Moja siostrzenica mówi po klingońsku. Dużo mówi i chętnie, ze swadą i gestykulacją, tylko że po klingońsku. Ale mój indyk jej smakował, więc się nie czepiam.
Dostałam czaderskiego pawia z ogonem z naturalnych piór, niby dekoracja wewnętrzna, ale mowy nie ma – muszę wykombinować, jak go przypinać do włosów. Oraz półmetrowego ceramicznego koguta. Bardzo filozoficzny prezent, na razie zastanawiamy się, jak go zagospodarować wnętrzarsko. Do Nowego Roku mam temat do przemyśleń – “Gdzie postawić koguta i nie oszaleć” (chociaż właściwie to dlaczego by nie oszaleć?).
Filmów też dostaliśmy cały stosik, w związku z czym świąteczne wieczory wyglądały następująco:
WIGILIA: “Elizjum” (bardzo dobry, piękne zdjęcia, Jodie Foster ma nieprawdopodobnie umięśnione łydki, piękny latający Bentley oraz zawsze wiadomo, że jak bohater nazywa się Kruger, to będzie ultraświnią).
BOŻE NARODZENIE: “Pacific Rim” (to oczywiście mój wybór – CUDO! Jeśli coś bym poprawiała, to więcej tych wielkich robotów – Jaegerów – jak je budowali i jak piloci ćwiczyli poruszanie nimi, bo to był świetny pomysł z tą synchronizacją, prawie jak dziewczyny z “Chicago”. Potworów z Pacyfiku trochę mi było żal, jak zarazków z reklam Domestosa, no ale trudno, taka konwencja).
DRUGI DZIEŃ ŚWIĄT – “Iluzja” (film – świetny, widowiskowy, te ich występy naprawdę mogły zakręcić w głowie, no i zaznaczam, że NIE WSZYSTKO zostało wyjaśnione – np. jak ona fruwała w tej wielkiej bańce mydlanej? HĘ? Zakończenie… no… No dobra, niech będzie, ale i tak wolę go jako Hulka).
Oraz mam pytanie – czy każde gospodarstwo domowe w Polsce zostało wyposażone w książkę kucharską duetu Pascal / Okrasa? Bardzo bym to chciała wiedzieć (my oczywiście tak).
Sąsiad powiesił na drzewie lampki akurat w centrum mojego pola widzenia, jak siedzę przy komputerze; boję się, że dostanę epilepsji, bo mają taki wkurwiający tryb mrugania. My nie powiesiliśmy lampek, bo trochę zapomniałam, trochę nie miałam koncepcji. A trochę mam to w dupie, jak powszechnie wiadomo. (Chociaż to oczywiście nie jest takie całkiem wdupiemanie, tylko troska o Wszechświat i eliminacja chociaż jednego źródła entropii).
Miałam dostać Pascala i Okrasę na święta. Moja mama zawzięcie kupowała w Lidlu i zbierała naklejki. Gdy zebrała komplet – książek brakło. I tyle się nacieszyłam.
Ja też! Ja też dostałam Okrasę/Pascala! Ale ja nie mogę mieć pretensji, bo paplałam od święta zmarłych, że od nowego roku zaprzyjaźnię się z piekarnikiem. I na razie dumnie się z tym obnoszę, że motywacja mi jeszcze nie zdechła.
Jasne, że mam Pascalokrasę, wprawdzie na razie tylko przejrzałam, ale bardzo podoba mi się to, że wszystkie składniki do czegokolwiek z książki mogę kupić w jednym miejscu i nie są to Doroczne Targi Dziwnych Przypraw w Edynburgu.
A tak, to jest bardzo wygodne. Oraz – ACH, gdyby mi ktoś zrobił tę Banicę XXL!…
Należę do tych niemających Pascala w duecie z Okrasą, wzgardziłam naklejkami, jak siostra dawała, a sama nie bywałam, bo od dwóch miesięcy z rzadka z domu wychodzę.
pieczareczki wyszly cudo. mlask i mniam. a ja w ramach urodzin (dzis)zakupilam nowa ksiazke: Vegi. wiec sorry paskal odpada.
książka jest i przydała sie bardzo do krojenia cebuli, to działa!!!
Ale cebula była krojona tą książką czy też może leżała na książce w trakcie krojenia?
HA! książkę zaczęłam czytać, bo nawyk mam taki czytania wszystkiego zadrukowanego i wyczytałam triki Pascala i tam jest napisane, że cebulę trzeba zmrozić przed krojeniem i to właśnie działa! posiekany ponad kg cebuli bez łez.
To ja od dawna mam lepszy patent na siekanie cebuli, bez żadnych działań wstępnych: soczewki kontaktowe 🙂 W soczewkach można posiekać bezboleśnie tonę cebuli w półmilimetrową kostkę.
Dżizas, podkusiło mnie, żeby się odnieść do Paskalokrasy (nie mam)! Efekt – zrobiłam od razu pieczarki, które zaiste, boskie wyszły!
Oczywiście że mamy 🙂
Całkiem bezinteresownie udostępniam pomysł na co z kogutem: proponuję zagospodarować go zewnętrzarsko. Na kalenicę go!
Wielkie Thanks
ja TEZ, ja tez mam ksiazke 🙂
Nie mam książki Pascala-Okrasy, oddawałam swoje nalepki pani w kasie.
Nie mam książki Pascala i Okrasy!
Duety kulinarne nie dla wszystkich nadające się.
Jakby jakieś trójkąty czy gruppen gastronomia to może 😉
Oczywiście, że mamy Okrasę/Pascala. Pfff.
Nic to, że na razie stoi na półce. Kiedyś się przyda. 😉
Ha, siostra ma duet kucharski, ale ponieważ nie mogłam tam znaleźć bigosu (!) to na pewno u mnie tej książki nie będzie. Pewnie pojawi się w co drugim domu:)
A ja z innej beczki: ponieważ ufam bezgranicznie twojemu smakowi,podałabys jeszcze raz ten przepis na te pyszne pieczarki,bo latam i latam i nie mogę znaleźć ( a wiem ze kiedyś gdzieś tu był) a na jutro na imprezę bym zrobiła.
To akurat nie mój smak, tylko Hiszpanów, poza tym wszystko się zgadza:
Oliwa, na zimną oliwę czosnek, trochę go pogotować (w ogóle to się ma odbywać na niezadużym ogniu), jak puści smak, to pieczarki w dużych kawałkach, trzymać je aż odparuje woda, na koniec posiekana pietruszka (też niech się chwilkę w oliwie przesmaży), sól i do miski 🙂 I koniecznie pieczywo do wyżerania oliwy.
A czy te pieczarki nie bryzgaja na cała kuchnie?
Nie, bo je się raczej gotuje / dusi na tej oliwie, niż smaży.
Oliwy sporo wlać.