gospodarko dokształcić się można czytając/pisząc blogi 🙂
Takie cudenka z koralikami (na kieliszek) wydawaly mi sie kiedys super wynalazkiem, dopoki nie okazalo sie, ze po dwoch lampkch zapominam, jakiego koloru byl moj koralik 🙂
Kury przylatują na zawołanie. U moich dziadków leciały na “ciu, ciu, ciu”. Wszystkie, nawet jeśli rozlazły się po okolicy, to każda wiedziała, co się dzieje, a zwłaszcza wtedy, jeśli była pora karmienia i pojawił się ktoś z charakterystyczną puszką, do której wsypywało się ziarno.
“Cip, cip, cip” to hasło bardzo nośne ostatnimi czasy i popularne wielce. Chodzi oczywiście o formę dopełniacza liczby mnogiej (kogo, czego chcecie?)
Kury są wbrew pozorom mądrymi bestiami. Zawsze wracają bezbłędnie. W dodatku potrafią rozpoznać głos “swojego” gospodarza i przybiegają na wołanie. No oczywiście nie po imieniu tylko na takie wabiące dźwięki typu “cip cip cip”. Ale jeśli by stały trzy osoby i wołały, to one przybiegną do tej, która im żreć zawsze daje. Takie cwane!
A po drugie – masz najlepszego bloga na świecie. Jestem twoją absolutną fanką!
Kury są wbrew pozorom mądrymi bestiami. Zawsze wracają bezbłędnie. W dodatku potrafią rozpoznać głos “swojego” gospodarza i przybiegają na wołanie. No oczywiście nie po imieniu tylko na takie wabiące dźwięki typu “cip cip cip”. Ale jeśli by stały trzy osoby i wołały, to one przybiegną do tej, która im żreć zawsze daje. Takie cwane!
A po drugie – masz najlepszego bloga na świecie. Jestem twoją absolutną fanką!
Z kurami to akurat prościzna jest. One same się pilnują nawzajem. I obcej baby do chałupy nie wpuszczo i do chłopa nie dopuszczo, zadziobio. Mniej więcej na tej samej zasadzie, co panienki z Reeperbahn na widok w swoim rewirze dowolnej innej kobiety z nieswojej stajni.