Modelka w czapce – sardynce:
A to miejscówka z pasztecikami, a raczej torpedami z dorsza:
Są dwa smaki – z serem i bez. Sam pasztecik wygląda tak (przepraszam, ale już go nadgryzłam, ale i tak widać jaki duży) – w tle mozaika z kostki, którą serdecznie pozdrawia moja spuchnięta noga:
Wyszliśmy z hotelu, a tu takie coś – okazało się, że winda Swiętej Justyny. Moim zdaniem bardzo ładna:
A ze Swiętym Antonim to jest jeszcze jakaś grubsza sprawa, o której nie wiem. Taką oto scenę znalazłam w kaplicy w Katedrze – ewidentnie przemawia do ryb i te ryby słuchają. O czym Swięty Antoni rozmawiał z rybami?
A tu N. zamawia pastel de nata w najładniejszej cukierni przy placu:
Nie, ja nie mogę oglądać zdjęć, bo od razu się robię głodna. A propos głodna – mają tam znakomity ryż duszony w pomidorowym sosie. Muszę poszukać przepisu, bo jak nie jestem za bardzo ryżowa, tak ten był pyszny.
Lizbona, maj low!!
A na owocach morza po drugiej stronie Tejo byli? A w restauracji z pîjanym kelnerem kolo dworca Cais do Sodre? Jakbyscie sie jeszcze kiedys wybierali do mojego ukochanego miasta, to moge podrzucic pare fajnych adresow (mam nadzieje ze jeszcze aktualnych)
Czapka genialna 😉 Widać, że wyprawa udana!
coś takiego? (chodzi mi o zawartość pomidorka) https://agelessnation.wordpress.com/2014/11/26/za-czym-kolejka-ta-stoi-do-ostatniego-pomidorka/#more-142
Ale z Ciebie podróżnik no nie pogadasz;p
Pastel denata? Jak kredka nieboszczyka?
:))))))))))))))))))
Ja Cię rozumiem z tym jedzeniem 🙂 Wróciłam z Portugalii po 2 tygodniach chyba z 5 kilo więcej… Paszteciki z dorsza wcinałam niczym taśmociąg, a do tego vinho verde serwowane wraz z pasztecikiem 🙂 …No i oczywiście- boskie ośmiornice!!!! Najlepsze ośmiornice jadłam w Portugalii właśnie!
Moja przyjaciółka mówi, że jestem świrem, bo każde wspomnienia z wakacji zagranicą zaczynam od opisywania żarcia 🙂
Hej, chcialbym Ci szczerze zakomunikowac, ze prowadzisz naprawdę bardzo dobrego oraz ciekawego bloga 🙂 Rzadko kto posiada taki dar jak Ty. Mianowicie posiadasz dar dobrego wladania piórem 🙂 Swietnie piszesz, bardzo dobrze się Ciebie czyta, no i w sumie tresc tez jest w porządku 🙂 Bardzo dziekuje Ci za to, ze dzielisz się swoimi tekstami z czytelnikami 🙂
I to jest właśnie jeden z elementów, za który kocham najbardziej podróże. Nowe smaki kulinarne! Już mam chrapkę na ten pasztecik z dorsza 😉
A cóż to za modelka?
A to jest piękny prezent od naszego przyjaciela z Galicji. Prowadził knajpę i to jest porcelanowa figura z kija do nalewania piwa Estrella Galicja, z pięknej porcelany Sargadelos. Kilka lat temu stwierdził, że mu się już nie chce, lokal wynajął, a Estrelle podarował nam. Stoi na bufecie w kuchni i pilnuje porządku w obejściu.
uczy je śpiewać : “wszystkie rypki śpiowjeziorze, ciuralla, ciuralla, la” 🙂
Nawet chyba tancowac do tego bedzie, bo juz szate podkasal…
Hahahahahaha
kurcze!! nie widzialam tego Antoniego z rybami!!! jak to mozliwe, ze ja przeoczylam motyw rybny?? koniec swiata…
I sobie musialam od razu oczywiscie wyguglowac o co chodzilo, o, to jest króciutkie streszczenie:
http://www.parafia.syrynia.pl/?kazanie-do-ryb,104
A tu, proszę bardzo, rozdział z samych “Kwiatków…”:
http://kwiatki-sw-franciszka.klp.pl/a-7501.html
Też o tym do tej pory nie słyszałam; zamiast piekłem straszyć i politykę uprawiać powinno się takie historie opowiadać w kościele i na religii.
Ta mozaika jest w Katedrze Se, w kaplicy przy samym wyjściu, na bocznej ścianie – łatwo przeoczyć, ale N. robił akurat trzysta zdjęć, a mnie się nudziło i oglądałam wszystko po trzy razy.
O! Tu jest kombo – paszteciki z dorsza i ryż:
http://www.twardyszparag.pl/dania-glowne/pasteis-de-bacalhau-portugalskie-ciasteczka-z-dorsza/
Tylko w tym który jadłam była cebulka i zielona papryka w kosteczkę. To pewnie trzeba wrzucić na etapie obsmażania ryżu.
“Motto kuchni Twardego Szparaga to „smacznie i sexy”” 😀
Przekonał mnie 🙂
Jak rany pomidora, to ja za czasów komuny jadłam portugalski ryż?
W sumie możliwe, bo ojciec koleżanki, u której tego dania spróbowałam, był marynarzem i przywoził ze świata różne dziwne rzeczy, jak np. walkman.
No i ten ryż robiło się nie w garnku, tylko w naczyniu żaroodpornym wstawionym do piekarnika. Wychodził zawsze idealnie – nie za mokry, nie za suchy, przy ściankach naczynia lekko spieczony. Pamiętam, że trzeba było dać ciut mniej wody, niż do gotowania ryżu w garnku (bo z naczynia w piekarniku nie odparowuje), chyba jakoś półtorej szklanki wody na szklankę ryżu, a oprócz przecieru pomidorowego był jeszcze kultowy keczup “Włocławek”, i trochę sproszkowanej, ostrej papryki. I chyba olej. Ten ryż wyżerałyśmy z koleżanką łyżkami wprost z naczynia, gdy tylko trochę ostygł, i nawet bez dorsza był po prostu pyszny. No i teraz będzie za mną chodził.
poproszę o przepis na ryż 🙂