O moi państwo, langosz chciał mnie w weekend wykończyć! To tyle, jeśli chodzi o przyjaźń polsko – węgierską.
(Byliśmy na festiwalu food trucków w Żyrardowie – nie ma jak piknik w ostatni weekend października – no i rzuciłam się oczywiście na langosza, a langosz w odpowiedzi rzucił się na mnie. Przez dwa dni byłam bardzo biednym pozamiatanym wróbelkiem – zapamiętać: nie żreć nic smażonego, co nie zostało usmażone na oliwie. Dobrej oliwie. To już nie te lata, nie te kiszki).
Jedna koleżanka przyszła w fioletowej kurtce i opowiedziała, jak to znajoma z pracy przy okazji tej kurtki ją uświadamiała, że fiolet to ulubiony kolor psychopatów. Pośmiały się, po czym wchodzi pani z ZUS na kontrolę. CAŁA NA FIOLETOWO. Od stóp do głów.
Szczypawka też z nami była. Jadła z N. szarpaną kaczkę z jego kanapki, po czym zrobiła straszną aferę, kiedy piesek ze stołu obok dostał od swoich państwa kawałek kurczaka. Darła się i wyrywała tak, że N. ledwo ją utrzymał. Czyli poznaliśmy poglądy Szczypawki na dystrybucję zasobów (wszystko jest OK jeśli to ona konsumuje, ale bardzo nie OK, jeśli to ktoś inny i nie podzieli się z nią – pasowałaby na rzecznika każdej spółki skarbu państwa pod obecnymi rządami) (ale oczywiście nie puszczę jej do polityki, bo mi się psina zmarnuje). Chociaż oczywiście była teoria, że ona tak krzyczała, bo tamten kawałek kurczaka był z kością, a psy nie powinny jeść kości z kurczaka. Więc protestowała z całej siły, zupełnie bezinteresownie.
Dziś nadal mocna herbata i przypalone grzanki, ale podobno od południa idzie ciepło – o piątej do Trójki dzwoniła pani z Krosna, że tam 15 stopni. Prawda to?
Materiał poglądowy: smażone bakłażany z miodem, na oliwie. Nie zaszkodziły. Zdjęcia langosza nie mam i całe szczęście (bandyta gastronomiczny!).