To, co wczoraj na koniec dnia przeżyłam, to normalnie gdybym paliła, to bym trzęsącymi rekami odpalała dziś od rana fajka od fajka. I popijała brandy (nie znoszę brandy).
No więc.
Wraca N. z delegacji służbowej. Otwieram mu drzwi z klucza, no bo w końcu to on ten dom zbudował i niech sobie wejdzie, jak już się ze mną ożenił. N. wchodzi, oczywiście nie przerywając napierniczania przez komórkę (akurat organizował akcję policyjną, żeby posprzątać pijaka leżącego w poprzek nieoświetlonej wiejskiej drogi), a ja dostrzegam kątem oka jakiś RUCH. Patrzę dokładniej.
Z drugiego końca chałupy PĘDZI W NASZĄ STRONĘ szara włochata kulka! Pędzi jak oszalała! Trochę mniejsza od piłki tenisowej. PAJĄK! Ale JAKI! Ogromny, szary, włochaty i – co najlepsze – usłyszał głos N. i gna w jego stronę, mało sobie nie połamie nóg!
Ja oczywiście półzawał i wskoczyłam na żyrandol w przedpokoju.
Pająk przybiegł, zahamował ślizgiem, zamerdał odwłokiem i dał nura pod skrzynię na buty.
Ja wiszę na żyrandolu i nie rozumiem, co widziałam. To znaczy, widziałam już gnające pająki, nie raz. Ale zawsze w druga stronę – uciekały od człowieka, a nie DO! Zwiewały wypłoszone z kryjówki, a nie przybiegały z oddalonego kąta! Na dodatek, poprzedniego dnia skończyła się dwudniowa, dokładna depająkizacja połączona z polerowaniem płaszczyzn w całej chałupie – więc jak ten skurczybyk się ostał?…
N. skończył z policją, odłożył telefon, zdjął mnie z żyrandola i powiedział, że on zna tego pająka. Codziennie się z nim widzi, kumplują się. Nie widzi nic dziwnego w tym, że pająk się przybiegł z nim przywitać, a ja jak zwykle robię dramat, histerię i zamieszanie; mieszka sobie spokojnie pod skrzynią na buty i chyba nic mi od tego nie ubędzie.
No… niby nie ubędzie, ale trochę mi jednak słabo. I co sobie przypomnę, jak on GNAŁ z rozwianym włosem (na nogach), to naprawdę bym zapaliła z nerwów. I niech N. mu mnie nie przedstawia, niech on się ze mną nie wita, albo od razu powieszę w przedpokoju defibrylator (w Monako defibrylatory wiszą na latarniach, sama widziałam).
Chociaż. W robocie N. musi się czasem z takimi osobnikami dogadywać, że wierzę mu, że włochaty pająk w domu to dla niego relaks, rekreacja i sama przyjemność. (Ale musi się od razu zaprzyjaźniać?…)
Tak czy siak – wezmę i zwariuję, a MAM w tym roku powody, oj mam!
Uwielbiam Twoje notki!!!
A Wy o tych pająkach to straszne rzeczy piszecie, zaczęłam się już nerwowo oglądać za siebie…
Słyszałam, że w tzw. potworniaku mogą być zęby i włosy, ale pająki?? Chyba gorzej byc nie może
A ja w kwestii włosów (na nogach) rozwianych. Dlaczego łysy na rowerze jeździ z rozpiętym rozporkiem? Bo też chce poczuć wiatr we włosach!
Historyjka pierwsza klasa! Ja też jakiś czas temu miałam swoją przygodę z pająkiem, opisałam ją tu: http://virgo1982.blogspot.com/2013/05/mr-jak.html. Pozdrawiam!
No to ja Wam tu jeszcze taki smaczek na deser do tego arachnofobistycznego wątku dorzucę. O takim paskudztwie jak potworniak pewnie wiele z Was słyszało (mam nadzieję, że tylko li wyłącznie słyszało). Gdyby jednak nie, to pokrótce przybliżę – jest to rodzaj łagodnych na ogół zmian nowotworowych, które czasem pojawiają się tu i ówdzie w ciele człowieka i składają się z różnego rodzaju zanieczyszczeń, które migrują po jego organizmie. Szczegółów Wam oszczędzę, można przeczytać, a nawet obejrzeć tu i ówdzie. Gwóźdź programu jest taki, że w ich wnętrzu można ponoć czasem znaleźć także pająki, który zakradają się do naszego wnętrza, gdy śpimy z otwartymi ustami. Ot, co!
no, dzięki edyta, i Ty myślisz dziewczyno, że ja teraz spokojnie zasnę… kurcze, co za koszmar jakiś
pająków trzeba się bać 🙂 nigdy nie wiadomo kiedy cię taki nie uwali
Otóż z tym kotem to nie jest tak do końca prawda, nie każden jest łowny. Mój kot boi się pająków, albo one go brzydzą, nie wiem. W każdym razie jak mój kot widzi pająka, to albo spiernicza na brzuchu do łazienki, JA oczywiście za kotem, bo to znak, ze w domu łazi pająk, albo jak pająk mały, to mu się usuwa z drogi i tylko łypie z ukosa czy aby już sobie poszedł. A przecież nie ukrywam, że jednym z dość istotnych powodów wzięcia tej znajdy do domu była wizja mieszkania bez pająków i wszelkiego innego obrzydlistwa, a tu taki ZONK.
