O NOWYCH EPITETACH

Umęczone jesteśmy tym wszystkim, ale przestałam już robić zdjęcia KAŻDEJ kupy, więc chyba jest postęp. Chociaż Szczypawka obrażona, bo dostaje specjalną karmę gastrointestinal, i to NAMOCZONĄ (zero chrupek!), więc przy misce jest samba (trzy kroki do przodu, bo głodna, i dwa do tyłu, bo miała nadzieję na COŚ INNEGO, i znowu do przodu i tak pół godziny). A i my dzięki temu jemy mniej, bo przy żebrzących psich oczach wszystko staje w gardle – no i dobrze, bo kolekcja spodni w gumkę w pasie NIEBEZPIECZNIE mi się powiększa.

Przy okazji ostatecznego rozpierdolenia Trójki poznałam nowe określenie, użyte w komentarzach pod którymś artykułem: „kurwy weneckie”. Bardzo mi się spodobało, bo ja lubię zwięzłe epitety, które niosą duży ładunek informacyjny i emocjonalny („Oby wam flaki zgniły i wypłynęły dupą” też jest bardzo dobre, ale jednak dłuższe, a jak człowiek zdenerwowany, to liczy się każda milisekunda). 

Czyli tak: ogólnie chujnia – pogoda brzydka, zimno, internet słaby jakiś ostatnio, a w lodówce znalazłam dwa kefiry i miałam taką pustkę w głowie, że pytam N., czy 22 kwietnia to już był. 

– Nie no, COŚ TY – N. na to – dopiero będzie! Za niecały rok.

Może i racja, ale jednak je wylałam (chociaż podobno nabiał można jeść po dacie przydatności do spożycia, jak ktoś lubi życie na krawędzi – ale ja mam ostatnio dosyć przygód żołądkowo – jelitowych i raczej podziękuję).

Podobno na jedną butelkę wina potrzeba soku z około 700 winogron. Ha, no to niezłą plantację już przepuściłam przez swój organizm (i mam nadzieję, że będzie się ona powiększać, bo lubię wino, no i – nie da się w tym kraju NIE PIĆ).

PS. Apropos pić – w dzisiejszym horoskopie jest zalecenie, że mam wypić czarną lemoniadę (???!!?). Ponieważ nie mam w domu wszystkich składników, to chyba zastąpię ją jednak czerwonym winem, tak sobie myślę.

16 Replies to “O NOWYCH EPITETACH”

  1. ja uzywam : w dziecinstwie kolysany zbyt blisko sciany, albo: bonobo, albo : brakujace ogniwo w lancuchu teorii Darwina – ale to chyba banalne co? i dlugie?

    • “Brakujące ogniwo…” znam z kabaretu Tey i z lubością używam. To o ścianie anektuję, super jest. A czarna lemoniada? Hmm… Skojarzenie mam tylko jedno w obecnym stanie ducha – whisky z colą. Również stosuję, nader często nawet bym powiedziała. Praca w szkolnictwie mnie wykończy. Co wypiję, zanim to nastąpi, będzie moje 😀

  2. A ja jadłam czarnego loda! W konińskim zagłębiu węglowym, i rzeczywiście, skrzypiał w zębach.
    Absolutnie mi nie zaszkodził.

    • TO PRAWDA, aczkolwiek następnego dnia czasem trzeba to odcierpieć.
      Jak powiedział klasyk – najpierw jest miło, a później jest niemiło.
      No chyba że tylko ja mam z wiekiem coraz gorsze kace następnego dnia po coraz mniejszej ilości.
      Aha – w Hiszpanii mniej mi szkodzi, NO ALE NIE MOGĘ SIĘ NAPIĆ W HISZPANII (jego mać).

      • Mnie alkohol nie szkodzi tylko w Szwecji, gdzie mieszkają nasi przyjaciele. No ale tam to się chyba długo nie napiję. Bosze, jak ja ostatnio odchorowałam! Cała niedziela do tyłu.

  3. Ale dlaczego weneckie? Że od kanałów? Jak coś przegapiłem, to przepraszam, ale ostatni mam tak, jaz tymi kefirami, czasoprzestrzeń mi się zakrzywia nie w tym kierunku i w dodatku zygzakiem.

    • No właśnie ja też kompletnie przestałam się posługiwać kalendarzem, czasem budzę się w nocy CZY JUŻ TERMIN VAT-u MINĄŁ, a to jedenasty maja.
      A dlaczego weneckie – NIE WIEM, nie było napisane, tylko użyte w zdaniu (“Jak te kurwy weneckie mogą w lustro spojrzeć?”). Może damy negocjowalnego afektu z Wenecji były wyjątkowo wyuzdane, a może po prostu bardzo drogie (czyli zupełnie jak nasze obecne kurwy).

      • A był kiedyś taki film o weneckich kurtyzanach, stanowiły tam bardzo duży odsetek spoleczenstwa w XVI wieku. Może autor jest fanem tego dzieła lub historykiem.

    • Może weneckie, bo patrzą w lustro weneckie, czyli widzą, tylko to co jest po drugiej stronie, a swojego odbicia nie (?)
      Kefir z datą 16.04.20, spożyty w dniu wczorajszym, nie sprowadził spożywającej (mła) na krawędź krawędzi, ani w jej pobliże. Całkiem fizjologiczno-metabolicznie regularna środa to była. Ale ja nie mam psa..

  4. Z dłuższych epitetów:
    “Pocałuj się w część ciała niedostępną dla twoich ust z przyczyn anatomicznych”.
    To chyba było w którejś Agathcie Raisin.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*