O CAŁYCH DWÓCH DNIACH NAD MORZEM

 

Człowiek wyjedzie na dwa dni nad morze, na DWA DNI, a tu kraj się sypie jak zupa z torebki; wróciliśmy trzymać kredens (ale ten kawałek obwodnicy Gorzowa to już powinien być oddany do ruchu).

W sumie to N. jechał do pracy, a ja jak ta żaba, co się przykleiła do faceta u lekarza (choć oczywiście żaba twierdziła odwrotnie). O dziwo, pogoda była naprawdę dobra, chociaż nie do opalania (choć zasieki parawanowe na plaży obecne, jak dla mnie – jednak trochę za chłodno), do spacerów – najlepsza. Wyciągnęłam Szczypawkę na taki spacer, że biedna ledwo dała radę wrócić, powłócząc wszystkimi czterema nóżkami, a w drodze powrotnej spała w budzie jak zabita. Nawet nie szczekała na bramkach na autostradzie na panie kasjerki (jej ulubiona rozrywka w trasie).

Na kolacji z jednym znajomym degustowaliśmy białe wino z polskiej winnicy, ale jakoś mi nie ten. Po pierwsze, nie jestem smakoszką białego wina, a po drugie – relacja cena – jakość pozostawia wiele do życzenia. Według mnie. Natomiast wszystkich gryzły komary, a mnie wcale, nawet nie chciały mnie powąchać. Chyba już całkiem krew mi się w kwas zmieniła od tego wszystkiego.

Drugiego wieczoru zjadłam już w spokoju na własnej kanapie przepyszną kolację prosto z Biedronki – Chateauneuf du Pape zagryzany ziemniaczanymi przerażynkami. Wino może być – chociaż trochę za mocne, ja wolę jak wino ma mniej alkoholu, a więcej smaku, no ale w końcu nie wymagajmy zbyt wiele od Francuzów; za to przerażynki bardzo dobre. Lepsze od oryginalnych chrupek duchów, bo mniej słone i bardziej chrupiące.

Ale w Świnoujściu nad morzem jest długo widno! Jeszcze po dziesiątej było jasno. No i jednak status miasta – uzdrowiska jest cudny. Wracaliśmy z tej kolacji o dwudziestej trzeciej puściutkimi ulicami, cisza, spokój, żadnych dyskotek i łomotów, żadnego prucia gęby do trzeciej rano. Ale jednak mimo wszystko, wysoki sezon to nie dla mnie (no chyba, że w hiszpańskim barze tapas, tam mogę stać w tłumie). I nie dla Szczypawki – zestresowała ją ludzka gęstwina na promenadzie, chociaż może to nadmiar komplementów ją oszołomił, bo co druga osoba do niej cmokała i się zachwycała, a ona przecież jest skromna i nieśmiała. Tylko jak się drze z balkonu na wszystkich przechodniów oraz samochody, to jest śmiała.

Czytam „Tysiąc odłamków ciebie” – dobry pomysł, ale to jednak powieść dla młodzieży, oraz „Problem trzech ciał” – jakby mi mało było syfu w naszym kraju, to sobie poczytam o globalnej zagładzie, bo w sumie co człowiekowi pozostaje w takiej sytuacji.

2 Replies to “O CAŁYCH DWÓCH DNIACH NAD MORZEM”

  1. A ja wlasnie jakos od kilku lat tylko biale, w szczególnosci zielone kocham. A wczesniej dluuuuugo dlugo bylo tylko i wylacznie czerwone pólwytrawne. Tak ze tak. Sie jakos zmienilo.

    Ale, ale, taki dlugi spacer?!!

  2. Ja tam syfu nie widzę, bo, jak wiadomo, TV nie włączam :). Dla mnie kraj jest piękny. Bałtyk jeszcze przede mną. Z tym, że w wysokim sezonie jak najmniejsze miejscowości wybieramy. Mogę robić ranking dziur nadbałtyckich. Co roku w innej jesteśmy. Już na pomału zaczyna brakować 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*