Larsson dalej leży, bo na tapecie „Zagadki medyczne i sztuka diagnozy”. Bardzo podnosząca na duchu książka, jestem tak w jednej trzeciej. Przypadki medyczne w stylu „nigdy w życiu nie chorowała, poszła wyrwać ząb mądrości po czym wykrwawiła się na śmierć i 40 lekarzy nie wiedziało, dlaczego” albo „pacjent zmarł, ponieważ student medycyny nie zmierzył pulsu w lewej ręce”. Całe życie powtarzam – idzie człowiek do lekarza ze swędzącym okiem, a wychodzi bez nerki.
Co ponadto. Olaboga, koniec świata, matura z matematyki będzie obowiązkowa. Ja tam nie wiem, zdawałam matematykę raczej z lenistwa, po co kuć historię czy geografię. Mnie się zawsze te Łokietki i Habsburgowie mylili między sobą, który którego za łeb wodził i po co, a tangens w drugiej ćwiartce to wszak rzecz konkretna i namacalna (jedyne co, to kuleję z tabliczki mnożenia przez 7 i przez 8).
Oraz jest zimno. Do czego to podobne.
N. mówi, że jak pograbię liście, to mi będzie cieplej.
Żartowniś.