W Lidlu mają rzucic koszulki i kapcie ze Snoopym, no to piszę SMS-a do Zebry, że ja chcę na imieniny. Jedną ze Snoopym i jedną z Hello Kitty.
Na co dostaję odpowiedź „A konsultacji u psychiatry nie chcesz?”.
Co za ludzie. Ostatnio szwagier pytał, czy przypadkiem nie mam bąblowca w mózgu (chodziło o flamingi trawnikowe). A kiedy się dowiedział, że moim ulubionym daniem z dzieciństwa był chleb z musztardą, popijany ciepłą colą z kaloryfera, to uznał, ze jestem reptilianinem.
Nadal lubię chleb z musztardą, ale to musi być dobry chleb. I dobra musztarda, co nie jest takie proste w dzisiejszych czasach. Ale ostatnio znalazłam naprawdę pyszną – czeską, w sporych słoikach bez naklejek. Jest w dwóch wersjach – ciemna i jasna. To ta jasna. Ze świeżym chlebkiem. Yum.
Jaka piękna, piękna pogoda – cała śmierdzę złotym olejkiem i NARESZCIE nic mi nie marznie!…