Lodówkę wczoraj myłam. Najpierw tłuste półki. Później doszłam do wniosku, że wszystkie kefiry i sery są tłuste i nie mogę ich włożyć do umytej lodówki, więc myłam kefiry. A następnie myłam blat, na którym leżały tłuste kefiry. Fuj. Nie znoszę. W dodatku latał nade mną w trakcie tej pracy wielki komar widliszek, którego nie było komu złapać w garnek i wyrzucić, bo N. na delegacji.
Z racji tego, że N. na delegacji, pooglądałam sobie Fringe i zakąsiłam najnowszym odcinkiem "The Killing" i w okolicy kładzenia się spać zaczęły mi się trząść kolanka. Jak ja po tym wszystkim usnę!… Poszłam poszukać jakiejś książki na wyciszenie, koniecznie takiej, w której nie ma żadnego trupa. Nie było to łatwe, ale w końcu znalazłam – "Książkę kucharską Alicji B. Toklas".
Alicję B. Toklas czyta się troszkę jak dobre opowiadania science fiction. I nie chodzi już nawet o okonia dla Picassa, tylko o składniki i sam proces przyrządzania potraw. Pani Alicja, oczywiście, ma dość gruby romans z masłem, co zrozumiałe, bo to w końcu głównie kuchnia francuska. Każdy przepis zaczyna się od minimum trzech łyżek stołowych masła, niekiedy zmieszanych w proporcji 1:1 ze smalcem. Pycha. Aha, i miały kiedyś z Gertrudą Stein polską kucharkę, Anielę, która gotowała im dania kuchni polskiej i wiecie co? Były ZA CIĘŻKIE. Dla osoby, która robi pastę do kanapek z pieczarkami w proporcjach "wziąć tyle samo pieczarek, co masła" kuchnia polska była za ciężka.
Ale już zupełnie nie do przeskoczenia są przepisy, w których używa trufli. Ona używa tych trufli tyle, jak gdyby rosły u niej w domu w doniczkach. Albo na ścianie. Pierwsza z brzegu zapiekanka ziemniaczana – warstwy ziemniaków przekładać warstwami trufli. Żyjemy w czasach, kiedy "oliwa truflowa" to plasterek trufli zanurzony w cysternie oliwy. A do makaronu z truflami podchodzi do stolika kelner gnąc się w pasie, z kawalątkiem trufli wielkości paznokcia i tarką jubilerską, i tym kawałkiem trufli przeciąga centymetr nad tarką nad naszym talerzem, i to się nazywa, że dostaliśmy makaron z truflami. A ona przekłada warstwy ziemniaków warstwami trufli!…
To prawie jak obiad ubogiego chłopa rosyjskiego. Gotowane kartofle z kawiorem.
Następnie trafiłam na rozdział, w którym Alicja otrzymała przesyłkę z sześcioma gołębicami i wszystkie je udusiła własnoręcznie.
To tyle, jeśli chodzi o książkę BEZ TRUPA w moim domu. Nie spałam do czwartej rano.
O, ja też ostatnio umyłam lodówkę.
Otworzyłam z intencją “co by tu zjeść”, ale do tego stopnia nic tam nie było, że stwierdziłam, że to świetna okazja do umycia. Żadnych tłustych kefirów na blacie.
a gdzie oni na słowaji mają takiego ludojada? w stawach?
Naprawdę bardzo przepraszam, ale to SAMO się tak robi!…
Chciałam tylko napisać, że czytałam wczoraj tę notkę o 1 w nocy, siedząc w kuchni. I nagle, tuż za moimi plecami, włączył się SAMOISTNIE pochłaniacz. I to w dodatku a piątkę. Musiałam wezwać męża, bo bałam się sama iść na górę… Ale klimat tu robisz, Barbarello! 🙂
Ale ten Brad Pitt bez małżonki na tym festiwalu jakoś tak mi się podobał:-)))Starzeję się niechybnie,Brad Pitt…………..matko..
a propos Fridy – to bezapelacyjnie byl ewenement jesli chodzi o urode. No bo niby te wasy, do tego brwi jak u wilkolaka, a mimo to przepiekna kobieta. I nie chodzi o ubiór, bo nawet na zdjeciach w koszuli nocnej i bez kwiatow na glowie jest po prostu piekna.
Nie wiem jak to w ogole mozliwe – no bo wyobrazcie sobie np. taka Monike Belucci z wasami i wilkolaczymi brwiami. czy by dalej byla taka piekna.
Takze Frida rules.
Ida, ja mam wydanie z ta moderne okładką, bez zdjęcia, ale wiesz ty co – wąsy srąsy, fajna baba z niej była. Może lubiła swoje wąsy. Frida też miała wąsy.
Dziękuję Koninko:-)I Wam dobrej nocy.
O, a dziś co tu tak pusto dla odmiany?
Barb, jak Ty nie masz w domu nawet książki kucharskiej bez trupów, to chyba cieszę się,że nie mieszkam w Twojej okolicy ;))
A jeśli chodzi o ból głowy, to ja (jako, że tabletki działają na mnie jak chcą, a zwykle nie chcą) mam tylko jedną radę – sen. Także, dobrej nocy Żono.
Nigdy nie czytałam książki kucharskiej,ale nabrałam ochoty,szczególnie po tych wąsach:-)Głowa boli mnie nadal.
W tej książce urzeka mnie zdjęcie obu pań zamieszczone (jeśli mnie skleroza nie myli) na pierwszej lub drugiej stronie. Takiego wąsa jakiego ma Alicja mógłby pozazdrościć niejeden meksykański kucharz. W tym świetle pozbawienie dechu kilku gołębi przed obiadem nie wydaje się już takie “deplace”
Trafiłam przez onet i już zostaję;)
a to dygresja na temat trufli: otóż od dziecka wierzyłam, że cukierki zwane truflami są z trufli :))), a co do samych przepisów – druga znana Pani podobnie nie grzeszy ‘lekkością’ – Nigella;)