Kupiłam wczoraj książkę…
TAAAAAAK WIEM, do końca października miałam nie kupowac książek. TRUDNO – STAŁO SIĘ. Nie mogłam nie kupic, bo to nowa Marian Keyes. „Wakacje Rachel”.
Łyknęłam wczoraj 350 stron (jeszcze ze 200 mi zostało, bo Marian się postarała i napisała grubą książkę- uwielbiam grube ksiązki).
No ja wiem. Nie jest to Proust (stary safanduła, notabene), ale nic na to nie poradzę, że ta babka tak do mnie trafia.
Lekko zamroczona lektura wysiadłam na swojej stacyjce z PKP. Była wlasnie „magic hour” – ta pora, za która przepadają hollywoodzcy operatorzy, bo światło jest takie wyraziste, tuz przed zachodem słońca. Cały Żyrardów pachniał dymem palonych liści i jabłkami. Nie ma tego nigdzie poza małymi miasteczkami. Nie umiałabym mieszkac gdzie indziej. Najwyraźniej jestem małomiasteczkowa.
Sniła mi się Cashew 🙂
A. Spoko. Czyli MARTFA byłam, okej 🙂
Cashew, snilas mi sie bardziej jako IDEA CASHEW, wiedzialam na pewno, ze to TY oraz emanowalo z ciebie takie CIEPŁE ŚWIATŁO.
Szyby zadnej w poblizu nie stwierdzono.
a w empiku jest pełnokultury oraz “po prostu razem”
HA! lecę do empiku z meitermasem!
+ 4 sztuki DVD.
2,2 + 2,4 + 3,2 + 4,7 + 4,9 + 4
plus trochę kurzu na okładkach
= pi razy drzwi 21,5 cm
🙂
No jak gdzie – albo na Allegrze, albo w Zysku (w tej chwili na promocji mają “Pod pierzyną” i “Ostatnia szansa”, a reszta w normalnych cenach).
22 cm? tylko? chiba na wysokość!
aż mię się wierzyć nie chce, bo tego to jest tomów 6 (sześć) każden jeden po przynajmniej 400 stron, co by raczej dawało co najmniej świerć metra, nie licząc okładek
>Sister:
ja nic innym nie sugeruję, ja wiem, że do mnie trafiło ponieważ jestem z takiej rodziny i sama mam z tym problem. I pewne rzeczy walą jak obuchem po oczach… wtedy się inaczej czyta, przynajmniej mnie, bo nagle robi się z tego bardzo znajoma i osobista opowieść.
Co oczywiście nie znaczy, że wszyscy, którym się książka podobała, muszą takie doświadczenia mieć. Ale wydłużyłabym katalog o listę osób z porblemem anoreksji…
A co do dłużyzn.. no troszkę racji Ci przyznam. Ale tylko troszkę, bo to pewnych rzeczy w procesie trzeźwienia i zmian dłuuuuugo się dochodzi. A więc w pewnym sensie naturalne to tempo jest 😉
harrego jest dokładnie 22 cm
🙂
którego Harrego? bo ich jest z pół metra chyba
o ile nie metr…
460 str. “po prostu razem”. śliczne. polecam. i harry’ego potter’a polecam.
alez tu nie chodzi o temat tylko o rozciagnieta do granic mozliwosci narracje… mialam wrazenie, ze naokraglo czytalam dokladnie to samo, jakby kartki sie zaciely. ksiazke mozna by odchudzic o 150 stron i nic by sie nie stalo 🙂
sugerujesz zatem, ze osoby, ktorym ksiazka przypadla do gustu to ex narkomanki/ alkoholiczki/ hazardzistki 😉
Sister, moze ona po prostu bardziej przemawia do tych, którzy w jakiejkolwiek formie zetknęli się z tematem…
PROSZE CIE. NO NAPRAWDE. Wakacje Rachel przeziewalam w calosci. NUDA okropna.
BTW gdzie wy kupujecie ksiazki Keyes’owej? w merlinie prawie nic nie ma, albo jest “na zamowienie” – czas oczekiwania dwa miesiace 🙁
tak wlasnie jest z tlumaczeniami w polsce, “rachel’s holiday” czytalam w oryginale juz jakis czas temu a w polsce dopiero wyszla. marian jest boska, moja ulubiona do tej pory to tez jeszcze niewyadan u nas “the other side of the story”. gruba!
tak wlasnie jest z tlumaczeniami w polsce, “rachel’s holiday” czytalam w oryginale juz jakis czas temu a w polsce dopiero wyszla. marian jest boska, moja ulubiona do tej pory to tez jeszcze niewyadan u nas “the other side of the story”. gruba!
u mię, na mojej betonowej pustyni, też od pobliskiego (400 metrów bydzie, bez haka) osiedla domków jednorodzinnych zalata palonym listowiem, ale jabłków aroamtu temu brak
weź no nałap trochu tego odour de Girarduff i podeszlij eXtrapocztą, co by nie wywietrzatło przypadkiem po drodze ;o)
Mnie też masz na sumieniu. Przedwczoraj skończyłam “Lucy Sullivan wychodzi za mąż” i królowa była zachwycona (była już zachwycona po “Pod pierzyną”, ale to felietony i się inaczej czyta). Zwykle staram się nie czytać książek w samochodzie (bo mnie mdli, a poza tym mam wrażenie, że nie wspieram TŻ-a psychicznie, jak nie patrzę na drogę ;-)), ale od “Lucy” nie mogłam się oderwać. Nie lubię Cię, nie mam gdzie trzymać książek. Mąż mnie z domu wyrzuci (żeby zrobić miejsce na nowe).
O rany 🙂 A czy w Twoim śnie skrobałam szyby w samochodzie o siódmej rano? Bo strasznie zmęczona się obudziłam, mam małe pre-listopadowe natręctwo.
W Marian wdrażam się przez tę tam niżej – jestem po Sushi for Beginners, a przed Arbuzem. 🙂
spoko, przez Ciebie przeczytalam ja calutka, wszystkie ksiazki. Zupelnie nie wiem czemu ten sekswony Murzyn wrocil do swojej sukowatej, podlej, zimnej, egoistycznej, wrednej, chudej zony, no doprawdy.
Ja Ci przyśnie Cashew, beware.
Cholera, pomylilam Was z haniuta, to Haniuta polecala Eve. Zlalyscie mi sie w jeden organizam bo od obu jestem uzalezniona. Ale gaffa, przepraszam po stokroc!
A ja też lubię Keyes. Proust to nie jest, czy to nie miłe 😉
A czytałaś juz “Anybody out there?” Na razie jest tylko w oryginale, ale… warto. Rozwalająca. Korzystając z okazji, chcę powiedzieć, że jesteś dla mnie wielkim źródłem inspiracji w zakresie lektur – mnie się też już powierzchnie poziome wyczerpały, ale i tak kupiłam Eve Green ostatnio – za Twoją rekomendacją – i nie żałuje :))) pozdrawiam