O FATALIZMIE LOKALNYM

Poszłam wczoraj na spacer ze Szczypawką.

To znaczy – dobrowolnie nie poszłam, zimno było i wiało, ale N. mnie wyrzucił (spójrz w oczy psu i powiedz jej, że paniusia jest za leniwa, żeby z nią wyjść; no powiedz jej to PROSTO W OCZY). Poszłam i zaraz wracam, bo na bramie sąsiada wiszą trzy klepsydry; załamałam się i lecę zapytać N., czy coś wie – bo nie było żadnego zamieszania ani nic, kiedy to się mogło stać? Przecież dopiero co widziałam go w szklarni. I dlaczego aż trzy? Na co mój mąż prowadzi mnie pod bramę sąsiada i każe czytać rzeczone klepsydry. Czytam zatem.

SPRZEDAM SADZONKI 

ROZSADY

PORY PIETRUSZKA

POMIDORY CEBULA

No dobrze, ale czy to jest MOJA WINA, że takie mamy czasy, że jak człowiek widzi na bramie sąsiada czarno – białą kartkę formatu A4, to do głowy przychodzi tylko jedno? 

I kurde – słaba to reklama, na widok której pierwsze co człowiekowi przychodzi do głowy, to klepsydra.

No a później padał śnieg (i to JAK!), więc znowu bardzo przeklinałam. W związku z czym już chyba na pewno pójdę do piekła – przynajmniej tam powinno być CIEPLEJ.

One Reply to “O FATALIZMIE LOKALNYM”

  1. Mam Przyjaciółkę. Model -Kłapouchy. Zdrowa jesteś, naprawdę? Chyba dawno badań nie robiłaś. X źle wygląda, taki blady , a tyle przypadków raka, że strach. Weź no zadzwoń co karawan. -Coooo? Powiedziałam po KARAWAN?, chodziło mi o taksówkę itd.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*