No właśnie – niby podobno świstak Phil powiedział, że będzie wiosna, a tu się przewijają nagłówki “Czy będzie jeszcze MRÓZ? Sprawdź!”. Ja mu pobędę!… Że nie wspomnę o głowie, w której codziennie mam stado pędzących koni (lub jeży), że normalnie nie mogę już patrzeć na solpadeinę.
A świstak po hiszpańsku to, uwaga, “marmota”. Jak zobaczyłam artykuł w El Pais, to o mało nie spadłam z krzesła. Marmota Phil. Chociaż i tak uważam, że najbardziej zdeprecjonowanym przez nazwę w języku hiszpańsku zwierzęciem jest rekin. Po polsku – brzmi dość groźnie, po angielsku – shark – jak kłapnięcie szczęk, a po hiszpańsku? TIBURON. No ludzie, czy coś groźnego, zębatego, podwodną morderczą torpedę można nazwać TIBURON?… Dla mnie “tiburon” brzmi jak nadmuchiwane kółko plażowe, w które się wsadza tyłek i z drinkiem w ręku można się kołysać na falach. A nie jak bohater thrillerów Spielberga.
Z rozpaczy naszło mnie na ptasie mleczko, ale czekolada na waniliowym jest wybitnie ohydna, a skubać każdego jednego mi się nie chce (ta od spodu w dodatku nie chce odchodzić). Dlaczego nie ma w ofercie ptasiego bez czekolady?… (Za każdym razem, jak jest mowa o ptasim mleczku, to przypomina mi się wytworna dama z kolejki w cukierni bardzo dawno temu, bo byłam w podstawówce i stałam po pączka, a dama po dotarciu do lady zamówiła eleganckim, przepitym basem “BAJADERĘ I DWA PTASIE”).
uwielbiam hiszpanski, (prawie) wszystko co hiszpanskie, ale… maja pare wpadek jezykowych, indeed. NP. biustonosz to sujetador (suchetador)..jakos tak..technicznie to brzmi. Prawie jak ordenador..oraz faktycznie, tiburon pasuje do rekina, jak kwiatek do kozucha:))
Po niemiecku rekin, to Hai, jak ktos sie z wody wydziera, to nie wiadomo, chce sie przywitac, czy mu cos wlasnie noge odgryza…Takze ten…
W ptasim mleczku to sie najpierw dookola obgryza czekolade (ta spodnia czesc rzeczywiscie trudno odchodzi), a pozniej je sam piekny czysty piankowy srodeczek:)
To jest PRAWIDŁOWA procedura zżerania ptasiego.
Pfff, hiszpański rekin w porównaniu do węgierskiego brzmi całkiem groźnie. Węgierski to cápa. “A” z kreseczką jest długie. Bez kreseczki – prawie normalne, ale z układem warg jak do “o”. No i…cápa.
A C jest C czy Ci?
Caaapa czy Ciaaapa?
Twarde, twarde. Węgrzy się w zmiękczenia specjalnie nie bawią. Caapa. Ciaapa by było jeszcze ładniej, ale capa kojarzy mi się z capem, więc…
ja też wolę środki z ptasiego ! może należałoby napisać do Wedla że powinien wyjść na przeciw oczekiwaniom konsumentek i produkować gołe ptasie ! o właśnie może napiszę , zobaczymy co odpiszą 🙂 u nas te ciepłe lody nazywają się “murzynki ” lub “całuski ” uwielbiam !
Z ptasiego zjadam calosc, ale osobno – zebami sie sciaga czekolade w sekunde, boki i gora odchodza w calosci, dol prawie. Trzeba sie troche postarac tylko i wprawy nabrac, a potem mozna polknac lub wypluc, co kto lubi 😉
Stazysta do obierania? W rekawiczkach sie nie da, a kto wie co na lapkach hoduje, ble. No chyba ze moja metoda zebami, a Wy nie jestescie obrzydliwe, to tak.
Ptasie Milki ma lepszą czekoladę. Środek też….
Niestety, prawda.
Bożena jest gotowa wejść z Tobą w układ w zakresie tego ptasiego mleczka. Ciągle jej ktoś znosi to to do Kopalni, a ona nie może znieść tej przeklętej pianki. Czekolada – ok, ale środek nie -ok.
Taki układ miałby spory potencjał.
Wspaniały układ, wchodzę w to, ale kto będzie obierał?
Proponuję zatrudnić jakiegoś młodego, niewinnego stażystę. Stażyści i tak zawsze dostają robotę kompletnie bez sensu.
Jaki typ urody stażysty preferujesz? Tom Ellis może być?
Bardziej Matthew Goode, jeśli miałabym wybór.
No w końcu to stażysta. Jeśli będzie dobrze odkrawał czekoladę, to może być, a Ellisa sobie Bożena zatrudni na asystenta.
Nie będzie mrozu, a w każdym razie nie jakiegoś dużego. I mówię Ci to ja – ta, której mróz nie przeszkadza i woli -5 niż +25 (i w sumie -10 od +30 też. Bo potem to już im dalej na skali, to i jednego i drugiego nie bardzo)
Tak czuję, choć w sumie jasnowidzem nie jestem. Ale raczej nie będzie.
PS. A mnie w Lidlu na pianki w czekoladzie naszło(te takie wiecie “ciepłe lody”). A też nad ptasim mleczkiem się zastanawiałam.
A nie, ciepłe lody to trochę inny smak i konsystencja.
U nas jeszcze w jednej cukierni mieli takie babeczki – bardzo kruchy spód, odrobina kwaśnej konfitury i czapa z tej piankowej bezy – niebezy. Ale dawno ich nie widziałam.