– Zgadnij, CO ROBI TWÓJ OJCIEC przez caly dzien.
Wole nie zgadywac. I tak bym nie zgadla, bo…
– NOSI ROPUCHY.
Aha.
Bo piluje drzewo na zime do kominkow, które przyjechalo w wielkich kawałach, które trzeba pociac na male kawałki. Uwielbia to, bo a) pila spalinowa, b) hałas. Czyli jest W SWOIM ŻYWIOLE.
Ale. W drzewie, które chwilowo lezy bezladnie w wielkiej stercie, zalegly się ROPUCHY (dla młodzieży: takie duze, miękkie zaby, z wyglądu czarne, pryszczate). A mój tatus nie skrzywdzi w zyciu zadnego stworzenia (odkad jako dziecko strzelał do kawek i do kotow), wiec za każdym razem, jak się natyka na ropuche, to przerywa pilowanie i troskliwie odnosi ropuche w krzaczki. (N. tez raz niosl ropuche w krzaczki – na łopacie, a dym się zrobil, jak ropucha z tej lopaty ZESKOCZYLA i biedny N. nie wiedział, jak z nia zagadac, żeby z powrotem wlazła… zataczałam się ze smiechu, pol godziny ja namawial). Z tym, ze ropucha odniesiona w krzaczki WRACA, bo jednak bardziej jej się podoba drzewo. Wiec mój ojciec przerywa pilowanie i odnosi ropuche… I tak w kolko 🙂
I nosi te ropuchy jak dzien dlugi.
Deszcz pada, nes pa? Nie mam weny, nie mam nastroju, poleżałabym z ksiazka. Nawet ropuche bym ponosila. Jakos dzis nie ten.