Masz rację, nie każden się nadaje. Swojemu to czasem specjalnie okno wieczorem otwieram, żeby robactwa naleciało, bo inaczej morde drze, żebym z nim po mieszkaniu ganiała (tia, mój własny kot traktuje mnie jak dużą ćmę 🙁 ) albo wpatruje się w każdą kropkę na ścianie z nadzieją, że ta zacznie się ruszać.
A Twój innych wielonożnych też się boi/brzydzi, czy tylko pająków?
Tego mojego dekla nie interesuje żadne robactwo. Muchy też ignoruje, zasadniczo jak się tak teraz zastanowiłam, to on ma wyrąbane na każdego jednego robaka:/On chce mieć święty spokój i pełną michę. Głównie siedzi nadęty i nafochany. Taka sytuacja.
Twój?
http://www.demoty.pl/kur-a-68040
Napuść Szczypawkę na pająka.
a w ogóle mi słabo, tak obrazowo to opisałaś
Moje dotychczasowe doświadczenia w materii pająków domowych wskazują, że najlepiej sprawdza się kot. Taki, którego z domu się nie wypuszcza. Z nudów wyłapie nie tylko wszystkie ćmy, muchy i mole, ale i pająki. No dobra, z komarami idzie mu jakby gorzej :/
Odkąd mamy sierściucha, pająki nie ośmielają się wyłazić z baardzo niedostępnych kątów. Jeden jedyny, jaki spędza mi sen z oczu, zalągł się w rogu sypialni pod sufitem, gdzie kot nie sięga. Powinnam potraktować go odkurzaczem (znaczy pająka) ale jakoś czasu nie było. Albo postawię drabinę dla kota bo czasem wystaje pod tym pająkiem i żałośnie płacze, żeby go podsadzić .
No ale może takiego zaprzyjaźnionego, powiewającego futerkiem na powitanie to szkoda by było kotem… ? No i co Szczypawka na to?
Uprzedzam, że kradnę określenie “depająkizacja”, bo jest absolutnie cudowne. Co do reszty to podziwiam Twój hart ducha – gdybym ja dowiedziała się, że mam w domu zameldowanego i zaprzyjaźnionego z mężem pająka, niechybnie byłabym już co najmniej na etapie pakowania walizek (czy sobie, czy mężowi to już inna sprawa, prawdaż).
A ja tam lubię pająki:) w przeciwieństwie do mojego wybranka, który krzyczy na ich widok i z reguły mam wówczas około minuty na znalezienie im nowego domu;)
ja takiego mam w sypialni, zauważyłam wczoraj jak wylazł do moich korali! nie wiem jak wysprzątam TAMTEN kąt, doprawdy nie wiem. nie próbuję sobie nawet wyobrażać, że to stworzenie wyłazi poza swoje terytorium kiedy śpię (tj poza to co ja rozumiem jako jego terytorium czyli pajęczynę za szafą. tuszę, że on nie uważa za SWOJE terytorium całej MOJEJ sypialni). właśnie przeczytałam, że te bydlęta gryzą! kurna, chyba muszę urządzić polowanie. jutro idę po łuk i strzały.
a te chude co się gnieżdżą zaraz koło łóżka, bo inaczej im smutno, to nawet lubię, one niegroźne są, od dzieciństwa się z nimi przyjaźnię. ale te z włosami powiewającymi- horror…
Ja miałam przez wiosnę i pół lata zaprzyjaźnioną kątnicę, czyli samicę kątnika w garażu. Siedziała sobie w lejku z pajęczyny i jak otwierałam drzwi, to wychodziła się przywitać. Miłe to było, ale mam takie dziwne wrażenie, że mniej miłe byłoby gdyby stacjonowała w mieszkaniu.
Barb, ja już po. Jest naprawdę w porządku, tzn. bez żadnych większych i jakoś szczególnie odczuwalnych zmian. A te wszystkie bukiety po sama wiesz ile róż – warto było 🙂 Choć Tobie to ja bym podarowała z wiadomej okazji pudło/kosz/inne naczynie wypełnione po brzegi sama wiesz iloma książkami/filmami etc. takimi, jak lubisz 🙂
albo tyloma flaszeczkami ulubionego hiszpańskiego winka:)
umarłam:))))))))
to nie pająk jakby co
klikać można bez obaw ^^
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=426204884152297&set=a.192270474212407.34793.192269477545840&type=1&theater
To prawda , że z pająkami można się zaprzyjaźnić. Mój szwagier miał zaprzyjaźnionego olbrzyma w kibelku, jak zagwizdał to pajęczysko przyłaziło i dostawał porcje lekko stłamszonych much . Nigdy ale to przenigdy nie wylazł z ukrycia jak ktoś obcy pojawił się w “świątyni dumania”, jedynie na znajomy gwizd ta czarna cholera reagowała.
:)) http://demotywatory.pl/4203909/No-i-co-sie-drzesz
musi być bardzo dobry człowiek ten twój N. skoro nawet pająki ma za przyjaciół.a może on jak Hagrid lubi WSZYSTKIE zwierzątka? im brzydsze tym lepiej..:)
No naprawdę. Nie wiem co napisać. To jednak dość dziwne było. ;))))
Tam są takie bardziej kapcie i jakieś sportowe do deptania.
Niemniej każdego buta od dziś będe sprawdzac półtorametrowym kijem.
Skoro ON siedzi pod skrzynią z butami, rozumiem, że od dzisiaj chodzisz bez butów…