No więc przeczytałam artykuł naukowców ekspertów, którzy stwierdzili, że ABSOLUTNIE kategorycznie nie wolno spać na prawym boku. Jestem prawie pewna, że kiedyś czytałam artykuł o tym, żeby absolutnie kategorycznie nie spać na LEWYM boku, z powodu serca i jakichś głównych naczyń. I co teraz? Na plecach się nie wyśpię; na brzuchu nie umiem. Wszystko, po prostu WSZYSTKO muszą człowiekowi zohydzić, zabronić – jedzenie, picie (no – głównie alkoholu, ale co innego warto pić?), a teraz jeszcze SPANIE. Zamiast poświęcić się jakimś pożytecznym badaniom naukowym – już nie mówię o lekarstwach na raka, ale chociaż zmontowaliby skuteczną pastylkę na kaca albo sympatyczny narkotyk, który wywołuje euforię, dobry nastrój i nie ma skutków ubocznych – to oni studiują spanie na boku. Patałachy.
Strasznie mnie męczy ta nowa Marian Keyes; nie wiem, czy nie potrafię się wczuć w losy bohaterki, bo pracuje w firmie PR, czy też może – bo wychowuje trzy dorastające córki, z czego jedna prowadzi vloga o kosmetykach. A ona przez cały czas ma obsesję, czy ta córka odpali jej jakieś darmowe kosmetyki do makijażu, które dostaje do przetestowania. Nie wiem o co chodzi, bo z siostrami Walsh też nie miałam wiele wspólnego, ale nie mogłam się oderwać od ich pokręconego świata, a tu – nic. Całkowita oziębłość. No więc zrobiłam sobie przerwę na „Artemis” i nie żałuję – nie jest to „Marsjanin”, ale bardzo mi przypomina Heinleina „Kot, który przenika ściany” – jest przygodowo i awanturniczo w zmniejszonej grawitacji.
Pozostali domownicy też już mają dosyć stycznia.
– Jest tu jakiś piesek?
– Do kogo ty mówisz per „piesek”, kobieto – do Obi-Wana?
I tak sobie żyjemy.