O WCHODZENIU POD KANAPĘ

Jak to mówią – when life give you gators, make gatorade.

Właśnie życie mi dało aligatora – mój tata zmarł. Próbowałam temu zapobiec, bo przecież nie mam czarnych spodni, same dżinsy i kolorowe. A bez czarnych spodni pogrzeb się nie odbędzie.

Ale musiałam te spodnie kupić, a przy okazji koszulę z nadrukiem i haftem wiersza Miłosza o psach. Piękny wiersz i piękna koszula.

Jeszcze miałam nadzieję, że to wszystko mi się przyśniło, bo okropnie źle spałam, ale na stole zastałam leżący akt zgonu, zupełnie materialny i namacalny. 

Rozdwoiła mi się rzeczywistość, w jednej chodzę na spacer z Mangustą i płacę rachunki, a w drugiej wybieram jakie kwiaty do wieńca. Nie miałam w planach wieńca.

Stres mi wszedł w bark i nie mogę ruszać głową w prawo. N. mówi, żebym się rozluźniła, co jakby nie wchodzi w rachubę chwilowo. 

Najchętniej weszłabym pod kanapę, żeby to przeczekać, ale niestety się nie zmieszczę.

25 Replies to “O WCHODZENIU POD KANAPĘ”

  1. Bardzo mi przykro. Pamiętam jeszcze wpisy o tacie z zamierzchłej przeszłości bloga, np. o planowanej książce kucharskiej “101 potraw z kiełbasy z pieprzem “. Eh:(.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*