Obawiam się, że winogrona nam zmarzły. Zwłaszcza jednego mi żal, takiego różowego, co jak dojrzeje jest bardzo słodkie i pięknie pachnie. I ładne, jak szklane kulki z Murano. I doceniane przez moje koleżanki i wszystkie szpaki z okolicy. No i pierwsze listki i zawiązki kiści ma po przymrozkach czarne i wyschnięte. A urżnięte hortensje o dziwo przetrwały, oprócz niestety dwóch (co oczywiście nie jest gwarancją, że zakwitną, ale nie wiem które są bukietowe, a które ogrodowe – się okaże).
Socjalizacja Mangusty idzie powoli – na spacerach na niektórych mijanych ludzi się wydziera, a na niektórych nie. Nie wiem, jakie ma kryteria selekcji. Natomiast szczeka na wszystkich, którzy jadą na rowerach – no cóż, ja nie szczekam, ale dziwię się w środku, po cichu, ale może pies to wyczuwa i dlatego. Długa droga przed nami i wyboista – tłumaczę jej, że póki co jedzie na urodzie, ale może dostać od kogoś po nosie, jak nie przestanie łobuzować. I w ogóle mi się wydaje, że albo ona powinna brać coś na uspokojenie, albo ja (ja bardzo chętnie!).
Natomiast okoliczne koty znowu mnie wyprowadziły z równowagi – po czesaniu całego ogródka, żeby mała nie znajdowała i nie jadła kocich kup i żebyśmy nie musieli co drugi tydzień jeździć na USG – była chwila spokoju, po czym N. znalazł w kącie szpaczka z urwaną głową i częściowo oskubanego oraz osikane krzesła ogrodowe pod altaną. Informuję uprzejmie, że jak uda mi się dorwać kota na mojej posesji, to go obedrę ze skóry i ugotuję, jak Glenn Close królika w „Fatalnym zauroczeniu”. Niestety wszystkie środki odstraszające koty działają też na psy, a w roślinki co to ich kotki nie lubią, nie wierzę, bo np. polecana jest lawenda, a u nas akurat w lawendzie zrobiły sobie największy kibel ogródkowy.
Bardzo serdecznie przepraszam miłośników kotów – ja NAPRAWDĘ chciałabym rozwiązać problem pokojowo, tylko NIE MAM JAK.
Natomiast żeby jednak był jakiś pozytywny akcent – zamówiłam w Zalando dwie koszule dla N. – on jest trudnym przypadkiem odzieżowym, niewiele mu się podoba, więc to było OSIĄGNIĘCIE, te koszule – a przyszła jedna. Nie, że zabrakło – faktura na dwie, a w paczce jedna. Oczywiście się zdenerwowałam, bo spodziewałam się grubszej awantury, bo niby JAK udowodnię, że dostałam jedną? Każą mi zrobić zdjęcie nieotrzymania? I pisałam reklamację do Zalando w dość smutnym nastroju, bo oczywiście nie przysłali tej droższej… Po czym w pół godziny dostałam odpowiedź i decyzję o zwrocie pieniędzy – jednak solidna firma (chociaż pewnie obejrzeli moje konto, że zamawiam od dawna i nie robię nałogowo takich akcji). Chociaż do Empiku, gdzie też sporo zamawiałam, napisałam kiedyś, że w paczce za kilkaset złotych zabrakło długopisu za złotych dziesięć i dostałam odpowiedź, że TO MÓJ PROBLEM. Więc bycie stałym klientem o niczym nie przesądza, a w Empiku od tamtej pory nic nie kupiłam.
Mam nadzieję, że pogoda przestanie szaleć i zrobi się cieplej i przestanie mrozić roślinki. Oraz mam nadzieję, że w końcu kogoś wsadzą do więzienia, bo wszyscy niecierpliwie czekamy, do jasnej cholery.