O NIEOCZEKIWANYCH SKUTKACH WYJMOWANIA DŻEMU

Wczoraj popełniłam nieduży błąd strategiczny, mianowicie stojąc rano przy patelni naleśnikowej powiedziałam do N. „Wyjmij dżem”. Nawet nie do końca z lenistwa (chociaż oczywiście z lenistwa! Jestem absolutnie ZA lenistwem, pochwalam lenistwo i uważam, że leniwym ludziom żyje się lepiej, a wytrwałością i pracą swetry się mechacą) – głównie dlatego, że trzeba po ten dżem ukucnąć do szafki pod blatem, a ja mam to takie coś że jak się ukucnie, a później wstanie, to ma się zawroty głowy.

N. ukucnął i wyjął słoik. I następny. I następny. I NASTĘPNY. Krótko mówiąc – WYJĄŁ WSZYSTKO z trzech półek i zupełnie spontanicznie zafundował mi niedzielne sprzątanie szafki z przetworami (a ona jest niewysoka, ale bardzo głęboka). Miała być spokojna, nic nie wnosząca w niczyje życie niedziela, a skończyło się szafkowym Armageddonem i odzyskiwaniem surowców wtórnych (tak, opróżnialiśmy słoiki i umyłam je w zmywarce). Rekordzista trafił się z datą przydatności w 2009 roku, a pobieżne szacunki metodą rzutu oka na przeterminowane słoiki wykazały, że mamy zapas botuliny na cały rok dla gwiazd Polsatu, TVN-u i jeszcze zostanie całe mnóstwo dla niezrzeszonych.

Naleśniki wyszły pyszne, no ale to wiadomo – zawsze mi wychodzą (minus jeden raz, kiedy próbowałam zrobić z mąki gryczanej). I zawsze mi wychodzi pierwszy naleśnik, wbrew panującym przesądom.

Z lekkim poślizgiem weszłam w „Altered Carbon” i po czterech odcinkach podoba mi się bardzo (babcia z mrożonki! Poe! Proszę w tej chwili usunąć Siri z mojego telefonu – ja chcę Poego!). Holden się bardzo, mówiąc delikatnie, ROZRÓSŁ od czasów The Killing – taki tam był chudy, mizerny, chrupał sobie świńską skórę za biurkiem, a tu proszę! Zuzanka mówi, że po szóstym odcinku zaczynają kombinować i już nie jest tak fajnie z akcją. No zobaczymy, w każdym razie klimat świetny.

Co do „Blade Runner 2049” – podobał mi się, ale żeby głosić że „lepszy niż pierwszy” – no nie, aż tak to nie. Brak mimiki Goslinga wcale nie przeszkadza, wprost przeciwnie – jako uczuciowy mazgaj byłby niewiarygodny. I zgadzam się z niektórymi recenzjami, że za dużo jest powiedziane wprost (nawet po kilka razy). Co się tyczy mojego męża, to odpadł po godzinie i 22 minutach – stwierdził, że NIC SIĘ NIE DZIEJE, jedyny rozwój wydarzeń to koleś który znalazł konika z drewna, i to bardzo małego, i on woli inne filmy. Na przykład serial „Dom”, w którym jest Henio Lermaszewski i w każdym odcinku ma dobre teksty i jest jakaś akcja.

Jednak idą te mrozy, a zgodnie z najświeższymi doniesieniami w nadchodzącym sezonie niemodne już będą bluzki hiszpanki z odkrytymi ramionami. Ha ha ha – roześmiała się ponuro księżniczka, naciągając na dres, grube skarpety i puchate kapcie jeszcze jedną polarową bluzę.

 

26 Replies to “O NIEOCZEKIWANYCH SKUTKACH WYJMOWANIA DŻEMU”

  1. J polecił mi dzisiaj Alered carbon, jak skubany cały obejrzał. A ja myślałam, ze taki chory biedaczek – poczęstowałam go wiruskiem) i całe dnie śpi. Zwyczaj jest taki, ze dobre dilmy ogladamy razem. Ja, w drugim pokoju męczyłam Gran Hotel na przeczekanie :). A to Bestia! Za karę zaczyna dzisiaj ze mną jeszcze raz 🙂

  2. Wiecie co? fajnie – fajnie- bardzo śmisznie :). Jest kupa luda (tak, kupa śmierdzi ale jest) w podłej sytuacji materaialnej, głównie najmłodsi, niepełnosprawni, jakies babcie w okolicy z mirezną rentą (albo w innej miejscowości). Zróbcie armagedon cześciej i dajcie luddziom zamiast do kibla! Można postawic przy śmietniku… Ja wiem, ze jak se ma to sie o tym za dużo nie myśli, szkoda.

  3. No, Poe fajny nie? :))) Tez bym takiego chciala.
    Ogólnie to wizualna strona calego serialu mnie zachwycila, powiem szczerze. Dawno nie ogladlam czegos tak ladnego, trafili w mój klimat. Ale opowiesc tez dobra, musze przeczytac ksiazke.

    • Książka, a właściwie trzy, znacznie lepsza. Moim zdaniem całkiem niepotrzebnie w serialu tyle pozmieniali – zrobiło się naiwnie i jakoś płasko.

      • No, w sumie prawie jak zwykle, ze ksiazka lepsza, co nie.
        Od jakiegos czasu przestawiam kolejnosc: najpierw ogladam, potem czytam. Kiedys robilam na odwrót i wlasnie bywalam rozczarowana filmami. A w odwrotnej kolejnosci ma sie radoche i z filmu i z ksiazki tak samo 🙂

  4. Mnie gryczane zawsze wychodzą. Nawet bardziej je lubię, bo są chrupiące, a nie ciągnące. I gofry gryczane wychodzą. Widocznie lubi mnie ta gryka.

    • Ale w stu procentach z gryczanej, czy z pomieszanej?
      Tak czy inaczej – challenge accepted! Ja też lubię chrupiące. Drugi raz nie dam im się wyrolować.

      • 100% gryczana. Nie idę na kompromis w tym przypadku 😉
        Trudno podać mi przepis, bo robię to, jak większość rzeczy w kuchni, na oko 😉
        I jeszcze coś Ci “sprzedam” – dodaję trochę mąki gryczanej do ciasta na placki ziemniaczane 😉 To taki mój patent, jak i ten, że do mięsa na mielone nie daję żadnej bułki tartej itp. ale trę ziemniaki. Kotlety wychodzą rewelacyjne.

  5. Uważam, że wlewając dwa litry gorącego oleju z frytkownicy do 5-piętrowego słoja, który, ten słój, rozbryzguje się w drobny mak a olej spływa malowniczo po szafkach, moim swetrze, wciska się w szpary między płytą kuchenną a blatem, wygrywam rozgrywki na urozmaicenie niedzieli oraz całego tygodnia. Wszystko to rozgrywa się na kwadrans przed niedzielnym obiadem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*