O BYCIU MIŁYM DLA PAJĄKÓW

No i kilka dni temu boleśnie dotarło do mnie, że adijo, pomidory – lato zebrało swoje zabawki z piaskownicy, na pocieszenie zostawiło pająki i oddaliło się w kierunku zachodzącego słońca. Otóż wyszłam o szóstej rano z herbatą na taras – i gdyby to była kreskówka, to następny kadr pokazywałby mnie zastygniętą i obwieszoną soplami lodu, a zamarznięta herbata by mi wypadła z kubka. Albowiem na tarasie powitało mnie jakieś SIEDEM STOPNI – może jeszcze nie leci para z pyska, ale wystarczy, żeby człowieka unieruchomić. I odebrać radość życia, ech (a raczej te resztki entuzjazmu, jakie mimo wszystko jeszcze zostały).

A propos unieruchomić – pewnego pięknego poranka ból kręgosłupa postanowił zmienić coś w swoim życiu i wlazł mi w bark. Lewy bark. Obudziłam się z TAK CHOLERNIE bolącym barkiem, że nie mogłam oddychać, schylić się ani w zasadzie NIC. Oczywiście w Google wyszedł mi zawał i zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrobić zawczasu testamentu ze spisem moich torebek, żeby nie było kłótni (bo buty weźmie Zebra, tylko ona ma taką małą stopę, jak ja). Ale ponieważ bardzo mnie bolał bark, to zrezygnowałam z tego pomysłu, a zresztą – niech się kłócą, zawsze to jakaś rozrywka. Jednak dni mijały, a ja o dziwo żyłam nadal, a każdego dnia bark bolał coraz mniej, więc chyba tym razem to nie był zawał, tylko znowu krzywo spałam, bo pies mi zabiera poduszkę. Zresztą  – podobno jak po czterdziestce człowiek wstaje rano i nic go nie boli, to znaczy, że nie żyje. Czyli po prostu wpisałam się w trend.

Co poza tym? Czytam „M*A*S*H” – książkę Richarda Hookera, na podstawie której powstało wiadomo, co. Czy jest lepsza niż film? Hm, jest bardzo specyficzna. Jeśli ktoś się spodziewa wyżyn literatury pięknej, no to… trudno. Ale jak ją czytam, to zrozumiałam, dlaczego film Altmana wygląda właśnie tak, a nie inaczej – nie umiem tego inaczej wytłumaczyć; chodzi mi o to, że bardzo wiernie oddał ducha książki, przełożył ten specyficzny styl pisania na obraz. Jednego nie mogę zdzierżyć – że Traper w książce to 60-kg pokurcz („- Na pewno nie masz trypra? Źle wyglądasz. – Wyleczyłem trypra. Jestem chudy, bo nie jem. – Dlaczego nie? – Odzwyczaiłem się. – Nie przejmuj się tym – powiedział Sokole Oko. – Każdemu się może zdarzyć – powiedział Duke.”) Dla mnie to zawsze będzie wysoki, barczysty Wayne Rogers. 

Pająk krzyżak, co udawał miłego i grzecznego i siedział w łazience w jednym miejscu i go obroniłam przed eksmisją – to właśnie PRZESTAŁ być taki miły i grzeczny i sobie gdzieś polazł, NIE WIADOMO GDZIE. I teraz się w łazience nerwowo rozglądam dookoła i baaardzo dokładanie oglądam ręczniki przed użyciem. I bądź tu człowieku miły dla pająków!…

5 Replies to “O BYCIU MIŁYM DLA PAJĄKÓW”

  1. 7°! Białystok, 5:30 rano wczoraj i dziś 0°! ZERO STOPNI. Nawet nasz kot syberyjski nie chciał na balkon.
    A pająka chętnie adoptuję na lusterko samochodowe, bo mi brakuje tam pająka. Zeszłoroczny był super. Gdy jechałam sama, to gadałam do niego. Nie wiem, czy słyszał, bo dzieliła nas szyba, ale kto tam wie z pająkami, co i jak one słyszą. Nasze balkonowe siedzą grzecznie, kot przeżywa, bo nie może dosięgnąć z półki.

  2. „O szóstej rano wyszłam z herbatą na taras” – mów, co chcesz, ale utknęłam na tym zdaniu, bo tak marzę o tym wychodzeniu na taras, że nawet siedem stopni by mnie nie przestraszyło. Jeszcze dwa-trzy miesiące, ale czekam już i nogami przebieram i pewnie wypadnie mi to wychodzenie zimą, w ciemności i mrozy. I będę wychodzić (myśląc sobie, że Barbarella właśnie otrząsa się z sopli). 😉

    • Przebijam – u mnie nad ranem 2 stopnie. Cztery to w szklarni były.

      I fakt, nawet gdybym nie miała kalendarza, jak Andrzej Rybiński, to po ilości pajęczyn na krzakach, we włosach i między zębami i tak bym wiedziała, że jesień idzie.

      Jeśli zaś chodzi o badanie podstawowych funkcji życiowych u ludzi po czterdziestce, to jakiś tydzień temu dziabnął mnie szerszeń i przez trzy kolejne dni naprawdę bardzo, ale to bardzo wyraźnie czułam, że żyję. Tak bardzo, że gdyby w ciągu tych trzech dni ktoś mi odpiłował nogę pilniczkiem do paznokci, to pewnie bym nawet nie zauważyła. Szerszenie – nie polecam.

      Oraz droga Barbarello – wszystkiego najlepszego z okazji nadchodzącego wiesz czego, co mówię teraz, albowiem nie znam dnia ani godziny, kiedy mi się znowu laptop sfajczy.

      • Ja jeszcze w kwestii tych stopni. Trzeba uważać, bo to niebezpieczne dranie są. Wstałam w środku nocy zamknąć okno, bo jakoś strasznie zimno się zrobiło (8 stopni, ale ciągnęło jak z chłodni przemysłowej). Wracając uspokojona, bo już będzie ciepło i miło, straciłam czujność i wlazłam na najbardziej piszczącą z psich zabawek. Cały dom podrywając na równe nogi. To zemsta, tak myślę sobie. Tych stopni, że zamknęłam im okno przed samym nosem. Są jak komary, które latem wisiały na moskitierze próbując się dostać do środka, a potem ze zdwojoną energią żarły każdego, kto odważył się wyjść na zewnątrz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*