O SPACERZE Z JAMNIKIEM I JABŁKACH

Pada i jest ohydnie.

ALE – w ogóle nie zamierzam narzekać. W ogóle! Ponieważ poprzedni tydzień zaczął nam się od rzygania jak w Egzorcyście – musiałam uprać wszystkie, ale to WSZYSTKIE posłanka, większość kocyków oraz narzutę z kanapy. Łącznie cztery pełne pralki. W kolejce w przychodni też się porzygała i po raz kolejny był grany antybiotyk i zastrzyki przeciwwymiotne. Jak FBI weźmie mój komputer w celu przeszukania, to znajdzie w wyszukiwarce pytania, czym otruć koty oraz gdzie kupić paralizator dla zwierząt, bo oczywiście znowu była grana kocia kupa. 

Podsumowując – tak, jest brzydko, zimno, pada, ale przynajmniej nie mam nigdzie narzygane, chociaż pies biega z wygolonym na brzuchu okienkiem po badaniu USG żołądka. Więc yay! Radujmy się. 

(Chociaż oczywiście wolałabym, żeby już było ciepło jak w weekend – jednego dnia Mangusta była na czterokilometrowym spacerze i ciągnęła smycz PRZEZ CAŁE CZTERY KILOMETRY. Jak zaprzęg Świętego Mikołaja. Cwałujący jamnik to jest bardzo pocieszny widok, ale chyba nie powinna tak ciągnąć. Biedactwo, bardzo jest ciekawa świata po zimie, tylko pańcia jest stara, gruba i za nią nie nadąża, ech).

Cały internet żyje dość brudnym białym misiem z Zakopanego, domagającym się kasy od przechodniów, i to w dodatku w paskudnej formie. Bo żeby jeszcze ten miś miał pomysł na siebie albo trochę wdzięku, to jeszcze bym rozumiała. Natomiast nie rozumiem i nie zrozumiem, jak mając do dyspozycji ponad 103 tysiące miejscowości w Polsce, z czego 1013 miast (tak, sprawdziłam), jednostka ludzka dobrowolnie decyduje się pojechać do Zakopanego. 

Poza tym tradycyjnie. Przesilenie wiosenne, nie mam w ogóle energii, za to mam białe kropki na paznokciach i ochotę na jabłka. Dawno nie żarłam tyle jabłek. I tradycyjnie o wszystkim zapominam – np. kupić końcówki do mopa (gdzie się powinno wyrzucać końcówki do mopa? Niby mają ten plastikowy stelaż, ale dookoła sznurki, czyli co? Zasady segregacji odpadów to dżungla).

I wszędzie wyskakuje mi książka „Duchy Nowego Jorku”, żeby koniecznie kupić, a ja już sama nie wiem – żebym się znowu nie władowała w książkę, która mnie umęczy i przeciągnie przez bagno oraz nieużytki i będę musiała przeczytać „Marsjanina” na odtrutkę. Z nową prozą trzeba bardzo ostrożnie. Jak to mówią mądrzy ludzie – „Istotą kultury młodzieżowej jest to, że jej nie rozumiem”. Może lepiej na przednówku poczytać siostry Bronte (byle nie Jane Eyre). 

4 Replies to “O SPACERZE Z JAMNIKIEM I JABŁKACH”

  1. Uważam, że problemu kocich gówien nie da się rozwiązać truciem kotów. Natomiast truciem ludzi – owszem. Rozmaite poboczne problemy rozwiązują się wtedy gratis. Z korzyścią dla psów, kotów i mrówek. Jeśli FBI zechce przeszukać historię mojej wyszukiwarki, trafię do Sing Sing.

    • Wiadomo, że to w afekcie i nic nie zrobiłam. Ale już mi ręce opadają, ona co drugi tydzień jest na USG.
      A ludzi to nie muszę szukać – WIEM, jak się zabija, z lektur i podcastów.

      • Ale to kocie gówna jej tak szkodzą? Może coś innego podżera w ogrodzie?
        My musieliśmy pozbyć się bluszczu, bo jeden z psów wykopywał te długie pędy i ogryzał. W ogóle ma zwyczaj częstowania się wszystkim, zrywa orzechy z leszczyny, ogryza pędy bzów, zjada kwiaty z róż.

        • Patyki też gryzie, ale szkodzą kocie kupy. Poznaję PO ZAPACHU – niestety, z niczym się tego smrodu nie da pomylić 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*