Dziś to może prewencyjnie sama sobie założę kaganiec, gdyż mam od rana taką żyłę, ale to TAKĄ ŻYŁĘ, z powodu – od wczoraj nie ma u nas prądu. Jestem tak wściekła, że pulsuje mi we łbie i widzę na czerwono. Dobrze, że w robocie przynajmniej mogę się herbaty napić.
A już było tak miło, głowa mnie prawie nie bolała i czytałam sobie „Małżeństwo idealne” (ładnie wydana książka, dużo zdjęć, ale czasem pleśń na chlebie zadaje bardziej interesujące pytania, niż pani autorka Pytlakowska).
To może zajmę się oglądaniem barów w Madrycie, żeby odczarować ciasteczka w przeglądarce i żeby nie dostać wylewu wyobrażając sobie wnętrze lodówki.
PS. W domu nie ma prądu, w biurze napierdala nad głową wiertarka udarowa. Zaraz kogoś zabiję syfonem do bitej śmietany.